Anton
Wreszcie poczułem, że jestem w stanie samodzielnie zaczerpnąć tchu. Palenie w płucach oraz nieprzyjemne kłucie w okolicy serca, zaczęło zanikać. Nadal to czułem, trochę jakby rozrywało mnie od środka. Ale jak dla mnie, taki ból dało się znieść. Jęknąłem głośno. Poczułem, jakby ktoś wsadził mi stopę w żebra. Z całej siły. Zwijałem się w kłębek. Boże. Co to był za piekielny ból? Chciałem żeby ktoś mnie wyrwał z otchłani, wyjaśnił, co tu się w ogóle działo. Miałem mętlik, powieki jak z ołowiu. Nie potrafiłem ich podnieść.
A kiedy wreszcie zaczęły się unosić, poraziło mnie białe światło. Znowu jęknąłem i zamknąłem oczy. Chciałem unieść dłoń, ale ona też była ciężko.
Kurwa, co jest?
- Anton?
Nie znałem tego głosu. Gdzie ja byłem, i kto do mnie mówił? Podjąłem kolejną próbę otworzenia oczu. Znowu ta biel, ale tym razem, udało mi się do niej przyzwyczaić.
- Ja pierdole.- wychrypiałem.
Miałem kompletnie suche gardło. Odkaszlnąłem. Mój żołądek przeszyła salwa bólu. Ktoś podsunął mi słomkę, więc chwyciłem ją między zęby i zacząłem łapczywie pić. Poczułem się o niebo lepiej.
Kiedy przyzwyczaiłem się do jasności, zobaczyłem nad sobą starszego mężczyznę w kitlu. Lekarz. Wtedy zaczęły do mnie docierać wspomnienia. Wszystko co się wydarzyło. Złość się skumulowała, więc byłem bliski wybuchu. Pobicie, postrzał, Rachel… Sloane.
Rozejrzałem się panicznie, pomrugałem szybko, a w moim gardle utworzyła się gula.
- Sloane?!- próbowałem się podnosić, ale rwało mnie w piersi. Jęknąłem i opadłem na poduszki.
- Proszę się nie ruszać, jest pan obolały.
- Sloane.- powtórzyłem, tym razem spokojniej.- Gdzie ona jest? Ja muszę…
- Twoja dziewczyna czeka na korytarzu. Była przy tobie cały czas, Antonie. Jak się czujesz?
- Jakby mnie ktoś postrzelił.- wymruczałem.- Muszę się z nią zobaczyć.
- Dobrze, za sekundę. Najpierw wykonam rutynowe badania, żeby upewnić się co do twojego stanu.
Nie protestowałem, ponieważ to i tak nic by nie dało. Sam nie mogłem podnieść się z łóżka. Nadal byłem osłabiony, kręciło mi się w głowie. Właśnie się obudziłem po postrzale. Ja nadal żyłem. A doskonale pamiętam, jak próbowałem żegnać się ze Slo. Wtedy… wyznałem jej miłość. Nie dlatego, że czułem, iż nie dożyję, więc nie będę miał więcej okazji. Ja po prostu chciałem jej to powiedzieć, bo to najczystsza prawda. Tak bardzo ją kocham, że to aż boli. Dla niej, mogłem oddać własne życie.
Kiedy lekarz skończył mnie badać, spojrzał z uśmiechem. Zapisał coś w karcie.
- Jesteś bardzo silnym, młodym człowiekiem. Nie każdy po tak poważnym urazie, wracałby szybko do zdrowia. Dawałem ci jeszcze minimum miesiąc w śpiączce, ale wszystkich zaskoczyłeś, Anton. Twoja dziewczyna i mama, czekają na informacje. Chcesz żeby obie weszły?
- Tak.- wymruczałem.
Potaknął lekko, po czym wyszedł na korytarz. A ja wpatrywałem się w drzwi. I wtedy, mój świat ruszył dalej. Sloane zachwiała się, oparła o framugę, a potem zaczęła szlochać. Łzy płynęły strumieniami, po jej zaczerwienionych policzkach. A przecież oboje żyliśmy, nie powinna płakać. Chyba, że to ta bezsilność doprowadziła ją do takiego stanu.
CZYTASZ
Save yourself
Teen FictionNarkotyki. To rozluźnienie, które ze sobą niosą. Ten spokój jaki zyskujesz. Stałe bycie na haju. To się liczy dla Antona. Wie, że nawet gdyby się postarał, to pozostanie nieudacznikiem, który nigdy nie dorówna starszemu bratu. Zamyka się we własne...