Rozdział 26

261 17 100
                                    

Sloane

Całował mnie. To działo się naprawdę, a ja wcale nie wyśniłam sobie tego momentu. A ja nawet nie pomyślałam żeby go odepchnąć. Od razu, jakby to było naturalne, oddałam pocałunek. A nawet nieco go pogłębiłam. Wplotłam palce w jasne włosy chłopaka, pociągałam za końcówki. Przywarłam do niego bardziej, moje piersi ocierały się o nagą, twardą klatkę piersiową. A stado motyli w moim podbrzuszu poderwało się do lotu. To trzepotanie skrzydełkami, które czułam w całym ciele, to co się ze mną działo kiedy Anton mnie dotykał, całował, tak ciasno obejmował. Miłość. To właśnie teraz czułam i nie chciałam zakończyć chwili intymności między nami.

Poza tym całował nieziemsko, wiedziałam, że te jego idealne wargi są stworzone właśnie do tego. Mogłam się przekonać na własnej skórze, iż nie pomyliłam się ani trochę. Poczułam lekkie ugryzienie w dolną wargę, na co nie potrafiłam powstrzymać cichego jęku.

- Marzyłem by to zrobić.- wymruczał, po czym na nowo przywarł do moich ust.

A ja mogłabym go tak całować godzinami. Chociaż to w sumie on całował mnie. Sam zainicjował zbliżenie, czego w życiu bym się nie spodziewała. Wiedziałam, że to nic między nami nie zmieniało, ale jeśli miałabym już nigdy więcej go nie skosztować w taki sposób, to chciałam by obecna chwila nigdy się nie kończyła. Na niczym innym mi nie zależało. Teraz udało się zapomnieć o całym świecie. Nie skupiałam się na problemach, ponieważ Anton mi w zupełności wystarczał. A gdy powiedział, że rozmyślał o kąsaniu moich warg… no kurwa mać! Znowu stopniałam i chyba nie będę w stanie tak szybko się podnieść. Bo słowa wystarczały by rozpalił mnie do czerwoności, by przejął kontrolę nad moim ciałem oraz duszą, a przede wszystkim sercem. Tak. Zdobył moje serce, serce przepełnione miłością, a nawet nie miał o tym zielonego pojęcia. I nie zamierzałam go uświadamiać. Nie teraz. To mogłoby wszystko zniszczyć, a tego wolałabym uniknąć.

- Anton! Strzy…

Oderwaliśmy się od siebie gwałtownie. Odruchowo pchnęłam chłopaka, tak że wylądował na plecach na materacu. Pomrugał zaskoczony. Przekręciliśmy głowy w stronę drzwi. Pielęgniarka zatrzymała się w progu, zdziwiona tym co przed chwilą zobaczyła. Ja się zaczerwieniłam po same uszy, a na twarzy Anton igrał figlarny uśmieszek.

- Ojej! Wybaczcie, dzieciaki.

- W porządku, Michelle.- Anton zaśmiał się. Chyba tylko mnie to nie bawiło. Byłam skrępowana.- Przyszłaś już…

- Prosiłeś o podcięcie grzywki, więc jestem.- odezwała się niepewnie, jakby nie wiedziała czy powinna wejść głębiej do pokoju.

- No tak!- klasnął w dłonie.- Wyleciało mi z głowy. Dasz radę też podciąć mi zarost?

- Nie ma sprawy, chłopaku.

Czułam się bardzo dziwnie. Anton rozmawiał z pielęgniarką jak gdyby nigdy nic, a ja w życiu bym tak nie potrafiła. Pewnie nawet bym się nie odezwała. Może dla niego ten nasz pocałunek to nic takiego, ale na mnie wywarł piorunujące wrażenie. Bo nikt wcześniej mnie nie całował tak jak zrobił to Anton. Nigdy nie poczułam się tak… dobrze. Po prostu cholernie dobrze. Jakbym tylko ja się dla niego liczyła. A to gówno prawda. On mnie nie chce, a całowanie się, wcale nie zmieni tego stanu rzeczy.

Podniosłam się z materaca, posłałam Antonowi ukradkowe spojrzenie.

- Pójdę już.- wymruczałam pod nosem.- Pa, Anton.

- Hej.- złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął. Spięłam się.- Chyba jeszcze nie skończyliśmy… rozmawiać.

- Rozmawiać.- powtórzyłam to słowo mechanicznie, jakbym musiała je przetrawić.- W porządku, później dokończymy. Pójdę teraz jeszcze do taty i jakoś się złapiemy zanim wyjdę.

Save yourselfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz