Rozdział 20

452 33 1
                                    

Matylda
Khalil zaprosił mnie na spotkanie do rodzinnej kancelarii. Kiedy byłam częścią rodziny odwiedziłam ją już raz, czy dwa. Odniosłam wrażenie, że pracownicy mi się przyglądają, nagle zaczęły mi się pocić dłonie i przyspieszyło serce. Poczułam dziwny niepokój, choć z całą pewnością nie był to strach. Może jednak nie powinnam była tu przychodzić?

Z ogromną ulgą przyjęłam życzliwe powitanie ze strony Khalila:

- Nie ma słów, którymi mógłbym wyrazić radość z tego spotkania. – skłonił lekko głowę i uprzejmym gestem zaprosił mnie do swojego gabinetu.

- Dzień dobry.- uśmiechnęłam się nieśmiało i dodałam – Patrzysz na mnie tak, jakbyś naprawdę cieszył się z tego spotkania.

- Bo cieszę.

- Wcześniej odniosłam wrażenie, że nie pałasz do mnie zbytnią sympatią.

- Bywa, że musimy ukrywać swoje prawdziwe uczucia. – wskazał dłonią fotel, abym usiadła i dodał: - Napijesz się czegoś? Kawy? Wody? A może od razu podam szampana?

Zachowanie Khalila zaczęło wprawiać mnie w zakłopotanie, dlatego poprosiłam, abyśmy przeszli do rzeczy. Nie chciałam pozostawać tam dłużej niż to konieczne.

- Przepraszam. – powiedział lekko zmieszany. – Oczywiście, przecież nie przyszłaś tu dla mnie – a tu już wyraźnie usłyszałam smutkiem w głosie.

- Decyzja o wizycie tutaj nie była łatwa. Proszę, nie utrudniaj.

- Dobrze. W takim razie przejdźmy do konkretów. Przy rozwodzie, abyś w ogóle mogła go uzyskać, musiałaś zrzec się prawa do majątku rodzinnego, jak i spadku po Aziz'ie. Mój brat jednak postanowił cię zabezpieczyć. Środki pozyskał z pracy własnej, więc rodzina nie może podważyć tej decyzji.

- Ale ja nie potrzebuję waszych pieniędzy.

- Poczekaj. Daj mi skończyć. Przed tobą są cztery koperty. Chciałbym, abyś zapoznała się z ich zawartością i dopiero wtedy podjęła decyzję.

- Z pewnością ty wiesz, co zawierają. Możesz mi pokrótce nakreślić, abyśmy nie przedłużali. – już zaczęłam się denerwować.

- W pierwszej są dokumenty, których podpisanie ureguluje należność z tytułu hipoteki twojego apartamentu w Polsce. Nie chciałaś zamieszkać w domu, który kupił dla ciebie Aziz, więc pomyślał, że to jedyny sposób, by móc ofiarować ci twoje miejsce na ziemi.
Podpisując dokumenty z drugiej koperty staniesz się właścicielką konta bankowego, na którym zdeponowana została pewna suma pieniędzy.

- To jakieś szaleństwo. – nie mogłam w to wszystko uwierzyć. – Zapewniałeś, że Aziz nie popełnił samobójstwa.

- Bo nie popełnił. Mówiłem, że ostatnio chorował. Przygotował to wszystko, bo nie był pewien, czy wyjdzie z tej choroby cało. W trzeciej kopercie jest klucz do skrytki bankowej. Teraz jesteś upoważniona do korzystania z niej, więc tu dodatkowych dokumentów podpisywać nie trzeba.

- A co zostało w niej zdeponowane?

- Biżuteria. Na każde urodziny, święta, rocznie ślubu Aziz kupował ci biżuterię. Nie pytaj dlaczego nie dostałaś tych prezentów wcześniej. Tego nie wiem.
Zawartość czwartej kopert to listy, które do ciebie pisał. Nie wiem co w nich jest. Wszystkie adresowane są do ciebie, więc nie mogłem ich przeczytać.

- Po co to wszystko? Nie chcę, nie potrzebuję waszych pieniędzy. Mam mnóstwo pytań, na które nikt mi już nie odpowie. Pieniądze tego nie załatwią.

- Pytaj.

- Kogo? Ciebie? Czy ty odpowiesz mi, dlaczego zostawił mnie w szpitalu bez słowa wyjaśnienia? Nawet w sprawie rozwodu kontaktowałeś się ze mną ty. Przestraszył się młodej niesprawnej żony? Żony, która musiała pokonać długą i bolesną drogę, by mogła wstać z łóżka.

- Złożył ci obietnicę i tylko w ten sposób mógł jej dotrzymać.

- O czym ty mówisz? Jaką obietnicę?

- Nie pamiętasz o co go poprosiłaś zanim zniknął z twojego życia?

- O nic go nie prosiłam! – miałam ochotę się rozpłakać. Wróciły do mnie wspomnienia tamtych dni, a na to nie byłam przygotowana.

- Kiedy leżałaś w klinice Aziz prawie zamieszkał w niej razem z tobą. Przywoziłem mu dokumenty do podpisu, kancelaria musiała przecież działać. Miałem już wchodzić, kiedy usłyszałem waszą rozmowę. Obiecał ci wszystko, czego tylko zapragniesz, a ty poprosiłaś, by następnym razem pozwolił ci umrzeć. Wtedy nie rozumiałem co znaczyły te słowa. Nie wiedziałem, jak często musiałaś mierzyć się z agresją mojego brata.

- Khalil. To wszystko, to dla mnie za dużo. Daj mi, proszę, trochę czasu. Muszę sobie to jakoś poukładać. Przemyśleć.

- Poczekam. Dam ci tyle czasu, ile potrzebujesz.

Byłam oszołomiona. Poczułam się zagubiona i przygnieciona emocjami, które spadły na mnie tak nagle. Rozejrzałam się po gabinecie. Musiałam czymś zająć myśli, co pomogłoby mi się uspokoić i zmienić perspektywę. Na biurku i na komodzie były zdjęcia w srebrnych, prostych ramkach. To moje fotografie. Na każdej byłam ja.

- Khalil, to jest twój gabinet?

- Tak.

- A co robią tu moje zdjęcia? Nie powinieneś trzymać tu zdjęć swoje rodziny? Żony? Dzieci?

- Nie ożeniłem się i nie mam dzieci. Bycie bezpłodnym ma swoje plusy. Matka mi odpuściła i nie musiałem żenić się z żadną z właściwych kobiet.

- Przepraszam. Nie wiedziałam. Nie chciałam robić ci przykrości.

- Tym razem nie zrobiłaś.

- Nie rozumiem.

- Byłem na ciebie wściekły Mat! Przywiozłem cię do domu, by pokazać swój świat, a ty wyszłaś za mąż za mojego brata. Nie mam żony. Nie ożeniłem się, ponieważ jedyna kobieta, którą wpuściłem do serca, związała się z moim bratem. Kocham cię Mat! Kochałem cię wtedy i kocham cię teraz!

Tego już było za wiele. Chwyciłam torebkę i wybiegłam tak szybko, jakby od tego zależało moje życie. Jeśli gdzieś tam w górze mam swojego opiekuna, to zrobił sobie bardzo długie wakacje.

I dogoniła nas przeszłość....Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz