Staliśmy na przeciw ubranej w niebieską, zwiewną sukienkę Liv. Przestępowała z nogi na nogę stukając w terakotową posadzkę błekitnymi sandałkami na obcasie. W ręce trzymała beżową listonoszkę, a jej włosy były idealnie ułożone, prawie tak idealne jak makijaż.
Na przeciw niej staliśmy my. Ja w za dużej koszuli bez grama makijażu, ale za to z podkrążonymi oczyma. Dylan w wyciągniętej zmietolonej koszuli i dresach. Stanowiliśmy idealną opozycję do radości mojej przyjaciółki.- no to opowiadajcie! - zaczęła.
Spojzelismy po sobie.
- Pan Baumann powiedział mi dopiero wczoraj, nie mogłam w to uwierzyć, ta zouza, bez urazy Dylan, wiem, że się z nią miałeś żenić - dotknęła ramienia Dylana z chwilowym współczuciem na co on zmarszczył brwi - więc ta zouza, twoją siostrą!Dylan potarł oczy rękoma.
-Liv - zaczął - czy ktokolwiek powiedział ci, że ona nie żyje? - spytał ze spokojem w głosie.-jak to nie żyje? Kiedy, gdzie! - zaczeła krzyczeć, wybałaszyła oczy i aż upuściła torebkę.
Ale zanim ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć kontynuowała - przecież niedalej jak wczoraj przynosiłam jej kawę, kiedy podpisywała umowę z jakimś dyżym koncernem farmaceutycznym.
Teraz oboje opuściliśmy nasze założone na piersi ręce.- ale Liv, ona nie żyje już ponad dwa tygodnie, jest pochowana w rodzinnym grobie, co ty wogóle wygadujesz - zaczełam się jąkać.
Dylan zaczął się głośno śmiać, potem na chwilę się uspokoił, potarł rękoma swój mniej wiecej dwutygodniowy zarost.-stary Baumann nas wykiwał! - zmierzył wzrokiem moją pytającą twarz - nic nie rozumiesz słoneczko? Ona żyje, nic jej się nie stało!
Stałam jak słup soli wgapiając się w jego oczy nie mogąc uwierzyć w jego słowa jednocześnie najbardziej skupiając się na tym jak mnie nazwał.
-nie kłamiesz? - zwróciłam się do Liv mierząc ją nieco sceptycznym spojrzeniem
-naprawdę myśleliście, że umarła? Przecież to cwana bestia, mowie wam, że od dwóch tygodni mieszka w NWZL.
Gwałtownie zmarszczyłam brwi przypominając sobie jej ostatnie słowa w moją stronę.
Ona mi praktycznie zdradziła nazwe hotelu.
Jednak jestem głupia.
Złapałam się ręką za głowę.-wszystko w porządku Paulie? - zatroskana przyjaciółka złapała mnie za rękę. - nie wymeczyłeś jej za bardzo, Dylan? - chłopak uniósł brwi na sam szczyt czoła.
-w jakim sensie?- spytałam
-już ty dobrze wiesz w jakim, chyba nie chcesz mi wmawiać, że ta koszula należy do ciebie! Nie bądźcie śmieszni, jesteśmy dorośli - na to oburzenie brunetki oboje się roześmialiśmy.
Spojżałam kątem oka na bruneta, uśmiechał się przygryzając wargę.
W jednej chwili cały cień żałoby zniknął a my znowu byliśmy sobą.Liv wywróciła oczyma. - jest tutaj jakaś kuchnia? Leciałam tutaj samolotem przez 5 godzin, a jedyne co mieli w tej luxusowej klasie ekonomicznej to słabe wifi i zbyt drogie orzeszki ziemne! - dziewczyna wyrzuciła rece w powietrze.
-Kuchnia jest tam - Dylan wskazał brunetce duże drzwi na środku holu, tuż obok schodów.
Nie wiem, czy znajdzie tam coś zgodnego z przydatnością, a tymbardziej czy ktokolwiek tam jeszcze pracuje.
Zostaliśmy sami. Ja i Dylan. Chłopak patrzył mi przez chwilę w oczy. Poźniej szeroko się uśmiechnął i złączył nasze ręce.
- bardzo ładnie ci w mojej koszuli - powiedział. Potem schylił głowę do mojej szyi, gdzie złożył krótki pocaunek, a po chwili wyszeptał wprost do mojego ucha powodując ciarki na całym moim ciele - ale ładniej ci bez.
Po tych słowach przerzucił mnie sobie przez ramię i z wdziekiem gazeli pobiegł przeskakując co kilka schodków na piętro. Po klatce schodowej roznosiły się echem nasze śmiechy.
CZYTASZ
Miłość z przypadku // Dylan O'brien
FanficZwykły urlop przyjaciółek zmienia się w zagmatwaną relację z pewnym przystojnym aktorem. 🥇 #dylanobrien 06.2021 🥇 #stiles 09.2021