27

620 36 17
                                    

-To ty?! - pisnęłam widząc twarz mojego ex wciśnięta między siedzenia.

-oh nie rób takiej rozczarowanej miny, słodzinko.

-Słodzinko? Powodujesz u mnie odruch wymiotny. Zabrałeś Vee ze sobą na tę podróż na tylnym siedzeniu ze szpitala? Czy nie zmieściła się w furgonetce? - fuknęłam ze złością wyrywając mu rękaw mojego kitla.

-Uwielbiam twoje akty zazdrości.

-zazdrości? najpierw musiałoby mi zależeć, a jedyne co do ciebie czuje to obrzydzenie.

-Czyżby? A kilka dni temu przed hotelem z tym gościem? - uniósł brwi.

W odpowiedzi wywróciłam oczyma.
-nie bądź żałosny.

-ty nie bądź żałosna, widziałem was w starbucks.

-czy twój terapeuta też o tym wie?
To powinno się leczyć.

-to był przypadek.

-ty na moim tylnym siedzeniu to też przypadek?! - warknęłam zbyt głośno, bo przez chwilę zdawało mi się, że małe rude stworzenie na siedzeniu obok się budzi.

Simon wychylił się z tylnego siedzenia mierząc wzrokiem małą.

-jeszcze jeden ruch i właduje kulkę prosto w twój pusty łeb. - warknęłam przykładając pistolet bezpośrednio do jego głowy.

Chłopak uniósł ręce na znak poddania i cofnął się na tylne siedzenie opierając o zagłówek.

-słodzinko, załatwmy to inaczej, pojedziemy do baru, tutaj niedaleko, obgadamy nasze sprawy, nie urządzając strzelaniny przy niewinnym dziecku. Co ty na to? - jego kącik ust powędrował w górę. Był zbyt pewny siebie.

Wywróciłam oczyma. Ponownie. Po związku z tym człowiekiem można skończyć z zezem.
-dobra - wysapałam uruchamiając silnik - tylko żadnych gierek.

Dylan pov.

Nie mam auta, bo przyjechałem tutaj walonym radiowozem. Dzwonię po ubera, ale to jakieś cholerne zadupie i uber każę mi spadać.
Tułam się teraz jakimiś ciemnymi uliczkami, do tego jest już poważnie ciemno.
Jeśli z tych peryferiów uda mi się dotrzeć do Lizbony przed zmrokiem może uda mi się złapać jakiś autobus, autokar, cokolwiek do Porto.
Może jeszcze ją złapie.
Tak ta myśl dodawała mi teraz odwagi, w ciemnym zaułku pełnym śmietników i szczurów.
Jakiś pijany mężczyzna niemal kładzie się na mnie po zatoczonej drodze do domu. Odpycham go, a on toczy się dalej.
Dlaczego wybudowali komisariat w takim miejscu?
Słyszę szmer.
Czuje jak przyspiesza mi tętno.
Rozglądam się.
Budynki z czerwonej cegły po obu moich stronach, miedzy nimi śmietniki i ogólny syf.
Przyspieszyłem kroku.
Nagle sterta śmieci po mojej prawej stronie porusza się i odchrząkuje.
Przyspieszam bardziej.

- przepraszam... - słyszę za sobą.
Odwracam się.
Za moimi plecami stoi bardzo brudny mężczyzna. Jego twarz jest obklejona błotem i liśćmi, ubrania śmierdzące i poszarpane.

Kulturalny menel.

-poratuje Pan piękny kilkoma euro? - charczy.

Chaotycznie zanurzam rękę w kieszeni wyszukując monet.
Pusto.
Jak to?
Szukam telefonu, ale też go nie znajduję.
Przecież dwie ulice dalej dzwoniłem po ubera.
Mężczyzna chrząka z niezadowoleniem i powoli podchodzi w moją stronę. Odsuwam się od niego jednocześnie obmacując się w poszukiwaniu komórki.
Wtedy potykam się i upadam, czując ogromny smród dochodzący zewsząd.

-proszę, proszę, proszę...

Miłość z przypadku // Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz