Rozdział 37

12 1 0
                                    

Boris zawsze był o jeden krok przede mną co mnie naprawdę coraz bardziej irytowało. W końcu jednak udało mi się wpaść na, nie zapeszając, dobry plan. Opowiedziałam go z grubsza Janet i chłopakom, ale aby podać im dokładne plany i szczegóły, potrzebowałam wczytać się dokładnie w pewne dokumenty, które były w gabinecie mojego ojca...znaczy Francisa. Nadal nie mogłam przywyknąć do myśli, że mężczyzna, który mnie wychował nie był moim biologicznym ojcem.

Zostawiłam Tobiasa, Dominic'a i Janet w gabinecie wśród papierów, a sama zeszłam do kuchni, aby zrobić kawę. Było już późno. Kelly odwiozłam do domu przed dziewiątą rano, teraz było już grubo po dwudziestej trzeciej. Cały dzień spędziliśmy z trójką moich towarzyszy na odszukiwaniu potrzebnych mi informacji wśród ich wielkiej liczby. Teraz potrzebowaliśmy czegoś, co choć trochę pomogłoby nam nie zasnąć. Zapaliłam światło w kuchni. W domu nadal panował bałagan po strzelaninie sprzed kilku dni. Dzięki interwencji prezydenta Magnusa, nikt po tych wydarzeniach nie pałętał się po domu. Na podłodze w kuchni, przedpokoju i salonie nadal walały się potłuczone fragmenty szyb i porcelanowych przedmiotów, które kiedyś zdobiły salon, a wśród szkła widać było kilka rodzajów naboi. Podeszłam do blatu kuchennego, na którym stał ekspres do kawy. Podstawiłam dwa kubki i wcisnęłam kilka przycisków, po czym ekspres zaczął swoją pracę. Czekając na gorącą kawę odwróciłam się przodem do wyspy kuchennej. Na blacie nadal leżały resztki kubka, w którym tamtego ranka zrobiłam kawę. Doskonale pamiętałam, że jakby pojedynczy pocisk nie roztrzaskał go na kawałki, to nie wiedziałabym, że dom został otoczony przez pomioty Borisa.

Właśnie. Nagle coś przyszło mi do głowy.

Zbity kubek stojący centralnie przede mną, dokładnie pomiędzy mną a Kelly. Pojedynczy strzał. Dopiero chwilę po nim dom zaczęli ostrzeliwać.

To nie mógł być przypadek. Ktoś mnie ostrzegł. Zaczęłam dokładnie rozglądać się po kuchni. Całkowicie zapomniałam już o kawie, która właśnie została zrobiona. Sprawdziłam możliwy tor lotu, który przebył pocisk wycelowany w kubek i po kilku minutach szukania, znalazłam. Pocisk 12,7mm. Identyczny jak ten podczas akcji, na którą zabrał naszą grupę Carl podczas nauki w akademii. Pocisk z karabinu Barrett M83. Ktoś mi pomagał. Zacisnęłam pocisk w dłoni. Musiałam się dowiedzieć kim był ten tajemniczy pomocnik i czego ode mnie chciał, bo na pewno musiał czegoś chcieć w zamian.

Wzięłam gotowe kawy i ruszyłam po schodach na piętro, do gabinetu. Pocisk schowałam do kieszeni moich spodni. Nie zamierzałam na razie mówić przyjaciołom o moich przypuszczeniach dopóki nie będę mieć pewności.

- Rose, znaleźliśmy już wszystko, czego potrzebujemy. - odezwała się Janet, gdy weszłam do gabinetu.

- Świetnie. A więc teraz możemy dokładnie wszystko zaplanować. - postawiłam kubki pełne gorącej kawy na nie dużym stoliku pod ścianą.

Usiadłam na obrotowym krześle i zaczęłam przeglądać informacje, plany, notatki i inne rzeczy. Wszystko co aktualnie leżało przede mną dotyczyło jednej z kryjówek ludzi Borisa. Francis musiał naprawdę długo węszyć w sprawie jego i jego ludzi, bo notatki i plany były bardzo szczegółowe i dokładne. Kryjówka, która aktualnie mnie najbardziej interesowała i którą obraliśmy za cel znajdowała się w starej restauracji na Brooklynie.

Wraz z Janet i chłopakami ułożyliśmy dokładny plan działania, ustaliliśmy porę ataku i dwa awaryjne plany, dokładnie przemyśleliśmy jaką broń i amunicję zabierzemy ze sobą, a wszystko to zajęło nam całą noc. Gdy w końcu doszliśmy do wniosku, że wszystko jest ustalone i omówione za oknem zaczynało świtać. Postanowiliśmy przeznaczyć dzień, który właśnie się zaczynał, na odpoczynek, a po zmroku mieliśmy wyruszyć z Manhattanu w drogę na Brooklyn.

Nieczysta Gra : AsesinoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz