Rozdział 14

240 18 60
                                    

Sloane

- Kurwa mać.

Wyrzuciłam ręce w powietrze, poderwałam się z krzesła i pisnęłam uradowana. Natomiast z ust Antona wyleciało jeszcze wiele niepochlebnych słów. Rzucił karty na stół, a twarz ukrył w dłoniach. Usłyszałam głośny jęk zawodu.

- Wygrałam, panienki!- wycelowałam palec w chłopaka, a wtedy on na mnie spojrzał.- Jesteś mój, Antonie Davisie. Szykuj się na najlepszy wieczór w twoim życiu, kochasiu.

Anton starał się ukryć uśmiech. Podniósł się powoli, wzruszył ramionami.

- Czyżbyś była cudotwórczynią, Sloane?- zaśmiał się.- Bo nie sądzę, żeby łatwo poszło ci z Malcolmem.

- Lubi mnie, i uważa za odpowiedzialną, młodą osobę.

- Pogadamy, kiedy już pokażesz mi zwolnienie warunkowe.- wywrócił oczami.

- Proszę bardzo.- rozłożyłam ramiona na boki.- Zaraz jestem z powrotem, skarbeńku.

- Chwila moment.- tata się poderwał i zaczął nam przyglądać, po czym skierował słowa do Antona.- Kręcisz z moją córką, młody?

Anton odkaszlnął teatralnie, zaczął się śmiać. Miał bardzo ładny śmiech, ale rzadko się śmiał. Przynajmniej ja rzadko to słyszałam. A teraz to robił. Natomiast mi prawie oczy wyszły z orbit.

- Jezu, tato.- wymruczałam.

- Nie, nie, nie.- odezwał się Anton.- Ja chcę żeby dała mi spokój, ale jest zbyt uparta, jak widać. Upatrzyła mnie sobie za cel, nie wiem z jakiego powodu.

- Ja też nie wiem.- przyznałam.- Ale w końcu się dowiem, a ty może przestaniesz być takim dupkiem.

- Zawsze nim byłem.

- Kłamstwo, znowu.- wyszeptałam. W kącikach moich ust pojawił się uśmiech.- Za chwilę wracam. Lepiej dla ciebie, byś nadal tutaj był.

- Przecież przepustkę załatwiasz na jutro. Nie jestem ci dzisiaj potrzebny.

- Ależ jesteś. Musimy jeszcze porozmawiać, żeby dograć szczegóły, więc…- wskazałam na krzesło.- zostań. Możesz chociaż raz udawać, że mnie lubisz i bardzo się cieszysz z mojej obecności?

- Nie lubię cię.- niechętnie opadł na krzesło.

- Udawaj.- syknęłam.- Możesz powiedzieć: Sloane, ty to jestem cholernie niesamowita. Dzięki tobie opuszczę na jeden wieczór ten ośrodek i nie będę czuł się uwiązany. Moja wdzięczność do ciebie nie zna granic.

- Sloane.- Anton przyłożył dłoń do serca, odchrząknął.- Żegnam. I tak nic nie ugrasz, kochanie. Ale kiedy już tu wrócisz z podkulonym ogonkiem, będę się rozkoszował smakiem mojego zwycięstwa.

- Chciałbyś, Davis. Myślałam, że spodoba ci się perspektywa wyjścia z tego miejsca, chociaż na chwilę.

- Jasne, ale niekoniecznie z tobą.- wywrócił oczami.- Poza tym, spójrz prawdzie w oczy, dziewczyno. Jestem w ośrodku od niedawna, więc Malcolm na to nie przystanie. Wciąż ciągnie mnie do narkotyków, jestem kłębkiem nerwów. Będzie się obawiał, że jeśli mnie wypuści, to wrócę do tego. Naćpam się, czy coś.

- Będziesz pod moją opieką, więc nic ci się nie stanie.

- Hym.- uśmiechnął się lubieżnie.- To nawet seksowne.

- Co?- uniosłam brwi.

- Ta twoja stanowczość, i to, że zamierzasz się mną opiekować. W jakiś dziwny sposób…- pokręcił lekko głową.- kręci mnie to.

Save yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz