30

486 24 1
                                    

-Leon! - pisnął mój idiotyczny ex opuszczając broń i przybijając piątkę ze swoim najlepszym przyjacielem.

Nie widziałam go od tygodnia, kiedy to lecieliśmy tym samym samolotem, bo nagle całej trójce zachciało się Porto. Ciekawe gdzie teraz podziewa się ta suka Vee, wyjdzie mi tu zaraz z pod stołu, czy objada McDonald's?

-myślałam, że się wypisaliście z no wiecie... - burknęłam pod nosem na co obaj spojrzeli na mnie tak jak patrzy się na debila, któremu wszystko trzeba tłumaczyć drugi raz.
Brunet odgarnął grzywkę jednym gestem i dosiadł się do nas. Czułam jak jego niebieskie soczewki prześwietlają mnie na wylot.
Obaj schowali swoją broń w spodnie.

Pewnie mają tam dużo miejsca- ta myśl w mojej głowie spowodowała uśmiech.

-Nigdy nie zrezygnowałbym z wyścigów - zaczął niebieskooki i kilkakrotnie machnął ręką ponaglając barmana.

-Ona tego nie rozumie - Simon pociągnął ostatniego łyka z kieliszka i się roześmiał. - Nigdy nie lubiła prędkości.

Rozmawiali przy mnie zupełnie jakby mnie tam nie było, jednak postanowiłam robić dobrą minę do złej gry i śmiać się z tego jak zapomnieli, że prawie zginęłam w jednym z wyścigów. Nienawidziłam ich. Zrobią wszystko dla pieniędzy nawet poświęca czyjeś życie, a to cena której nie mogłam zapłacić dlatego odeszłam. Chociaż bywali przydatni, na przykład numer z bronią - kiedy jest potrzebna zawsze znajdziesz ją w pobliżu. To przykazanie Halla i jednocześnie złota zasada :,,Dbamy o swoich". Zmroziło mnie na wspomnienie o nim.
Właśnie, broń.

-Leon, skąd wiedzieliście gdzie mnie znaleźć? - przerwałam im jakąś bezsensowną rozmowę o silnikach w pół zdania. Wiedziałam, że mnie nie okłamie.

Niebieskooki zmierzył mnie wzrokiem.

-Chyba nie myślisz, że tylko twój aktorzyna odwiedzał cię podczas pobytu w szpitalu. Właściwie wszystko zawdzięczasz Carter.

-Carter? - powtórzyłam jak dziecko.

-Jennise Carter- odpowiedział jakby to było oczywiste. - Jest nową zdobyczą Halla, jestem pewien, że już się poznaliście.

Nagle wszystko w mojej głowie zaczęło się układać.
Liv nie załatwiła tej pracy poprzez ciotkę, tylko przez Halla. Chciał, żebym się tu znalazła. Chciał, żebym spotkała Dylana. Otrucie mnie przez Jennise nie było tylko aktem zazdrości.
To wszystko to skomplikowana gra, której jestem częścią.
Myślałam, że się od tego wszystkiego uwolniłam.
Byłam pewna, że to zwykły urlop przyjaciółek, wyjedziemy na trochę, zarobimy kase jako asystentki, poopalamy się...
Jak mogłam być tak głupia.
Z moich myśli wytrąciło mnie pytanie Leona, którego nie dosłyszałam

-... prawda, Paulie?

-hmm? - zapytałam powracając do teraźniejszości.

Wtedy zapanowała cisza, bo właśnie do naszego stolika podszedł barman.
Brązowooki zamówił teqille, tak jak ja a Leon whiskey z lodem.

Kiedy mężczyzna zniknął chłopak powtórzył swoje pytanie.

-wrócisz z nami do domu, prawda Paulie?

Niemal zakrztusiłam się alkoholem.

-ttak - wyszeptałam pod nosem.

Prędzej skoczę z mostu, niż gdziekolwiek z wami pojadę, dupki.

Wywróciłam oczyma i dopiłam zawartość kieliszka.

-idę na stronę - burknął w moją stronę ex lekko podpitym głosem.

-gdzie idziesz - spytał Leon, kiedy ten znikał w tłumie.

-poszedł odcedzić kartofelki - Roześmiałam się.
Przy Leonie mogłam czuć się swobodnie, głównie dlatego, że był we mnie zakochany od lat, choć bez wzajemności z mojej strony. Z nim byłam bezpieczna. Poznaliśmy się w dzieciństwie. Mieliśmy po 9 lat. Jego ojciec był mechanikiem na naszych wyścigach. Wymykaliśmy się po starcie, żeby oglądać konkurencje z wieży za trybunami i jeść serowe chrupki. Jego tata zawsze na nas krzyczał, mówił że wieża jest niestabilna i że to niebezpieczne. Niesłuchaliśmy, aż pewnego dnia konstrukcja runęła.
Zatrzymałam się wzrokiem na długiej poprzecznej bliźnie Leona na przedramieniu upamiętniającej tamten moment.
Ralph, tata Leona był jedną z ,,ofiar" wyścigów, ale nawet jego wypadek nie powstrzymał mnie wtedy przed udziałem. Jaka ja byłam głupia.

Rozmyślania pchnęły mnie gdzieś daleko, do rzeczywistości przywrócił mnie dopiero sam Leon.
Chłopak złapał mnie za rękę i jednym haustem wypił zawartość świeżo przyniesionego kieliszka.

-Co tam u ciebie Paulie, tak na serio, bez tego dupka? - puścił mi oczko

-Cóż, po za tym, że "ten dupek" jest tutaj i nie daje mi spokoju, tak jak jego gruba Vee to przeżywam całkiem miłe wakacje. Oczywiście pomijając otrucie.

Chłopak się roześmiał ukazując dołeczki w policzkach.

-A jak u ciebie? - spytałam kiedy barman dolewał mi do kieliszka.

-miałem wypadek - zmarszczyłam brwi i spojrzałam z troską na chłopaka.

Muzyka w tle grała bardzo głośno, różowe światło przebijało z parkietu a ludzie prawie wylewali się na nasz stolik, więc Leon przysunął się do mnie, żeby lepiej mnie słyszeć.

-Nie mogę jeździć, teraz Hall zmusza mnie do czarnej roboty. - oparł się głową o zagłówek czerwonej kanapy.

-nie możesz odejść?

-wiesz, że bym chciał, ale nikt nie może odejść, nawet jego ukochana córeczka... - Spojrzałam na niego kiedy wymawiał dwa ostanie słowa. Przeszły mnie ciarki.

Wypiłam cały kieliszek i wstałam starając się obejść kanapę i dopchać do parkietu.

-wiesz, że cię kocham - usłyszałam za sobą

Miłość z przypadku // Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz