Rozdział 36

250 17 36
                                    

Anton

Czarna przestrzeń. Otaczająca mnie pustka, która tylko się pogłębiała. Byłem kompletnie sam, nawet nie wiedzieć gdzie. Chciałem kogoś zawołać, by pomógł mi się stąd wydostać, ale gardło wyschło mi na wiór. Nie czułem bólu. Właściwie to nic nie czułem. Jedynie lekkie mrowienie w kończynach oraz dziwne łaskotanie na piersi.

Chciałem otworzyć oczy, ale powieki stały się ciężkie jak z ołowiu. Słyszałem jakieś głosy. Ktoś krążył wokół mnie, ktoś mnie dotykał. Jednak nie mogłem zobaczyć tych ludzi. Byłem zupełnie sam, a ich nawoływania nic nie dawały. Nie miałem szans na wydostanie się z czarnej dziury. Jeszcze nie teraz, kiedy czułem się jakbym miał eksplodować. Oddech stał się płytki, ale nadal go miałem. Nadal mogłem oddychać, chociaż było to trudne.

Chciałem oddychać. Chciałem wiedzieć co się w ogóle stało, co się teraz ze mną działo. A jednak nie mogłem. Ktoś musiał mi pomóc, jeśli ja sam sobie nie ulżę w cierpieniu. Bo znajdowałem się nie wiedzieć gdzie. Szukałem drogi powrotnej na górę, ale nie umiałem się wydostać. Nie umiałem zrobić nic w kierunku życia, ale śmierć także mnie jeszcze nie przyciągała. Byłem gdzieś pomiędzy, uwięziony w cholernej próżni.

Sloane

Wreszcie coś się zaczęło dziać. Masywne drzwi stanęły otworem i pojawił się w nich lekarz. Z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Poderwałam się z twardego krzesła, stanęłam zaraz za rodzicami Antona, żeby słyszeć wszystko co będzie im przekazywał. Już nie płakałam, ale dostałam dreszczy, których nie umiałam opanować. Nie wiedziałam czy było mi zimno, czy to po prostu strach przejmował nade mną kontrolę.

- Panie doktorze, co z naszym synem?- zapytała Linda.

Jej głos ściągnął mnie na ziemię.

- Udało nam się usunąć kulę. Będę z państwem szczery. Mało brakowało, a Anton mógłby umrzeć. Uratowały go niespełna cztery centymetry. Gdyby pocisk poleciał bardziej w lewo, trafiłby w serce. Mieliśmy do czynienia z obfitym krwawieniem, ale udało nam się je zatamować. Anton jest teraz w śpiączce, nie mamy pewności kiedy się obudzi, czy w ogóle się obudzi.

- Jak to może się nie obudzić?- zapytałam drżącym głosem.

- To bardzo poważne obrażenie. Musieliśmy go silnie uśpić, teraz powinien odpoczywać. Przewieziemy go na salę pooperacyjną. Jednak proszę być dobrej myśli. Chłopak żyje.

Odetchnęłam z ulgą. Nie umarł, z czego bardzo się cieszyłam, ale jednak był w śpiączce. Mógł się więcej nie obudzić. Chyba bym tego nie przeżyła.

- Możemy do niego wejść?- zapytał pan Davis.

- Jeszcze nie. Dopiero za godzinę, najwcześniej. Ktoś po państwa przyjdzie, ale prosiłbym o wchodzenie do niego pojedynczo.

- Jasne. Bardzo panu dziękujemy.

Zakryłam twarz dłońmi. Czułam łzy pod powiekami. Jednak to były łzy ulgi w głównej mierze. Anton żył, a więc nic więcej się dla mnie nie liczyło. Chciałam już go zobaczyć. Ja oberwałam lekko, w porównaniu do tego co on przeżył. Byłam w stanie utrzymać się na nogach. Nie zamierzałam wracać do swojej sali, dopóki nie dowiem się czegoś o nim.
Są rzeczy ważne i ważniejsze, a Anton, jest dla mnie kimś najważniejszym na świecie.

**

Bardzo chciałam go zobaczyć, ale jak przyszło co do czego, poczułam cholerną panikę. Ogarnęła całe moje ciało, przez to wrosłam w podłogę. Tata pojechał do mojego mieszkania razem z Malcolmem, który go tutaj wcześniej przywiózł. Chciał mi przywieźć kilka rzeczy. Podobno mój apartament został już uprzątnięty, co przyjęłam z ulgą.

Save yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz