39

279 20 4
                                    


Po zbyt cichym i zbyt długim locie w gronie "rodzinnym", oraz zbyt szybkiej jeździe wąskimi uliczkami Francji wciśnięta na siedzeniu między Vee i Jennise znalazłam się Clermont-Ferrand. Już widząc tabliczkę z nazwą miasta odetchnęłam z ulgą. Oczywiście był to dość płytki oddech, który skutecznie uniemożliwiały mi "przyjaciółki".

Nie pamiętam dokładnie kiedy zasnęłam, ani jak dotarłam do pokoju, ale kiedy się obudziłam słońce było już wysoko i świeciło mi przez odsłonięte zasłony prosto w twarz.

Rozejrzałam się po pokoju rozciągając. Był bardzo przestronny i jasny. Jedna ze ścian prawie w całości składała się z szyb. Rozsunęłam jedną z nich, chcąc wyjść na balkon. Niebieskie niebo, mocne słońce i delikatny, przyjemny wiatr spowodowały mój uśmiech. Potem niestety przypomniałam sobie gdzie jestem.

Musiałam wziąć prysznic, by odgonić negatywne myśli, oraz pot, bo nie kąpałam się od mojej brawurowej ucieczki ze szpitala.

Łazienka była w pełni wyposażona w moje ulubione szampony, kremy i kosmetyki. Trochę mnie to złościło, bo oznaczało, że byli przygotowani na mój powrót. Choć z drugiej strony miałam czym się pomalować.

Kiedy spieniałam właśnie szampon, ktoś zapukał do drzwi, a następnie od razu wszedł do środka.

-Dylan!!-wrzasnęłam nakrywając się ręcznikiem w ostatniej chwili.

Chłopak z zasłoniętymi ręką oczami stał na wprost mnie.

-musimy porozmawiać..-zaczął

-to aż tak pilne!?- krzyknęłam - wynoś się z tond!

- ja rozumiem, że możesz być zdenerwowana, ale jest coś...

- wynocha! już!! - wyszłam z pod prysznica i zaczęłam pchać go w stronę wyjścia.

Chłopak jąkał się jeszcze protestując.

- na nic nie patrzę! Zasłoniłem oczy ręką-krzyczał i wiercił się nie wiedząc, że jesteśmy już w mojej sypialni.

-nie ufam twojej ręce!-wybuchłam co chwila poprawiając ręcznik

Kłóciliśmy się nie dając sobie wzajemnie dojść do słowa.

-mogę zasłonić twarz koszulką , jeśli chcesz-powiedział i założył koszulkę na głowę, całkowicie odsłaniając swój tors.

Zatrzymałam się na chwile lustrując jego brzuszek.

Wtedy właśnie do pokoju weszła Vee. Ona nawet nie próbowała pukać.

Czy gdzieś na drzwiach jest napis "nie pukaj, wchodź z buta"? Trochę prywatności no halo.

Zatrzymała się w drzwiach i zaczęła przyglądać się zaistniałej scenie.

Ja w ręczniku, z piana na głowie, Dylan bez koszulki.

Kiedy brunet zorientował się, że niezręczna cisza w pomieszczeniu to efekt obecności kogoś trzeciego opuścił ją zasłaniając mi widoki, ale tej małpie też, a tylko ja mogę oglądać Dylana bez koszulki stojąc w samym ręczniku!

-przyszłaś tu po coś, czy tylko prezentujesz swój wiejski brak manier?-zapytałam

Brunetka kilkakrotnie zamrugała starając sobie przypomnieć cel swojej wyprawy, ale chyba nic nie znalazła, bo bez słowa wyszła zamykając za sobą drzwi.

Tak idź roznoś ploty, tylko tego mi brakowało, zwłaszcza teraz, kiedy Jennise może mnie zabić przez sen. Do trzech razy sztuka.

Spojrzałam na zakłopotanego bruneta.

-wynocha!-warknęłam, a on z rękoma w górze opuścił pomieszczenie.

Przyzwyczajona dawnymi czasami sięgnęłam do szafy, która mnie nie rozczarowała obecnością sporej ilości ładnych ubrań w moim rozmiarze. Trochę jak mini zakupy. Wybrałam niebieska sukienkę z bufiastymi rękawami w małe, białe kwiatki i śliczne białe sandałki. Zakręciłam też jasne włosy w fale lokówką znaleziona w łazience.

Teraz kiedy wyglądałam i czułam się przyzwoicie postanowiłam pomyszkować po domu w poszukiwaniu śniadania. Gdyby nie obecność pozostałych lokatorów dom byłby całkiem przyjemny. Korytarz zamykał się w tych samych barwach co moja sypialnia i pewnie też reszta pokoi. Beż, ecrue, kość słoniowa, odcienie szarości i bladego różu. Wszystko idealnie współgrało i było przyjemne dla oka. Nie miałam wątpliwości, że brał w tym udział jakiś projektant. Ojciec był naturalnie pozbawiony dobrego smaku. Wystarczyło mu piwo, chipsy i władza nad otaczającym go światem.

Zatrzymałam się przy fikusie stojącym w kącie, przy schodach. Usłyszałam wtedy donośny śmiech dobiegający z zewnątrz. Wtedy z sypialni tuż za mną wyszła mała dziewczynka w zielonej sukience. Na twarzy miała dużo piegów. Jej rude włosy były zaplecione w warkocze zawiązane wstążkami. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok, mój uśmiech odbił się echem na jej twarzy. Podałam jej rękę i razem zeszłyśmy białymi, krętymi schodami na niższe piętro.

Miłość z przypadku // Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz