Sloane
- Jesteś pewna, Sloane? To w ogóle bezpieczne?
- Ja już teraz niczego nie jestem pewna, Nino.- westchnęłam, dociskając słuchawkę do ucha ramieniem.
Właśnie przekroczyłam próg swojego apartamentu, a menadżerka zadręczała mnie telefonami. Chciała mi wybić z głowy powrót do siebie, ale ja nie zamierzałam się ukrywać. Już teraz było mi wszystko jedno. Jeśli miałam spotkać się z dręczycielami, skoro był więcej niż jeden, jak twierdziła policja i Anton, to lepiej przyspieszyć wszystko. Okej, na spokojnie. Florian miał jedynie podłożyć heroinę, wraz z moim zegarkiem. Osoba, która na mnie napadła, też musiała zostać wynajęta. Było wtedy dość ciemno, a ja nie skupiałam się na twarzy napastnika. Przestraszyłam się. Do tego, za zniszczenie moich drzwi odpowiadała kobieta, przez to błoto z damskiego obuwia, to już wiemy. A ja wiem niemal na sto procent, że liścik z kwiatami dostałam od faceta. Co najmniej dwie osoby muszą ze sobą współpracować.
A teraz chciałam pokazać, że jestem silniejsza niż im się wydaje. Dlatego nie chciałam dłużej ukrywać się u Kate, i nieważne co Nina o tym myślała. Zawsze gdy coś mi się działo, starałam się wysłać jej wiadomość, która zawierała tylko jedno słowo: Gorąco. Tylko kilka razu użyłam tego hasła, i nie było to zbytnio poważne. A jeśli teraz się o mnie martwiła, co doskonale wiedziałam, to musiała po prostu być czujna. Tak jak ja zamierzałam.- Jeśli chcesz, to mogę do ciebie przyjechać. Zostanę na jakiś czas. Może wtedy poczujesz się pewniej.
- Nie.- uśmiechnęłam się sama do siebie. Przysiadłam na szafce w korytarzu.- To nie jest konieczne. Poradzę sobie. Gdyby się coś działo, to po prostu bądź pod telefonem.
- Zawsze jestem. Martwię się o ciebie, Slo. Jesteś już w mieszkaniu?
- Od kilku minut. Rozejrzę się trochę, zrobię wreszcie pranie.- zachichotałam.- No… rozpakuję rzeczy, a potem pewnie pójdę się położyć.
- W porządku. Jednak gdyby coś się działo, możesz do mnie przyjechać w każdej chwili.
- Wiem, i jestem ci za to wdzięczna.
Jednak nie mogłam cały czas polegać na innych. Wróciłam do siebie, a jak na razie nie żałowałam. Nawet jeśli nie czułam się tutaj do końca pewnie. Bo przecież miałam świadomość co się wydarzyło. Na noc zamierzałam pozamykać wszystkie zamki, nawet uszczelnić okna, chociaż to by było szaleństwo, gdyby ktoś zamierzał wspinać się po apartamentowcu. I to jeszcze na najwyższe piętro, które zajmowałam. Zanim wjechałam windą na górę, porozmawiałam krótko z panem Edwardsem, portierem. Obiecał mieć oko na każdego obcego, który się tutaj pojawi. Gdyby ktoś przyszedł bezpośrednio do mnie, wtedy będzie dzwonił. I świetnie. Może to zbytnia przesada, ale przezorny zawsze ubezpieczony. A to jedynie dla bezpieczeństwa.
- Slo? Jesteś tam jeszcze?
- Tak.- chrząknęłam znacząco.- Cały czas.
- No dobrze. Nie będę cię więcej męczyć. Do zobaczenia jutro, psiapsiółko.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się. Zsunęłam botki, chwyciłam torbę z podłogi. Poszłam do swojej sypialni. Pospiesznie przebrałam się w coś wygodnego, po czym rozpakowałam rzeczy. A później poszłam do łazienki, żeby wstawić część prania. Z kosza już się wysypywało, a więc można było sobie wyobrazić jaki miałam tutaj bałagan. Na szczęście upchnęłam tyle, ile tylko pozwalał mi bęben pralki, a przez to zrobiło się nieco czyściej, kiedy mogłam na luzie domknąć biały kosz na pranie.
Obmyłam dłonie pod letnią wodą, opłukałam twarz. Kiedy zakręciłam kran, usłyszałam dzwoniący intercom. Pobiegłam do drzwi wejściowych, chwyciłam słuchawkę, nacisnęłam czerwony przycisk i przyłożyłam odbiornik do ucha.
CZYTASZ
Save yourself
Teen FictionNarkotyki. To rozluźnienie, które ze sobą niosą. Ten spokój jaki zyskujesz. Stałe bycie na haju. To się liczy dla Antona. Wie, że nawet gdyby się postarał, to pozostanie nieudacznikiem, który nigdy nie dorówna starszemu bratu. Zamyka się we własne...