Sloane
Zaciągnęłam się i dostałam nagłego ataku kaszlu. Anton zachichotał. Uderzyłam go lekko w kolano i wywróciłam oczami. Oddałam chłopakowi skręta. Źle robiliśmy, bardzo źle. Jednak ten miał być już ostatni, a Anton dobrze się trzymał i przede wszystkim nie dostał jakiegoś napadu agresji czy coś. No i tak jak powiedział. Trawka to nie narkotyk. A załatwić ją w tym klubie, dla bogatych, sławnych bufonów, to nic trudnego. Poniekąd jestem taka jak cała reszta. Chociaż nie. Ja jestem lepsza, bo nie obnoszę się z tym, kim jestem. Sloane Kensington, gwiazda wielu filmów. Nie, nie, nie. Przynajmniej teraz jestem szarą masą, która niczym się nie wyróżnia w tłumie. No i to jest piękne.
- Amatorszczyzna.- Anton wywrócił oczami.
Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Oparłam podbródek o jego bark. Patrzyłam jak się zaciąga, przymyka lekko oczy, po czym wypuszcza dym przez nos. Siwe kłęby zaczęły unosić się w powietrzu, a ja na to patrzyłam, jakby to była najbardziej fascynująca rzecz na całym świecie.
- Nie powinieneś.
- Może, ale tu, widzisz mnie tylko ty. Nie ma mojej rodzinki, Malcolma czy innych wrzodów na dupie. Jesteśmy tylko my, panno Sloane.
- Okej, ale obiecałam, że...
- Obiecanki cacanki.- zaśmiał się.- Weź jeszcze jednego macha, bo głupio gadasz.
Zaśmiałam się. Jednak miałam cholerne wyrzuty sumienia.
- Przepraszam.- wyszeptałam.
- Za co?
- Marihuana. Jezus Maria, jestem koszmarna. Ten już ostatni. Jesteś na odwyku, a ja...
- Teraz traktujesz mnie jak człowieka. Ufasz, że te skręty źle na mnie nie wpłyną. Ten jest drugi i na tym koniec.
- Obiecujesz?- zmarszczyłam brwi.
- Jasne, tak. Obiecuję, Slo. A teraz się bawmy. Dopal sobie, a ja skoczę się odlać i przyniosę coś do picia. Zgoda?
- Okej. Tylko szybko, bo coś mi szumi w głowie.- przyłożyłam dłoń do ucha.
Anton zaśmiał się głośno. Puścił oczko i poszedł w kierunku podświetlanego baru. A ja patrzyłam za nim, dopóki nie zniknął mi z pola widzenia. Potem rozparłam się na kanapie i w spokoju dokończyłam skręta.
Źle, Sloane. Bardzo źle postępujesz.
- Cicho bądź, głosie w mojej głowie.- wymruczałam i przyłożyłam dłoń zwiniętą w pięść, do czoła.
Zachichotałam, kiedy dotarł do mnie absurd sytuacji. Gadałam sama do siebie, paliłam z Antonem marihuanę, chociaż miałam go trzymać z daleka od używek. To przez ten alkohol. Przestałam się przejmować, kiedy wypiłam kilka drinków. Zresztą on też. Kompletnie się nawalił, ale nieźle sobie radził. Wciąż trzymał się na nogach. A ja wolałam siedzieć na tyłku, ponieważ nie dałabym rady ustać.
Jutro pracujesz, Slo. Od jedenastej, do wieczora. Nie będziesz się do niczego nadawała, ale pal licho. Trwa dobra zabawa.
- Myślałeś kiedyś o karierze aktorskiej?- zapytałam, kiedy tylko Anton zjawił się w naszej loży.
Odstawił szklanki na stolik. Od razu sięgnęłam po swoją, upiłam duży łyk. Skrzywiłam się nieznacznie, ale nic nie powiedziałam.
- A co?- uśmiechnął się.- Mam potencjał?
- Żebyś wiedział. Widzę w tobie zadatki na gwiazdę, Antonie Davisie. Powinieneś kiedyś iść na jakiś casting, mogłabym ci pomóc. Bo wiesz... przecież lubisz być w centrum uwagi, czyż nie? Na pewno kamera by cię nie speszyła.
CZYTASZ
Save yourself
Teen FictionNarkotyki. To rozluźnienie, które ze sobą niosą. Ten spokój jaki zyskujesz. Stałe bycie na haju. To się liczy dla Antona. Wie, że nawet gdyby się postarał, to pozostanie nieudacznikiem, który nigdy nie dorówna starszemu bratu. Zamyka się we własne...