Rozdział 30

14 3 0
                                    

Kelly

Nie raz nocowałam u Rose i czułam się dość swobodnie. Tym razem jednak było inaczej. Nie przeszkadzali mi chłopacy ani Janet, ale było jakoś inaczej.

Przebudziłam się w środku nocy. Nie wiem, która była godzina, bo nigdzie nie mogłam znaleźć swojego telefonu, ale z głębi mieszkania usłyszałam jakiś zgrzyt, łupnięcie i kilka męskich przyciszonych głosów. Nie były to głosy kolegów Rose co mnie zaniepokoiło. Bałam się podnieść i sprawdzić co się działo, albo chociaż pójść kilka kroków dalej do pokoju Rose. Leżałam, więc odwrócona plecami do drzwi, z zamkniętymi oczami wyobrażając sobie, że coś mi się przesłyszało. Przecież jakby coś się działo to Rose lub ktoś inny by zareagowali. Chociaż mogli mocno spać. Zaczęłam nasłuchiwać. Nic nie było słychać. Zaczęłam liczyć. Byłam już przy sześćdziesięciu trzech i zaczynałam myśleć, że faktycznie coś musiało mi się przyśnić, gdy nagle łóżko tuż obok mojego boku się ugięło, czyjeś kościste kolano wbiło mi się w żebra, a silna ręka zasłoniła mi usta. Nie zdążyłam w żaden sposób zareagować, krzyknąć, uderzyć, nic.

- Cii. - usłyszałam, a gdy mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności zauważyłam tuż nad sobą czyjąś ciemną twarz trzymającą na ustach palec wskazujący, a drugą rękę przyciskającą mocno do moich ust, całkowicie je zasłaniając.

Nagle przybyszowi z ramienia opadły do przodu szare włosy. Zobaczyłam ciemnoniebieskie oczy.

Rose. Przestałam się szamotać. Widząc to, Rose odjęła rękę z moich ust.

- Co ty...

- Cii! - uciszyła mnie ponownie.

Szybko i sprawnie podniosła się z łóżka i trzymając mnie mocno za nadgarstek, machnęła wolną ręką, abym poszła w jej ślad.

Nie rozumiałam o co jej chodziło, aż do momentu, gdy z dołu mieszkania znów usłyszałam jakieś hałasy i przekleństwa. Przypomniałam sobie. To było naprawdę, nic mi się nie przyśniło, ktoś był w mieszkaniu.

Rose stanęła oparta plecami o ścianę tuż przy futrynie drzwi. Jedną ręką nadal ściskała mój nadgarstek, nakazując w ten sposób, abym trzymała się blisko niej. Spojrzałam na jej skupioną twarz. Wzrok miała utkwiony gdzieś w nieokreślonym punkcie poza pokojem. Jej uścisk na moim nadgarstku był niezmiennie silny. Nie miałam pojęcia, że Rose miała aż tak dużo siły. Nie raz w szkole się siłowałyśmy, ale nie przypominałam sobie, aby była aż tak silna. Spojrzałam znów na nią. Miała zmarszczone brwi – nasłuchiwała. Stałam bardzo blisko przyjaciółki i coś cały czas mroziło mnie w bok nawet przez materiał bluzki od piżamy. Opuściłam wzrok i zamarłam. Zza pasa krótkich spodenek Rose, wystawał pistolet. Chciałam zrobić krok do tyłu, ale jej siła nie pozwoliła mi na to. Spojrzała na mnie, po czym jeszcze bardziej wzmacniając uścisk na moim nadgarstku wyciągnęła mnie z pokoju. Po kilku krokach przykucnęłyśmy przy balustradzie schodów. Podniosłam wzrok i zauważyłam, że wszyscy znajomi Rose byli na nogach w różnych odległościach od nas. Wszyscy mieli przytomne spojrzenia i skupienie wymalowane na twarzach. Nie odzywali się do siebie, ale zamiast tego porozumiewali się dziwnymi gestami, podobnymi do języka migowego lub w taki sposób jak żołnierze na filmach akcji.

- Zostań tutaj. - Rose zwróciła się do mnie, niemal niesłyszalnym szeptem, po czym oddaliła się bez słowa.

Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam odwagi. Rose bezszelestnie, na boso niemal przefrunęła przez korytarz na piętrze. Przeszła przez barierkę i opuściła się w dół. Musiałam się wychylić przez szczeble poręczy, aby ją zobaczyć. Wtedy zauważyłam, że w salonie na parterze było dwóch młodych chłopaków. Kojarzyłam ich z pobliskiego gimnazjum. Stali tyłem do Rose, która właśnie wisząc na rękach z barierki na piętrze, bezszelestnie opuściła się na kanapę stojącą niżej w salonie. Rozejrzałam się dookoła. Janet była na korytarzu kilkanaście kroków ode mnie. Tobias i Nathan powoli, ale bezszelestnie schodzili po schodach, a Dominic stał w pogotowie przy barierce.

Chłopacy z gimnazjum zaczęli między sobą rozmawiać.

- Tutaj nie ma nic wartościowego. - odezwał się szeptem jeden z nich.

- Musi coś być. Mieszkali tu bogaci ludzie. - odparł równie cicho drugi.

Nagle odezwał się całkiem inny głos. Dziewczęcy.

- Dla was na pewno nie ma tu nic ciekawego. - w tej samej chwili salon zalało jasne światło.

Po chwili dotarło do mnie, że dziewczęcy głos należał do Rose, która siedziała na kanapie, a Nathan po prostu zapalił światło w salonie.

Gimnazjaliści momentalnie zbledli na twarzach. Myślałam, że jeden z nich zaraz zemdleje, ale jakoś się zebrał w sobie.

- Co... jak... - jąkał się jeden z nich.

- Włamania są karalne. - warknęła Rose.

Ten ton przeraził chłopaków. Ja też poczułam jak włoski na karku stanęły mi dęba. Nigdy nie słyszałam, aby Rose mówiła tak oschłym i nieprzyjaznym tonem. Nie znałam tej strony mojej przyjaciółki.

- Lepiej stąd spadajcie, dopóki jeszcze jesteśmy mili. - odezwał się Tobias.

Chuligani bez słowa ruszyli biegiem do wyjścia, potykając się o wszystko możliwe, nawet o własne nogi. Rose i jej towarzysze odprowadzili ich spojrzeniami, a gdy upewnili się, że już na pewno są daleko Rose obróciła oczami i opadła na kanapę.

- Co za gówniarze. - westchnęła.

- Dobrze, że to tylko gówniarze. - odezwała się Janet przechodząc obok mnie.

Tuż za nią szedł Dominic. Wstałam gwałtownie, aż zakręciło mi się w głowie. Zlekceważyłam to jednak i szybkim krokiem ruszyłam za wszystkimi po schodach na dół. Chciałam tyle powiedzieć, o tyle zapytać, że nie wiedziałam od czego zacząć.

- Co to było? - wyrzuciłam w końcu z siebie.

Cała piątka spojrzała na mnie. Mieli takie miny, jakby dopiero teraz przypomnieli sobie o mojej obecności. Nastała cisza. Nikt nie odpowiadał na moje pytanie. Wszyscy patrzyli na Rose. Ona zaś westchnęła i oparła głowę o kanapę.

- Co to, do cholery, było? - powtórzyłam pytanie, tym razem skierowane konkretnie do Rose, bo najwyraźniej to ona tu dyrygowała.

- Niby co? - odpowiedziała pytaniem.

Jak ona mogła udawać, że nic się nie stało?

- Co to były za jakieś akrobacje rodem z filmu akcji i dlaczego masz pistolet? - dociekałam.

Rose spojrzała na mnie leniwie, ale jej oczy były bez wyrazu.

- Och, daj spokój Kelly. Lepiej idźmy już spać. - rzuciła obojętnie  i ruszyła w stronę schodów.

Chciałam coś powiedzieć, ale nawet sama nie wiedziałam co. Nie rozumiałam tego, co zobaczyłam i nie wiedziałam dokładnie jak sformułować odpowiednie pytania, aby nie brzmiały strasznie idiotycznie.

Zaraz w ślady Rose poszła pozostała czwórka jej przyjaciół. Spojrzałam na Nathana. Przez chwilę wydawało mi się, że on też miał wetknięty przy pasie pistolet, ale nie byłam w stanie się odezwać.

Podobnie jak wszyscy, ja też wróciłam do łóżka. Nie chciałam spać, chciałam wszystko przeanalizować, ale sen przyszedł zaskakująco szybko.

Nieczysta Gra : AsesinoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz