Anton
- Jest po północy, a ja za niecałe pięć godzin muszę wstać.- zachichotała.- Tymczasem nie chce mi się spać, a my leżymy nadzy w skołtunionej pościeli.
- Hej.- przekręciłem się na bok, podparłem głowę na ramieniu. Patrzyłem na Sloane z góry.- Wiesz ile lasek chciałoby być na twoim miejscu?
Zaśmiała się znowu, przytknęła dłoń do mojego policzka i pogładziła lekko skórę. Poczułem przyjemny dreszcz na całym ciele.
- Oh, domyślam się.
Położyłem się lekko na niej i zacząłem łaskotać, nim zdążyła zaprotestować. Pisnęła, starała się odepchnąć moje dłonie, ale nie bardzo jej się to udawało.
A ja nie zamierzałem zaprzestać swojego ataku.- Anton!
- Już to krzyczałaś, ale chętnie posłucham znowu.- poruszyłem znacząco brwiami.
- O Boże, zboczeńcu!
- Ewidentnie mam jakieś boskie moce.- zaśmiałem się i przyłożyłem usta do jej szyi.
- Jesteś niemożliwy, wiesz?
- Już gdzieś to słyszałem.
Sloane zaczęła się lekko podnosić. Docisnęła kołdrę do cycków. Odepchnęła mnie, tak że runąłem na materac. Zaskoczyła mnie.
- Naprawdę powinnam się położyć, bo na planie będę wyglądała fatalnie.
- Jasne, rozumiem.- mój dobry humor nagle odszedł w zapomnienie.
Sloane od razu to zauważyła, jakby przed tą dziewczyną niczego nie dało się ukryć. Spojrzała na mnie pytająco, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
- Co się stało, Anton?
- Nic, naprawdę. Po prostu nad czymś się zastanawiałem.
- Nad czym?
- Co teraz ze mną będzie.- wymruczałem pod nosem.- Muszę wziąć się w garść, zacząć wreszcie odpowiadać za własne życie. Znaleźć jakąś pracę, żeby nie żerować na tobie.
- Ja wcale tego tak nie odbieram, skarbie.
Chcę żebyś tutaj teraz był, teraz i już zawsze. Może to za szybko, ale kocham cię, wiesz o tym. Kiedy jutro wrócę z planu, pomyślimy o wszystkim. Na razie nie chcę żebyś się stresował, i byś myślał, że pozostało ci polegać na mnie. Chciałam byś dla mnie został, a ty postanowiłeś tak zrobić, więc… no jesteś tutaj. Niczego więcej nie potrzebuję.- Zobaczyłaś we mnie coś…
- Co usilnie starałeś się ukryć.- przerwała mi gwałtownie.- Ale nie jestem głupia, i musiałbyś zakopać prawdziwego siebie, żebym do niego nie dotarła. A teraz odpocznij, chyba ci się to przyda.
- Tak, masz rację.
**
Kiedy się obudziłem, było już po ósmej. Sloane nie było w łóżku, czego oczywiście się spodziewałem. Przed szóstą musiała pojawić się na planie. Poderwałem głowę z miękkiej poduszki, zmrużyłem oczy, żeby przyzwyczaić je do jasności. Rolety w oknach były podniesione. Na szafce nocnej dostrzegłem srebrną tacę, a także karteczkę. Sięgnąłem po nią, pomrugałem żeby odpędzić sen, i móc przeczytać co zostało na niej napisane.
Śniadanko, Księciuniu. Do zobaczenia wieczorem, i bądź grzeczny.
Uśmiechnąłem się bezwiednie. Przekręciłem się na plecy. Sięgnąłem po przygotowane kanapki. Może to żaden rarytas, ale wszystko inne pewnie by wystygło zanim bym się obudził. Byłem bardzo wdzięczny Sloane, że o mnie pomyślała. Siedziałem w jej łóżku, i jadłem śniadanie, które dla mnie przygotowała.
CZYTASZ
Save yourself
Teen FictionNarkotyki. To rozluźnienie, które ze sobą niosą. Ten spokój jaki zyskujesz. Stałe bycie na haju. To się liczy dla Antona. Wie, że nawet gdyby się postarał, to pozostanie nieudacznikiem, który nigdy nie dorówna starszemu bratu. Zamyka się we własne...