Rozdział 10

254 20 51
                                    

Sloane

Od piątej trzydzieści siedziałam na planie. To było dla mnie normalne, ale i tak potrzebowałam hektolitrów kawy, by być w stanie funkcjonować. Kiedy ja przygotowywałam się do pierwszej sceny, Nina spała na fotelu obok. Z reguły tego nie robiła, ale najwyraźniej musiała być bardzo zmęczona.

Dokleili mi elfie uszy, we włosy wpletli coś co miało imitować ciernistą koronę. Do tego dostałam piękną, połyskującą suknię w kolorze kości słoniowej. Była piękna, ale okropnie niewygodna. Jednak nie miałam w zwyczaju narzekać. Zawsze starałam się być jak najbardziej profesjonalna.

Nie chciałam budzić menadżerki, ale musiała coś dla mnie załatwić. I to najszybciej jak to tylko możliwe. Szturchnęłam ją lekko, ale nie przekręciłam głowy, ponieważ właśnie robiono mi makijaż. Nina się przebudziła, uniosła, przetarła oczy wierzchem dłoni i spojrzała na mnie.

- Wszystko gra?- zapytała.- Ale ekstra wyglądasz.

- No wiem.- zachichotałam.- Chyba się przyzwyczaję do szpiczastych uszu. Musisz coś dla mnie załatwić, to bardzo pilne.

Nina potaknęła. Dyskretnie jej pokazałam, żeby się do mnie nachyliła. Zrobiła to od razu.

- Ciastka maślane, wiesz które, muffinki z jagodami i jeszcze…- uśmiechnęłam się lekko.- trochę czekoladowych ciastek z marihuaną.

**

Do apartamentu wróciłam bardzo późno. Byłam wykończona, wręcz padałam na twarz. Chciałam jedynie wziąć szybki prysznic, a potem paść na łóżko i po prostu zasnąć. Więcej mi nie trzeba było. Zwłaszcza, że jutro z samego rana, dokładnie tak jak dzisiaj, musiałam stawić się na planie. To było najgorsze w tym wszystkim. Te nieludzkie pory, o których musiałam zrywać się z łóżka. Jednak już się zdążyłam przyzwyczaić. Dlatego też uzależniłam się od kofeiny. Piłam minimum trzy dziennie.

W niedzielę miałam pracować nieco krócej, więc jeszcze zdążę pojechać odwiedzić tatę, a potem krótka wizyta u Antona. Chciałabym dać mu prezencik, skoro nadal nie jest przekonany co do mnie. Niektórzy z was mogliby sobie pomyśleć: kompletnie jej odbiło.

Być może. Jednak mimo wszystko wiem co robię. Może Anton ma problemy z dragami, a dawanie mu takich doprawionych ciasteczek to wielki błąd, ale nie do końca. Poza tym nikt nie sprawdzi co to za wypieki, a ja chcę mu pomóc. Kilka takich ciastek, w zamian za odstawienie wszystkich innych dragów. Zresztą to będą wypieki z marihuaną leczniczą, a ja jestem święcie przekonana, że wcale mu nie zaszkodzą. Powiem prawdę. Sama czasami je jadam, i są pyszne. Anton wygląda fatalnie, jakby ktoś odebrał mu całą radość z życia. Może rzeczywiście tak jest, ponieważ w końcu trafił na odwyk. Może powinnam dać mu spokój i nie ingerować w to wszystko co tam z nim robią. Jednak ja tak nie potrafię. Nie umiem po prostu przejść obok obojętnie. Wtedy nie byłabym sobą. I zapewne jestem jedyną osobą, która posunęłaby się do tak niekonwencjonalnych metod. Ale, kurde. Naprawdę wiem co robię i nie zamierzam nikogo wtajemniczać. Nawet Niny, chociaż przeważnie mówię jej wszystko. Bo to nie tylko menadżerka, która potrafi wszystko, ale również przyjaciółka, na której mogę polegać. Nie zadaje niewygodnych pytań, ale zawsze mnie rozumie.

Teraz też nie chciała wiedzieć, po co konkretnie mi te wszystkie wypieki. Szczególnie, że nawet jeśli kocham słodycze, to nie dałabym rady zjeść ich sama. Nie ma takiej opcji. Zamierzałam załatwić je dla jakiegoś niedawno poznanego faceta, który mnie nie lubi. Właśnie o to chodzi. Może mnie traktować jak gówno, zwykłą sukę, ale to jeszcze nigdy mnie nie odepchnęło. Zaintrygował mnie, dlatego zamierzałam zrobić wszystko co konieczne, by Anton Davis naprawdę mnie polubił. Chciałabym go trochę poznać. Wydaje się serio dobrym aktorem, skoro ledwo wyłuskałam to co na serio czuje. Gdyby się pozbierał, wyszedł z nałogu i postanowił zmienić podejście, odnalazłby się w moim świecie. Bo mam wrażenie, że zasługuje na wiele, ale nie potrafi dopuścić do siebie myśli tego typu.

Save yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz