Rozdział 20

259 17 130
                                    

Anton

- Sloane!- krzyknąłem.

Biegła w moim kierunku. Nieco się chwiała na czarnych, wysokich szpilkach. Prawie zderzyła się z pamiętną paprotką. A za nią podążał policjant. Jeden z tych, którzy mnie przesłuchiwali.

- Anton.

Zdjęła okulary przeciwsłoneczne i założyła je na dekolt czerwonej koszulki. Miała na sobie ołówkową spódnicę i wyglądała obłędnie.

Złapała mnie za przegub, pociągnęła, tak że musiałem wstać z krzesła. Siedziałem w głównym holu, gapiłem się w ścianę. Starałem się dojść do siebie. Miałem straszny, wisielczy humor. Począwszy od tego, że właśnie byłem na odwyku, a im dłużej to trwało, tym ciężej mi było. Jeszcze sprawa z policją, dziennikarzami, Sloane... a pewnie jeszcze sporo nam spadnie na głowę. Miałem złe przeczucia.

Slo zaciągnęła mnie do mojego pokoju, który aktualnie był pusty. Pchnęła mnie na łóżko. Opadłem zaskoczony na materac, podparłem się na łokciach i na nią spojrzałem. Policjant stanął w otwartych drzwiach. Uśmiechnąłem się bezwiednie.

- Nie tak brutalnie, kocico.- poruszyłem brwiami i nie potrafiłem powstrzymać tego zadowolonego uśmieszku.

- Hej!- parsknęła i pokręciła głową.- Czy ty właśnie zażartowałeś? Przestałeś być taki poważny, no nie wierzę.

- Kiedyś stale taki byłem, taki zabawny, więc postanowiłem po części, bardzo powoli... wracać do korzeni.

- Cieszę się, ale teraz... chyba wiesz czemu przyszłam.

Potwierdziłem skinieniem głowy. Uniosłem się nieco. Sloane przysiadła na łóżku Floriana. Wciąż czułem na sobie wzrok policjanta, a to mnie nieco krępowało. Jednak skupiałem swoją całą uwagę na kobiecie.

- O co chodzi z tym napadem? Bo ja naprawdę nie wiem w czym rzecz.

- To akurat jest prawda.- skrzywiła się nieznacznie i dotknęła dłonią brzucha, więc zawiesiłem tam wzrok, dosłownie na chwilę.- Zostałam napadnięta.

- Co takiego?- wytrzeszczyłem oczy.- Ale... nic ci nie jest?

Nie wiedziałem dlaczego o to zapytałem, ale to pierwsze o czym pomyślałem. Miałem nadzieję, że to tylko fałszywe informacje, a tak naprawdę nikt nie napadł na Sloane. A jednak to się stało i ktoś próbował mnie wrobić w napad i pobicie, a do tego ta heroina, którą u mnie znaleziono.

- Żyję. Trochę oberwałam, skradziono mi jedną rzecz i nic poza tym.

Wtedy powoli coś zaczęło do mnie docierać. Nachyliłem się, oparłem łokcie na kolanach.

- Złoty zegarek?

- Tak.- potaknęła niemrawo.- Podobno go u ciebie znaleziono.

- Owszem. W mojej kurtce, razem z masą heroiny, ale przysięgam, że ona nie była moja. Ja nic nie zrobiłem, Sloane.

- Wierzę ci. Nie musisz się o nic martwić. Jakoś to rozwiążemy. Nie wiem o co tu chodzi, ale ktoś ewidentnie próbuje cię wrobić. Najpierw zostaje napadnięta, kradną mi zegarek, potem ten anonimowy donos i policja znajduje wszystko w twoich rzeczach.

- A od czasu naszego wspólnego wyjścia, nie opuszczałem ośrodka. A jeśli media dowiedzą się o tej sprawie z policją?

- Zadbam, by już więcej nie dowiedzieli się na twój temat.- zapewniła.- Przepraszam za to co się wydarzyło do tej pory. Zapewne nie jest ci na rękę, że przez znajomość ze mną, po sieci i w telewizji krążą nasze wspólne zdjęcia. A do tego dowiedzieli się o tobie zbyt wiele.

Save yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz