Rozdział 28

443 27 0
                                    

Matylda
Gabriel zaproponował ponowny wypad nad morze. Od jednego z naszych klientów dostaliśmy zaproszenie na bankiet, który ma się odbyć w Sheraton Sopot Hotel. Wyjazd biznesowy, ale kilka chwil na relaks też ma się znaleźć. Intuicja mi podpowiada, że przebywanie z tym mężczyzną pod jednym dachem to nic dobrego. Jednak postanowiłam nie odmawiać. Chcę jeszcze załapać ostatnie promienie słońca w tym sezonie. Poza tym, będziemy mieli czas, by na spokojnie porozmawiać. Napięcie, które narasta między nami musi zostać okiełznane.

Do apartamentu dotarliśmy późnym popołudniem. Postanowiliśmy odświeżyć się po podróży i wyskoczyć na kolację do jednej z nadbrzeżnych knajpek. Do posiłku zamówiliśmy wino, a potem deser i kolejna lamka wina. Prowadziliśmy luźną rozmowę, taką o wszystkim i o niczym. Nawet żartowaliśmy. Naprawdę dobrze czułam się w jego towarzystwie. Kiedy podał mi dłoń i zaproponował, byśmy przeszli się plażą, z przyjemnością przystałam na tę propozycję. Moje stopy zatopiły się w piasku. To tak niewyobrażalnie przyjemne uczucie. Rozluźniłam się, a Gabriel, trzymając mnie za rękę, musiał to poczuć, bo podniósł nasze splecione dłonie i musnął ustami moje palce.

- Kiedy nie jesteś jędzą, to spędzanie czasu z tobą bywa naprawdę przyjemne.

- Kiedy nie jesteś dupkiem, to bywasz naprawdę uroczy.

- Uroczy? – Gabriel dopytał z nieukrywanym rozbawieniem.
Roześmialiśmy się, a on przyciągnął mnie do siebie. Buty, które trzymaliśmy w dłoniach osunęły się na piasek. Pochwycił moje ramiona, a ja odruchowo oparłam dłonie na jego torsie, jakbym chciała go odepchnąć. Ale tego nie zrobiłam. Pod palcami czułam, jak przyspieszyło jego serce. Staliśmy tak w milczeniu, patrząc sobie w oczy. Gabriel niespiesznie przesunął opuszkami palców po moich plecach, by zatrzymać dłoń na moich lędźwiach. Drugą dłonią chwycił mnie za podbródek i kciukiem zaczął obrysowywać kształt moich ust. Powolutku zaczął się nachylać, jednak zastygł w bezruchu kilka milimetrów nad moją twarzą, kiedy wyczuł, że moje ciało zesztywniało. Próbowałam go odepchnąć, jednak on to udaremnił. Zwiększył odstęp między nami, ale uścisku nie zwolnił.

- Mati, czego ty się obawiasz? - zapytał szeptem, a po chwili dodał – Spójrz na mnie, proszę.

Nie miałam odwagi, by ponownie spojrzeć mu w oczy. Nie chciałam, by dostrzegł w nich strach i niepewność. Prowadziłam wewnętrzną walkę, bo panicznie bałam się bliskości, a jednocześnie byłam jej spragniona. Jak miałam mu to wytłumaczyć, skoro sama tego nie rozumiałam.
Gabriel ujął moją twarz w obie dłonie i lekko ją uniósł. Ale ja nie byłam gotowa na tę rozmowę. Los zdawał się mi sprzyjać, bo nagle zaczął padać deszcz.

Gabriel
Matylda przystała na moją propozycję by wyskoczyć na kilka dni nad morze. Przy okazji pokażemy się na bankiecie, by zadowolić jednego z naszych klientów. Na miejsce dojechaliśmy szybko, autostradą sunęliśmy bez żadnych przestojów. Dlatego kolacja w jednej z nadbrzeżnych knajpek wydała mi się dobrym pomysłem. I miałem rację. Matylda rozluźniła się. Tak cholernie przyjemne było jej towarzystwo. Przy deserze, kiedy nabrała kawałek ciasta na widelczyk, przechwyciłem ten kęs. Rozbawiło ją to, a mnie jej reakcja przyjemnie zaskoczyła. Nabrała ponownie kawałek ciasta, przysunęła mi do ust i powiedziała:

- Smacznego – uśmiechnęła się do mnie, a w oczach, mógłbym przysiąc, że zabłysnęły jej figlarne iskierki - Daj mi się nacieszyć tą chwilą, kiedy to wielki Gabriel Thoma je mi z ręki.

- W życiu stawiam na wzajemność – odpowiedziałem i podsunąłem jej do ust widelczyk z kawałkiem mojego ciasta. – Niech i ja się nacieszę tą chwilą.

Kończyłem jeść deser ze świadomością, że jej usta muskały ten sam widelczyk, który właśnie oblizuję ja. Patrzyłem w jej roześmianą twarz i myślałem tylko o tym, by ją pocałować. Czułem się, jak gówniarz na pierwszej randce i cholernie mi się to podobało. Wieczór był tak przyjemny, że nie chciałem go za szybko kończyć. Zaproponowałem spacer, na który ona chętnie się zgodziła. Dziwne, ale już wcześniej zauważyłem, że Matylda uwielbia piasek. Instynktownie przyciągnąłem ją do siebie, a ona natychmiast oparła dłonie o mój tors, jakby chciała mnie odepchnąć. Dotyk jej dłoni sprawił, że moje serce ruszyło do galopu. Widziałem, jak walczy ze sobą. I chyba wygrałem, bo nie odepchnęła mnie. Kiedy muskałem kciukiem jej usta, tak cholernie chciałem ją pocałować, poczuć jak smakuje, ale mnie odepchnęła. Jednak nie pozwoliłem jej uciec. Jej twarz w moich dłoniach, wydała się tak delikatna i krucha. Nagle pomyślałem, że chciałbym ją zamknąć w swoich ramionach i schować przed całym światem. Nie wiem, czy to, że się tak opiera, bardziej mnie kręci, czy bardziej mnie wkurza. Zaczął padać deszcz, więc chyba aura jej sprzyja.

I dogoniła nas przeszłość....Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz