Rozdział 13

244 17 76
                                    

Anton

- Wiecie co? Bardziej bym się cieszył z wygranej, gdybyśmy mieli o co grać.- zachichotałem.

- Jesteś naprawdę dobry, dzieciaku.- Mike uśmiechnął się i rzucił karty na stół.- Ale za niedługo powinna pojawić się tutaj moja córka, która ostatnio zaskakująco często mnie odwiedza, ale mniejsza. Ona to jest mistrzem pokera, tylko się z tym nie obnosi. Sam ją wszystkiego nauczyłem, a teraz jest lepsza ode mnie.

- Wątpię, by udało jej się mnie pokonać.

- Żebyś się nie zdziwił.

Całkiem dobrze się bawiłem. Było nas trochę przy tym stole. Nawet Florian. Wcale nie był taki zły, jeśli chodzi o pokera. A ja potrzebowałem odciągnąć myśli od wiadomych kwestii. Siedzieliśmy tutaj niedługo, miałem jeszcze chwilę czasu do rozmowy z Tammy, a potem kolejny detoks, po którym zapewne będzie mi się chciało spać. Jak zawsze. Miałem nadzieję, że niedługo do wszystkiego się przyzwyczaję i poczuję chociaż trochę lepiej. Byłem na dobrej drodze, czego w życiu bym się nie spodziewał. To nie oznaczało, iż już nie potrzebowałem kreski. Wręcz przeciwnie. Coraz bardziej tego chciałem, ale byłem w zamknięciu. Izolowali mnie od nałogu, więc miałem nadzieję, że to rzeczywiście pomoże. Skoro już podjąłem walkę, to nie było sensu się poddawać. Już trochę tutaj przebywałem. Nadal z wieloma rzeczami słabo sobie radziłem, ale starałem się jak mogłem. Wcześniej nie chciałem słuchać o odwyku, ponieważ w moim odczuciu, wcale tego nie potrzebowałem. A jednak było odwrotnie. Tylko sam musiałem do tego dojrzeć. Tak jak zrobiła to Vivian. Też nie chciała, ale się przełamała, i cholera. Wyszła na prostą. Jest teraz lepszą wersją samej siebie. Nawet jeśli nadal potrafi pluć jadem. Ze mną jest dokładnie tak samo. Tylko muszę się w końcu przełamać, żeby zrzucić pewien ciężar z barków.

- O!- z zamyślenia wyrwał mnie głos Mike’a.- Już przyszła, więc na pewno się do nas dosiądzie.

Zaczął się podnosić, żeby przywitać córkę. Ja siedziałem tyłem do wejścia, więc potrzebowałem chwili żeby się przekręcić i sprawdzić co to za dziewczyna. Jakaś aktorka w końcu, to też powinienem ją kojarzyć, skoro jesteśmy w tym samym wieku. Jednak kiedy spojrzałem w zielone oczy, po prostu zamarłem. Ktoś na górze sobie ze mnie żartował. Nie mogłem w to uwierzyć. Nawet w momencie gdy już stanęła przy stole. Mike ją przytulił, ale ona spojrzała na mnie, nad ramieniem ojca. A ja też jej się przyglądałem. Sloane. Czy to akurat ona musiała okazać się jego córką? I wiecie co? Jestem kretynem. Dopiero teraz gdy dostałem tyle faktów, wszystko zaczęło mi się składać w całość. Kiedy siedziałem na tym przystanku w Minnesocie, zaraz przed kinem. Jej twarz na ulotce. To dlatego przy naszym pierwszym spotkaniu wydała mi się taka znajoma.

Sloane Kensington.

Nie mogłem na nią patrzeć. Nie dlatego, że targała mną nienawiść. Chociaż z jednej strony, może to też. Chodziło o coś więcej. Wciąż pamiętam co jej wtedy powiedziałem. Kiedy widziała mnie w tak kiepskim stanie, gdy opróżniałem zawartość żołądka. Mogłem odprawić ją delikatniej, ale byłem wyprowadzony z równowagi, że ktoś praktycznie obcy, widział mnie w takiej a nie innej sytuacji.
Wstałem gwałtownie. Wszyscy na mnie popatrzyli. W tym ona. A to już było za wiele. Nie mogłem mierzyć się z sarnim spojrzeniem Sloane. Bo to mnie kurwa zabijało. Nie mogłem pojąć jak, mimo tego co jej powiedziałem czy zrobiłem, nadal potrafiła być taka miła w stosunku do mnie. Z sercem na dłoni. Myliłem się. Ona nie jest diablicą. To pieprzony anioł, a wierzcie lub nie, ta opcja jest jeszcze gorsza. Bo nie otaczam się takimi dziewczynami, więc nie wiem w jaki sposób sobie z nimi radzić.

- Wybaczcie, ale straciłem ochotę na grę.- prychnąłem pod nosem.- Poza tym… ja… no nie… nie będę z nią grał!

Tak po prostu wypaliłem. Cholerny strzał z armaty.

Save yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz