Prolog

355 14 0
                                    

Tego dnia nie była najładniejsza pogoda dlatego Marissa spędzała popołudnie z dziećmi w mieszkaniu. Wspólnie ze swoją córką piekły ciasteczka. Było zawsze przy tym bardzo dużo zabawy i śmiechu.

Nagle tą swobodną i radosną atmosferę przy wypiekach przerwał dzwonek do drzwi. Marissa nie spodziewała się gości, co też ją bardzo zaskoczyło. Zostawiła czternastoletnią córkę w kuchni przy piekarniku pełnym ciasteczek i ucałowała w główkę swojego rocznego synka, leżącego w łóżeczku. Podeszła do drzwi i otworzyła je powoli.

Widok osoby, którą zobaczyła w progu bardzo ją zaskoczył i zaniepokoił. Wiedziała, że pojawienie się go nie wróżyło nic dobrego, ale mimo wszystko musiała zachować ostrożność i czujność. Szczególnie ze względu na córkę.

- Witaj, Marisso. - odezwał się mężczyzna.

W ręku trzymał kwiaty i małego pluszowego misia.

- Czego chcesz, Boris? - zapytała oschle Marissa.

Nagle tuż za nią pojawiła się jej córka o równie brązowych i falowanych włosach jak matka. Stanęła z boku i przyglądała się przybyszowi.

- Dzień dobry, księżniczko. - uśmiechnął się Boris robiąc krok w przód. - Proszę, to dla ciebie. A miś dla brata.

Podał dziewczynce kwiaty i pluszową maskotkę, a ona ostrożnie przyjęła prezenty. W momencie, gdy dłoń dziewczynki sięgała po zabawkę, zauważyła na nadgarstku gościa nie duży tatuaż, przestawiający czarnego skorpiona. Przez chwilę mogłaby przysiądź, że obrazek się ruszał, ale to była tylko jej wyobraźnia. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Marissa bacznie obserwowała całą sytuację, ale nie chciała wykonać żadnych gwałtownych ruchów. W końcu Boris wyprostował się ponownie, a kobieta zwróciła się do córki.

- Kochanie, idź zobacz czy ciasteczka już się upiekły. - oznajmiła, a córka bez słowa zniknęła w kuchni.

Teraz Marissa mogła w pełni skupić się na przybyszu.

- Po co tutaj przyszedłeś?

- Wpadłem w odwiedziny. Nie wpuścisz mnie?

Marissa nie ufała mu, ale coś w spojrzeniu mężczyzny nakazywało jej ustąpić. Przesunęła się umożliwiając przejście Borisowi, po czym zaprowadziła go do salonu. Przygotowała dwie herbaty i podała talerzyk z ciepłymi jeszcze ciasteczkami.

- Uroczą masz córkę. - odezwał się Boris popijając herbatę.

- Nie przyszedłeś tutaj po to, aby prawić komplementy pod adresem moich dzieci. - zauważyła ozięble Marissa. - A więc czego chcesz?

- Ależ ty się zrobiłaś podejrzliwa i nieufna.

Boris westchnął opadając głębiej na fotel.

- Stałam się taka od czasu, gdy postanowiłeś uprowadzić mojego syna.

- A ty nadal o tym? Przecież nic mu nie jest.

Obrócił oczami i wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę.

- W tym domu się nie pali. 

Oburzona Marissa wstała z fotela, zabierając papierosy mężczyźnie i zanosząc je do kosza.

Z każdą chwilą ta wizyta przestawała się jej podobać, ale wiedziała, że nie mogła być zbyt złośliwa i nieuprzejma. Znała Borisa na tyle dobrze, aby wiedzieć do czego był zdolny, a był on naprawdę niebezpiecznym człowiekiem.

Chwilę później Marissa wróciła do salonu i zajęła swoje poprzednie miejsce. Złapała łyk herbaty i spojrzała w kierunku schodów, z których właśnie schodziła jej córka.

Nieczysta Gra : AsesinoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz