Rozdział 16

244 15 129
                                    

Sloane

  Zaciągnęłam się i dostałam nagłego ataku kaszlu. Anton zachichotał. Uderzyłam go lekko w kolano i wywróciłam oczami. Oddałam chłopakowi skręta. Źle robiliśmy, bardzo źle. Jednak ten miał być już ostatni, a Anton dobrze się trzymał i przede wszystkim nie dostał jakiegoś napadu agresji czy coś. No i tak jak powiedział. Trawka to nie narkotyk. A załatwić ją w tym klubie, dla bogatych, sławnych bufonów, to nic trudnego. Poniekąd jestem taka jak cała reszta. Chociaż nie. Ja jestem lepsza, bo nie obnoszę się z tym, kim jestem. Sloane Kensington, gwiazda wielu filmów. Nie, nie, nie. Przynajmniej teraz jestem szarą masą, która niczym się nie wyróżnia w tłumie. No i to jest piękne.

- Amatorszczyzna.- Anton wywrócił oczami.

Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Oparłam podbródek o jego bark. Patrzyłam jak się zaciąga, przymyka lekko oczy, po czym wypuszcza dym przez nos. Siwe kłęby zaczęły unosić się w powietrzu, a ja na to patrzyłam, jakby to była najbardziej fascynująca rzecz na całym świecie.

- Nie powinieneś.

- Może, ale tu, widzisz mnie tylko ty. Nie ma mojej rodzinki, Malcolma czy innych wrzodów na dupie. Jesteśmy tylko my, panno Sloane.

- Okej, ale obiecałam, że...

- Obiecanki cacanki.- zaśmiał się.- Weź jeszcze jednego macha, bo głupio gadasz.

Zaśmiałam się. Jednak miałam cholerne wyrzuty sumienia.

- Przepraszam.- wyszeptałam.

- Za co?

- Marihuana. Jezus Maria, jestem koszmarna. Ten już ostatni. Jesteś na odwyku, a ja...

- Teraz traktujesz mnie jak człowieka. Ufasz, że te skręty źle na mnie nie wpłyną. Ten jest drugi i na tym koniec.

- Obiecujesz?- zmarszczyłam brwi.

- Jasne, tak. Obiecuję, Slo. A teraz się bawmy. Dopal sobie, a ja skoczę się odlać i przyniosę coś do picia. Zgoda?

- Okej. Tylko szybko, bo coś mi szumi w głowie.- przyłożyłam dłoń do ucha.

Anton zaśmiał się głośno. Puścił oczko i poszedł w kierunku podświetlanego baru. A ja patrzyłam za nim, dopóki nie zniknął mi z pola widzenia. Potem rozparłam się na kanapie i w spokoju dokończyłam skręta.

Źle, Sloane. Bardzo źle postępujesz.

- Cicho bądź, głosie w mojej głowie.- wymruczałam i przyłożyłam dłoń zwiniętą w pięść, do czoła.

Zachichotałam, kiedy dotarł do mnie absurd sytuacji. Gadałam sama do siebie, paliłam z Antonem marihuanę, chociaż miałam go trzymać z daleka od używek. To przez ten alkohol. Przestałam się przejmować, kiedy wypiłam kilka drinków. Zresztą on też. Kompletnie się nawalił, ale nieźle sobie radził. Wciąż trzymał się na nogach. A ja wolałam siedzieć na tyłku, ponieważ nie dałabym rady ustać.

Jutro pracujesz, Slo. Od jedenastej, do wieczora. Nie będziesz się do niczego nadawała, ale pal licho. Trwa dobra zabawa.

- Myślałeś kiedyś o karierze aktorskiej?- zapytałam, kiedy tylko Anton zjawił się w naszej loży.

Odstawił szklanki na stolik. Od razu sięgnęłam po swoją, upiłam duży łyk. Skrzywiłam się nieznacznie, ale nic nie powiedziałam.

- A co?- uśmiechnął się.- Mam potencjał?

- Żebyś wiedział. Widzę w tobie zadatki na gwiazdę, Antonie Davisie. Powinieneś kiedyś iść na jakiś casting, mogłabym ci pomóc. Bo wiesz... przecież lubisz być w centrum uwagi, czyż nie? Na pewno kamera by cię nie speszyła.

Save yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz