Rozdział 9

246 18 34
                                    

Anton

- Co się wydarzyło? Ledwo nad tobą zapanowałem, chłopaku.

- I niepotrzebne.- prychnąłem pod nosem.

- Czyżby?- dyrektor zaśmiał się głośno, łokcie oparł o blat biurka.- Gdyby nie ja, twój kolega mógłby być już martwy. Śmierć przez uduszenie.

- Po pierwsze, to nie jest mój kolega, ciągle to powtarzam.- zacisnąłem dłonie w pięści i ciężko wypuściłem powietrze.- Po drugie, wcale bym go nie zabił. Umiem się kontrolować, kiedy jest to konieczne. A Florian nie potrafił zrozumieć, że ma się trzymać ode mnie z daleka.

- On rozumie cię lepiej niż myślisz. Tylko sam tego nie dostrzegasz, Anton. Przecież jedziecie na tym samym wózku.

- Nie. Nasze sytuacje są kompletnie inne.

- Doprawdy?- Malcolm uniósł brwi.- Jesteś tu z powodu narkotyków, ponieważ postanowiłeś z nimi powalczyć. Florian także. Pojawił się tutaj niewiele wcześniej od ciebie, ale macie taki sam cel. Nie możesz się na niego rzucać, bo nie chcesz by ktoś się mieszał w twoje sprawy. W ośrodku jest pełno osób, które jeszcze nieraz się wmieszają, uwierz mi. Nie pozbędziesz się każdego. A on chciał cię tylko poznać, chciał się zaprzyjaźnić. Większości młodym ludziom, którzy do nas trafiają, to pomaga. Gdy mogą liczyć na kogoś, kto doskonale rozumie cały ten ból. Przepraszam za moje wścibstwo, ale chciałbym wiedzieć. Masz jakichś prawdziwych przyjaciół?

- Jasne.- skłamałem.

- I to takich, którzy mogliby cię tutaj odwiedzić?

Przygryzłem dolną wargę. Pomyślałem o Rachel, Moxie, Cooperze oraz o wielu innych, z którymi widywałem się na co dzień. A więc wszystko było jasne. Może i się kumplowaliśmy, czy coś w ten deseń, ale nikt nie mógłby się tutaj pojawić. Banda ćpunów i alkoholików, w miejscu gdzie leczy się wszelkie uzależnienia. To chyba nie bardzo by przeszło. Miałem przeczucia, iż Malcolm już o tym wiedział, a te pytania miały na celu, by mi coś uświadomić. A ja nadal nie chciałem wierzyć.

A jednak to prawda. Nie mam prawdziwych przyjaciół. Bo kumple do ćpania i napalone panienki z którymi się zabawiam, to nie to samo.

- W porządku.- wywróciłem oczami.- Tego raczej by nie zrobili.

- A co złego jest we Florianie?

- Wiele rzeczy.- zaśmiałem się cierpko.- Co na początek? Ma straszne imię. To coś co krzyczy „nie ufaj mi, pod koniec okażę się gejem i cię zdobędę”.

- Masz poczucie humoru.- Malcolm się zaśmiał.- A to się naprawdę chwali. Gdybyś tylko chciał, mógłbyś stać się duszą towarzystwa nawet tutaj.

- Nie sądzę by ktokolwiek rozumiał moje żarty. Nawet brat i jego przyjaciel, nigdy tego nie ogarniali. Ale w moim życiu są tylko dwa stany. Albo jestem wściekły na cały świat, albo bez przerwy żartuję.

- Lepiej gdybyś skupiał się bardziej na tym drugim i zapomniał o całej złości jaką w sobie nagromadziłeś. A wracając do Floriana. Co jeszcze możesz o nim powiedzieć, prócz obiekcji do imienia?

- Jest cholernie miły, śmieje się za głośno, ale nigdy nie podnosi głosu. To pieprzona oaza spokoju, a ja sobie z tym nie radzę. Kiedy przez tyle lat obracasz się w głośnych środowiskach, nie umiesz się nagle przerzucić na tą ciszę.- westchnąłem przeciągle.- Nie jestem taki, Malcolmie. Zawsze byłem wulkanem energii, wszędzie mnie pełno, uwielbiam bycie w centrum zainteresowania. Poważnie. Jednak to tylko wtedy, gdy ja mówię, a inni słuchają. Bo najbardziej na świecie nie znoszę gdy inni coś mi mówią lub wchodzą w słowo. Wtedy jestem sfrustrowany i… dzieje się to co kilkanaście minut temu.

Save yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz