Rozdział 8

245 18 27
                                    

Sloane

To była najdziwniejsza rozmowa jaką w życiu przeprowadziłam. Autentycznie mnie nie poznał, nie skojarzył mojej osoby, ze stadem reporterów czatujących przed bramą ośrodka. Więc miałam pewność, że śliczny chłopczyk mnie nie wyda.

Coś ty, Sloane. Na pewno nie jest śliczny, a raczej niesamowicie atrakcyjny, nawet taki wymizerowany, bez życia. A co do drugiego… to z Antona żaden chłopczyk. Raczej mężczyzna.

Teraz to nieważne. Chciałam się ukryć, chyba mi się to udało. Byłam u taty, a te sępy jakoś się o tym dowiedziały. Obecnie zabrano ojca na terapię, więc planowałam wracać do domu, ale jednak stanęłam na uboczu. Za pokaźną paprotką. Zachowywałam się dziwnie, ale nie umiałam zmusić stóp do przemieszczania się.

Cały czas patrzyłam w drzwi, za którymi jeszcze niedawno się ukrywałam. W końcu się otworzyły, a ja dostrzegłam blond czuprynę, niebieskie oczy, bladą twarz i te usta. Wargi dla których mogłabym zgrzeszyć.

Sloane, lecz się dziewczyno.

Po chwili zniknął mi z pola widzenia. Przywarłam do tego kwiatka, jakby miał mnie przed czymś ochronić. Czerwoną chustę zawinęłam wokół szyi. Miałam wrażenie, że poczułam bardzo słabą woń… mężczyzny. Zapach Antona.

Kurwa mać. Gdzie terapeuta dla biednej Slo Kensington?

- Co ty wyprawiasz?

Pisnęłam głośno i podskoczyłam. Przyłożyłam dłoń do serca, po czym odwróciłam się przodem do chłopaka. Do Antona, który jakimś cudem znalazł się tuż za mną.

- Jezus Maria.- zacisnęłam powieki.- Możesz się tak nie skradać? Cholerny ninja.

- Potrafię poruszać się bezszelestnie i widzę wszystko, a ściany w tym miejscu mają uszy.- wywrócił oczami.- Jednak nie to jest teraz ważne, jakim cudem się tutaj znalazłem. Pytanie właściwe brzmi: czemu ty tutaj jesteś?

- Hym.- dotknęłam liścia paprotki.- Podziwiam tą piękną roślinę.

- Zapewne. Nie żebym ci zabraniał, ale z łaski swojej, nie gap się na mnie więcej. Czuję się niekomfortowo. Muszę cię rozczarować, maleńka. Seks jest tutaj zabroniony, więc nie zabiorę cię w ustronne miejsce.

Zaśmiałam się gorzko, szybko pokręciłam głową.

- Ty na serio jesteś zadufany w sobie. Przespanie się z tobą, to ostatnia rzecz na jaką miałabym ochotę.

- Wmawiaj to sobie.- Anton uśmiechnął się kpiąco.

- Prędzej ty błagałbyś mnie.- odparłam buntowniczo.

Anton przyglądał mi się w zamyśleniu, po czym zaczął się głośno śmiać. Nie miałam pojęcia co aż tak go rozbawiło. W końcu zamilkł, zawiesił wzrok na mojej twarzy. Jednak przesuwał oczy coraz niżej. Skanował całą moją sylwetkę, tymi swoimi niebieskimi oczkami.

- Niby na co miałbym polecieć?- zapytał kpiąco.

Wcale się nie denerwowałam. Nie. Byłam oazą spokoju. Tak jak zawsze. Nawet przy kimś takim jak ten dupek.

- Już wiem.- zaplotłam ramiona na piersiach.- Wolisz cycki wypchane silikonem. Przykro mi. Moje są w stu procentach prawdziwe. Tak samo jak tyłek i cała reszta mojego ciała. A jeśli szukasz plastiku lub dmuchanej lalki, to nie ten adres, kolego. Trafiłam w dziesiątkę? Bo ja też nie widzę w tobie aspektu, który by mi się spodobał. Wiesz co widzę? Faceta, którego kręcą jednonocne przygody, ze sztucznym materiałem i nic poza tym. A ja lubię prawdziwych facetów. Na ciebie bym nawet nie spojrzała.

Save yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz