Rozdział 5

527 34 0
                                    

Gabriel
Jak to babsko potrafi podnieść mi ciśnienie. Logiczna do bólu, zna swoją wartość, emocje trzyma w cuglach...żeby tak tą niewyparzoną gębę też w cugle wzięła. Ponad cztery lata pracujemy razem. Jeszcze nigdy nie opuściła gardy. Przyzwyczaiła mnie do siebie... jest świetnym specjalistą i choć nie ma ludzi nie do zastąpienia, akurat ją trudno będzie zastąpić. Szlag! Gdyby chciała odejść... Nie. Nie pozwolę na to.

Matylda
Dupa! Dupa! Dupa! Po jaką cholerę ta Meyson do niego dzwoniła. Każdego roku składają mi ofertę i jakoś o wcześniejszych nie donosiła. Nie mam ochoty, ani siły z nim dzisiaj rozmawiać. Może przeciągnę go do osiemnastej, a potem powiem, że dziś nie mogę dłużej zostać i najlepiej będzie, jak przełożymy rozmowę na jutrzejszy poranek. Do jutra emocje opadną i jest duża szansa, że sam zrozumie jaką burzę w szklance wody wywołał.
Z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek telefonu. To połączenie wewnętrzne. Prezes wzywa. No dziś, to już chyba nic mnie nie zdziwi.

- Pani Matyldo, zapraszam do siebie. Teraz. Bardzo proszę.

- Oczywiście... - jakbym mogła odmówić, to dodaję już tylko w myślach.

A powiadają, że niedaleko pada jabłko od jabłoni....i tu wyjątek potwierdza regułę. Pan Franciszek jest cudownym, ciepłym, spokojnym i bardzo kulturalnym człowiekiem; czego, absolutnie, nie można zarzucić jego pierworodnemu. Gabriel to wulkan. Nigdy nie wiadomo kiedy wybuchnie, choć wiadomo, że wybuchnie na pewno.
Wchodzę do gabinetu pana Franciszkach lekko poddenerwowana.

- Jestem. – uśmiecham się szczerze. – W czym mogę być pomocna?

- Usiądź dziecko. – wstał, obszedł biurko i wskazał miejsce na kanapie, co mnie zaskoczyło, ponieważ zapowiadało nieformalny charakter rozmowy.

- Matyldo, czy ty chcesz od nas odejść? – pyta lekko zasmucony.

- Nie! Nie! Nie!... Pan też? To jakieś szaleństwo. Zna mnie pan nie od wczoraj. Czy kiedykolwiek zawiodłam pańskie zaufanie? Okazałam nielojalność? Dałam się poznać jako osoba, która knuje za pana plecami? Owszem, dostałam propozycję od Mayson. Nie rozumiem, o co takie halo, bo to nie ich pierwsza próba podkupienia mnie. Gdybym rozważała odejście stąd, zapewniam, że przyszłabym z tym do pana osobiście.

- Próbują cię podkupić już od samego początku?

- Tak.

- Mój syn o niczym nie wiedział.

- Wiedział. Poinformowałam pana syna, ale nie tego, o którym rozmawiamy. Ponieważ nigdy tych propozycji nie brałam na poważnie, wspomniałam o nich tylko Jackowi. Jacek wiedział. Proszę wybaczyć, ale chyba jako jedyny zachował tu zdrowy osąd sytuacji.

- Przepraszam cię dziecko. Rzeczywiście nie najlepiej to o nas świadczy. – zdaje się, że prezes wydaje się lekko zawstydzony.

- Panie Franciszku. Bardzo cenię sobie pracę w tej firmie. Praca pomogła mi poukładać sobie życie. Relacja, którą zbudowaliśmy z Jackiem sięga daleko poza biznes, to coś na kształt przyjaźni.

- Dziękuję ci dziecko za szczerość. – po krótkiej zadumi dodaje – Moi synowie i ty stanowicie bardzo dobry zespół. Ostatnimi laty wypłynęliście na  szerokie wody. Teraz mówią o nas głośno i polecają sobie nas jako świetnych i sprawdzonych specjalistów. Za kulisami są szepty, że na konferencji biznesu, to nam przypadnie główne wyróżnienie. Dlatego chcę, abyśmy byli tam w komplecie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż mój pierworodny nie jest łatwy we współpracy, bywa trudnym kompanem....ale to mądry i dobry człowiek. Los boleśnie go doświadczył. Już myśleliśmy, że się nie podniesie. Wierz mi, dziecko, odkąd u nas się pojawiłaś, Gabriel zaczął znowu żyć, choć nie buduje łatwych relacji. Nie jest tyranem i nie gnębi ludzi, jak to niektórzy insynuują. Jest po prostu bardzo wymagający, a przy tym niezwykle oszczędny w wyrażaniu uznania.

- Tak. Jest genialny w tym, co robi. Dużo wymaga od innych, ale jeszcze więcej od siebie. Bywa wrednym człowiekiem, ale lubię z nim współpracować. – te ostanie słowa zaskakują nawet mnie...ale... o dziwo, to prawda.

- Szesnaście lat temu mój syn został wdowcem. – słowa pana Franciszka spadają na mnie jak bomba. – Joanna, jego żona, była asystentką. Nie zrezygnowała z pracy, mimo zaawansowanej i bliźniaczej ciąży. Uważaliśmy z żoną, że po ślubie nie powinni już pracować razem. Spędzali ze sobą tyle czasu, że nie potrafili zachować dystansu. Drugiego czerwca dwa tysiące trzeciego roku pokłócili się. Joanna wybiegła z biura, była zdenerwowana, przy zmianie pasa ruchu wbiła się między dwie ciężarówki. Samochód stanął w płomieniach, a ona....nawet nie wiele co mieliśmy pochować. Gabriel latami nie mógł się z tym uporać, wszyscy schodziliśmy mu z drogi, przymykaliśmy oko na niewłaściwe zachowanie. Dopiero, kiedy ty przyszłaś, Gabriel jakby oprzytomniał. Stawiałaś mu się od samego początku. U ciebie nie miał taryfy ulgowej. Nie dałaś mu się stłamsić. Zaczął traktować cię jak partnera. On, Jacek i ty zaczęliście pracować ramie w ramię. Odnieśliście sukces! Ale mnie najbardziej cieszy to, że ten sukces uratował moje dziecko....- zapada dłuższa chwila ciszy.

- Panie Franciszku – zaczynam nieśmiało, na co on nie daje mi dokończyć.

- Matyldo, zdecydowałem się na tę rozmowę, bo wiem, że zostanie między nami. Chciałbym, abyś zrozumiała postępowanie mojego syna.

- Dziękuję. Pójdę już.....- wychodzę i czuję, jak myśli rozsadzają mi czaszkę. Drugiego czerwca dwa tysiące trzeciego roku mój mąż.....obecnie były już mąż...pozbawił mnie chęci do życia. Czy to możliwe, że właśnie ta data połączyła mnie jakąś niewidzialną więzią z Gabrielem....teraz nie umiem określić, czy to dobre, czy złe połączenie. Jest między nami tyle emocji i niewypowiedzianych słów. Jaką lekcję mamy wyciągnąć z tego spotkania? W przypadek, iż nasze losy  wpadły na wspólną ścieżkę, nie uwierzę.

I dogoniła nas przeszłość....Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz