67.

35 2 0
                                    

Miles roześmiał się perliście prezentując wszystkim wokół swoje prześliczne dołeczki.
Czemu wcześniej ich nie widziałam?

-od zawsze słyszę, że wyglądam młodo, plotkarskie magazyny ścigają się odejmując mój wiek, ale dzięki temu mam asa w rękawie i nikt mnie nigdy nie podejrzewa.

Nie do końca zrozumiałam do czego pije.

-tak naprawdę mam 26 lat.

Typ jest starszy ode mnie.

Dylan uniósł brwi i zaczął nerwowo szukać czegoś w kieszeni.

-to niewiarygodne, wygladasz na 10 lat mniej! - pisnęła Abby nie wyczówając półapki swojego chło... (nie wypowiem tego dla dobra sprawy) brnęła dalej roześmiana.

Weszlismy do środka. Czerwone fotele, potężne, zabytkowe meble z ciemnego drewna, kominek, czerwona cegła na ścianach i czarne, druciane świeczniki. Loftowo, ale przytulnie.

Kiedy Miles odsówał mój fotel zaczełam przyglądać się ramką z paspartu. Mnóstwo czarno-białych zdjęć zdobiło ścianę na wprost mnie.

Z mojej lewej strony usiadł szatyn, po mojej prawej brunet, a na wprost szatynka.

Chwilę błądziłam wzrokiem po jej twarzy, unikając kontaktu z obydwoma panami.

Po chwili bardzo niezręczną ciszę przerwała Abby:
- myślałam że to restauracja z wyższych sfer, dlaczego nie dostaliśmy jeszcze żadnego menu?
uniosła rękę i szybko zamachała do jednej z kelnerek, która natychmiast skruszona przyniosła 4 egzemplarze dużych ksiąg. Były oprawione w plastry drewna, na których został wydrażony napis menu wypełniony złotą farbą. Przeglądałam się temu chwilę, zaczełam przesuwałac palcem po żłobieniach, literka po literce. Poczułam na sobie czyiś wzrok. Automatycznie podniosłam głowę do góry i spojrzałam na bruneta. Dylan obserwował moje palce, zderzyliśmy się spojrzeniami. Przeszły  mnie po plecach dziwne ciarki, jakby wewnętrzne ciepło. Starałam się z tego otrząsnąć ale w jego wzroku było co nie pozwalało mi się oderwać. Zapalił we mnie drobne iskierki nadziei, nadziei że jeszcze jeszcze coś do mnie czuje. Patrzyłam na niego, a on patrzył na mnie. Byliśmy jak zahipnotyzowani. Z jego strony nie był już to ten wściekły wzrok, raczaj cos na wzór wyrzutów sumienia. Wiedział co zrobił, wiedział że zawinił.  - Pauline? - zapytał nagle, wytrącając mnie z zamyslenia - możemy porozmawiać? na osobności? - spytał lekko zachrypnięty, nie odrywając odemnie wzroku.
-teraz? - drgnęłam przestraszona - jeszcze nie wybrałam co chcę zjeść. - szybko dodałam.
-proszę - powiedział, nie patrząc na zaskoczoną Abby, ani zaczytanego w menu Milesa.
Odsunęłam krzesło do tyłu, a on już podbiegł żeby mi pomóc wstać.
Kiedy wstałam, a on zasówał za mną krzesło musnął lekko ręką moją talię. Powodując dreszcz i jednoczesny ucisk w podbrzuszu.

Czemu on tak na mnie działał?

Znałam ten dotyk za dobrze.
-Proszę- powiedział, jeszcze raz szeptem prosto do mojego ucha.
Lekko skinęłam głowa.
Nasze pary milczały lustrując całą sytuację. Wyszliśmy z restauracji. Był już późny wieczór. Na zewnątrz zrobiło się zupełnie ciemno, świeciły tylko gwiazdy i jedna latarnia gdzieś w oddali. Ledwo widzieliśmy swoje twarze. Musiałam stanąć na prawdę blisko. Poczułam wieczorny chód i zaczęłam lekko dygotać kiedy zimny wiatr musnął moje łydki. Zaczełam pocierać swoje gołe ramiona rękoma.
- o czym chciałeś porozmawiać - wydukałam szorstko nie patrząc na niego.
- Kim on jest - warknął.
-mogę cię spytać o to samo - odpowiedziałam patrząc na noski moich szpilek.
Z czasem wzrok zaczął przyzwyczajać się do ciemności i zauważyłam małe róże na parapetach okien restauracji. Światło ze środka rzucało pasy "widoczności" na kostkę brukową.
Byłam jakby nie obecna. Mężczyzna którego tak bardzo pragnęłam był tak blisko, a jednoczesnie tak daleko. Po tym wszystkim zostawił mnie przez taką bzdurę, a kiedy go najbardziej potrzebowałam rozmył się w powietrzu. A teraz nagle się pojawia i idzie z kimś na randkę!
Mocniej zacisnęłam szczękę.
wtedy Dylan złapał mnie za rękę.
-Spójrz na mnie - krzyknął
-po co - Nie odwróciłam wzroku od róż.
-to nie była moja wina... - zaczął.-nie chciałem cię zostawiać.
-skinęłam lekko głową obserwując ledwo widoczne ściany budynku.
- ta dziewczyna w restauracji to też nie jest twoja wina?! - odpowiedziałam bardziej spokojnie niż się tego po sobie spodziewałam.
-jesteś zazdrosna o Abby? - przechylił głowę tak aby znaleźć się w polu mojego widzenia.
-nie! skąd! - wybuchłam - Uwielbiam twoje nowe dziewczyny, jestem ich fanką - prychnęłam- najpierw moja urocza siostrzyczka teraz ona, a kidy przyjdzie pora na MNIE?! - zagalopowalam się w mojej furii, nie chciałam tego powiedzieć, nie chcialam po sobie pokazać, że mi zależy. Przegrałam. Wreszcie spojrzałam na niego. Jego twarz była coraz bliżej mojej.
-czym dla ciebie jest miłość? - wyszeptał, kiedy nasze usta się niemal zetknęły.
Zabrakło mi tlenu. Nie mogłam nic powiedzieć. to był Dylan mój Dylan?
Błyszczącymi oczami wpatrywał się we mnie, poczułam ukłucie serca. Kąciki jego ust zaczęły lekko drgać. Przełożył kosmyk moich włosów za ucho, objął rękoma moją twarz. Zetknęliśmy się czołami.
Już nie czułam zimna, już nie dogotałam. Zadrżałam dopiero kiedy przypomniałam sobie o naszej sytuacji, odepchnęłam go i odeszłam kilka kroków w tył. Oblizał usta. Uśmiechnął się i podbiegł do mnie popychając prosto na ścianę. Przygwoździł mnie do niej i pocałował.  Pocałował tak jak kiedyś, tak jak wtedy w Porto kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Jego pocałunki zaczęły po chwili schodzić na moją szyję, a ręce wędrować coraz niżej i niżej, aż dostały się pod moją sukienkę. Czułam się jak narkoman, który dostał swoją działkę. Byłam uzależniona od tego człowieka. Całe moje ciało dopominało się jego obecności i bliskości. Potrzebowałam go, żeby żyć.
Nagle oboje usłyszeliśmy głośny trzask drzwi restauracji i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Jego dotyk powodował mój paraliż.

Przed nami stanęła roześmiana Abby.
-Wiecie gdzie jest toaleta? Nie mogę jej znaleźć - pisnęła. Potem zamilkła.
Wiedziała?

Miłość z przypadku // Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz