Epilog

894 49 18
                                    

Gabriel
Na lotnisko, oczywiście, stawiłem się przed czasem. A do tego lot miał małe opóźnienie. Nie widziałem jej od dwustu siedemnastu dni. W życiu za nikim i niczym tak nie tęskniłem. I jeszcze nigdy tak się nie bałem, jak przez pierwsze kilka tygodni, kiedy nie wierzyłem, że do mnie wróci. Siedziała wtedy na tej swojej pustyni i nie miałem z nią żadnego kontaktu. Ludzie, którzy musieli przebywać wtedy w moim otoczeniu przeżyli bardzo trudny czas. A potem, kiedy się odezwała, moja nadzieja rosła z każdym dniem. Godzinami rozmawialiśmy. Gdziekolwiek wyjeżdżałem, starałem się mieć stały dostęp do internetu. Kiedy byłem w domu, rzucałem obraz z laptopa na telewizor, by móc na nią patrzeć w powiększeniu. Z każdym dniem stawała mi się jeszcze bliższa. Zdalnie jadaliśmy razem kolacje, popijaliśmy wino i poznawaliśmy się. A teraz, nareszcie, będę mógł ją dotknąć, przytulić. Związki na odległość są do bani. Człowiekowi do szczęścia potrzebny jest kontakt fizyczny.

I wtedy ją zobaczyłem. Oczy w kolorze bursztynu i złota na mnie spojrzały. Kąciki jej ust lekko ku górze drgnęły. Podbiegliśmy do siebie i przytuliłem ją mocno. Poczułem ciepło jej ciała. Jej zapach. Poczułem, że wszystko to, co dla mnie najważniejsze, co kocham, tulę właśnie w swoich ramionach. A szczęście dopełnia fakt, że mogę zabrać ją do domu. Matylda zgodziła się zamieszkać ze mną. Przekonać ją pomogły mi trochę, tak zwane okoliczności zewnętrzne. Wyjeżdżając, wynajęła swój apartament.
Kiedy trzyma się w ramionach tą właściwą osobę, to nagle cały świat staje się lepszy, weselszy, pełniejszy. W kieszeni miałem pierścionek. I właśnie wtedy poczułem, że to ten właściwy moment.. Delikatnie ją od siebie odsunąłem. By tradycji stało się zadość, padłem na kolano i zapytałem:

- Matyldo Lowson, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją narzeczoną?

- Narzeczoną? – zapytała rozbawiona.

- Tak. Narzeczoną. – odpowiedziałem patrząc jej w oczy – Chcę udaremnić twój argument, że to dla ciebie za wcześnie, że moją żoną nie planowałaś zostać za prędko. – puściłem do niej oczko – Zaręczyny to jeszcze nie ślub. Bezpiecznie możesz przyjąć to zobowiązanie. – tu włożyłem pierścionek na serdeczny palec i ucałowałem wnętrze jej dłoni, a potem nadgarstek. Roześmiana, na potwierdzenie, skinęła głową. Wstałem, objąłem jej twarz w dłonie. Musnąłem ustami jej usta, a potem wtargnąłem w nie z całą tęsknotą, jaka we mnie tkwiła. Całowałem ją łapczywie i zachłannie, a jej usta smakowały tak cholernie namiętnie. Ludzie zgromadzeni wokół nas zaczęli bić brawo, ale dla nas, w tej chwili nie istniał otaczający nas świat . Byliśmy tylko my. Nasze usta. Nasze serca. Nasze dłonie. Nasza miłość.

Matylda
Wiedziałam, że Gabriel będzie czekał na lotnisku. Jednak, kiedy odnalazły się nasze spojrzenia, moje serce zaczęło łomotać ze szczęścia. Tak. Moje serce wypełniło się radością. Jego oczy wypełniała radość, miłość i wielka tęsknota. Kiedy podbiegliśmy do siebie, przytulił mnie bardzo mocno. Poczułam wtedy, że jestem bezpieczna, że jestem w domu. I wtedy przypomniały mi się słowa piosenki

"...teraz wiem

granice świat wyznaczają

twoje ramiona..."

Z całą pewnością, patrzyłam na niego tak, jak gdyby mógł zastąpić mi cały świat.

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy przykucnął i wsparł się na jednym kolanie.

- Matyldo Lowson, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją narzeczoną? – wypowiadając te słowa uśmiechnął się łobuzersko.

- Narzeczoną? – powtórzyłam zdziwiona.

Ten szalony, kochający mnie – tak, tak, kochający mnie, teraz już to czułam – człowiek, wiedział, że, jeśli chce bym przyjęła jego oświadczyny, to musi zrobić to tak, bym nie poczuła się osaczona. Wzruszenie odebrało mi głos, dlatego mogłam jedynie skinąć głową na znak, że jego propozycja została przez mnie przyjęta. Otaczał nas tłumek rozbawionych ludzi, jednak my widzieliśmy tylko siebie. Zatraciliśmy się w pocałunkach.

Dwa lata później

Gabriel
Nasze bliźniaki kończą dziś sześć miesięcy. Kiedy Matylda powiedziała tak, a urzędnik dał nam dokument na potwierdzenie, że teraz naprawdę i na zawsze jest moja, byłem przekonany, że człowiek nie może czuć większego szczęścia i spełnienia. Choć lekarze nie dawali nam szans, jakimś cudem, a może i siłą woli, Matylda donosiła ciążę. Nie zawsze było różowo. Zdarzyło nam się stanąć na rozstaju dróg. I teraz wiem, że jeszcze nie jeden raz zbiorą się nad nami czarne chmury. Ale wiem też, że razem rozpędzimy je prędko. Jesteśmy jedną drużyną. Nauczyła mnie, że mogę jej ufać. Ta kobieta nieziemsko mnie uszczęśliwia, a ja, z każdym dniem  uczę się, jak ją uszczęśliwiać.

Matylda
Ja, Matylda Thoma, jestem żoną i matką. Jestem szczęśliwą, spełnioną kobietą. To nagroda za odwagę. Odważyłam się odznaczyć przeszłość grubą kreską i znów zaufać. Czy mogłam zrobić to wcześniej? Może i mogłam, jednak myślę, że zrobiłam to wtedy, kiedy byłam na to gotowa. Patrząc wstecz na moje życie, można by rzec, że kilkanaście lat izolowałam się od prawdziwego życia. Może i odmawiałam sobie szczęścia, jakiego doświadczam teraz. Jednak ja postanowiłam niczego nie żałować. Gdybym wtedy była inna, to nie byłabym taka, jak jestem teraz. W życiu, różne drogi prowadzą nas do szczęścia. Najważniejszym jest, by, nawet, kiedy błądzisz, w wędrówce nie ustawać.

Gabriel Thoma nie jest idealnym mężczyzną. Ale i ja nie jestem idealną kobietą. Bywają takie dni, że najchętniej zadźgałabym go widelcem, albo podgryzła mu krtań. Ale bywają też takie dni, kiedy splatamy nasze dłonie i razem zdobywamy świat.

I dogoniła nas przeszłość....Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz