Rozdział 7

254 18 39
                                    

Anton

  Kogoś w końcu zamorduję. Jeśli teraz się zbliżą, wybuchnę jak bomba nuklearna. Kazali mi zerwać się bladym świtem, kiedy mój dzień zawsze rozpoczynał się od popołudnia. A jednak po pierwszym detoksie, byłem kompletnie wyzuty… ze wszystkiego. Nie miałem energii, nic do mnie nie docierało i mógłbym tak leżeć godzinami w tym brzydkim pokoju, wpatrując się w sufit.

A co jest najgorsze? Mój współlokator, który za bardzo chce nawiązać ze mną jakąś więź. A ja się nie przyjaźnię z wariatami. No dobra. Czasami może tak. Gość ma ten sam problem co ja, ale jest w ośrodku już od dłuższego czasu, więc wygląda naprawdę nieźle. Chociaż trochę się go boję. Ma na imię Florian (dlatego nie mogę mu ufać), a do tego uśmiecha się do mnie jak psychol i cały czas zagaduje. Nawet kiedy wczoraj próbowałem zasnąć, i już prawie mi się to udało, ten kretyn musiał się odezwać. Nienawidzę takich ludzi. Dawno powinien zauważyć, że nie jestem przychylnie nastawiony, do zawierania nowych znajomości. A jednak przyczepił się jak rzep psiego ogona.

Do tego za dwadzieścia kilka minut, miałem mieć pierwszą „terapię”. Nienawidzę tego słowa. Wręcz kłuje mnie w język. To jakbym rzeczywiście był wariatem. Jak się dowiedziałem od mojego „kumpla” Floriana, jest wiele osób na które muszę uważać. Pełno tu maniaków seksu, głównie facetów. Jednak podobno nie przejmują się czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Jeśli ktoś się na mnie rzuci i będzie chciał przelecieć, zwiewam stąd. Żywcem mnie nie weźmie jakiś uzależniony od seksu kretyn. Naprawdę trafiłem do wariatkowa. Nie ma co. Czuję się jak w domu.

- Anton?

- Czego chcesz?- odburknąłem.

Siedziałem na brzegu łóżka. Bez butów, w starych dresach i rozciągniętej koszulce. Włosy miałem zmierzwione, a palce, które zaciskałem na prześcieradle, niebezpiecznie drżały.

Florian zakrył się kołdrą po same uszy. Widziałem jedynie parę zielonych ślepi, śledzących każdy mój ruch. Chciało mi się wymiotować.

- Dziwnie wyglądasz, wiesz? Dobrze się czujesz? Mam kogoś zawołać?

- A skombinujesz mi telefon, żebym mógł zadzwonić?

- Przykro mi.- pokręcił głową.- Nie martw się. Za kilka dni będzie ci przysługiwała jedna rozmowa.

- Też mi pocieszenie. Odwal się, dobra?

- Jesteś strasznie drażliwy.

- Na głodzie.- warknąłem gniewnie.- Chyba wiesz co to znaczy?

- Też bym wciągnął, ale jakoś się powstrzymuję.- wzruszył ramionami. Nieco opuścił kołdrę, więc mogłem zobaczyć całą twarz chłopaka.- Powinieneś się przewietrzyć, Anton. Czasem to pomaga. Przynajmniej w moim przypadku.

- Potrzebuję koki. Nie możesz mi tego dać, więc kurwa siedź cicho.

Poderwałem się z łóżka i w pośpiechu zacząłem zakładać trampki. Wtedy ktoś zapukał i drzwi zaczęły się otwierać. Zobaczyłem kobietę w średnim wieku. Szczupłą, ładnie ubraną, z miłym wyrazem twarzy. Trzymała w dłoniach gruby notes oraz długopis. Wyprostowałem się bardzo powoli. Wbiłem w nią zaciekawione spojrzenie. Oczywiście wiedziałem kto to taki.

- Dzień dobry, Anton.- odezwała się słodko. Teraz naprawdę rzygnę.- Jestem Tammy Centineo, twoja terapeutka.

Wyciągnęła do mnie dłoń. Jednak nie zamierzałem jej uścisnąć. A kiedy to zrozumiała, po prostu cofnęła rękę. Jednak nie wyglądała na zakłopotaną czy zniechęconą. Wręcz przeciwnie. Tryskała z niej jeszcze większą energia niż na początku.

Save yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz