Rozdział 25

470 29 0
                                    

Matylda
Potrzebowałam czasu, by się uspokoić. Potrzebowałam chwili samotności i oddechu. A to wszystko mogłam odnaleźć na dachu budynku. W myślach podziękowałam prezesowi, że podarował nam to cudowne miejsce. Los był dla mnie łaskawy. Do towarzystwa miałam jedynie wiatr i słońce. Kocham wiatr. Kocham słońce. Chwyciłam się balustrady, zamknęłam oczy i zaczęłam wsłuchiwać się w swój oddech. Nie wiem jak długo tak stałam. Kiedy otworzyłam oczy, zauważyłam, że obok moich dłoni, na balustradzie zaciskają się męskie palce. Chwyt był tak silny, aż pobielały kostki. Potrzebowałam kilku dłuższych chwil, by uświadomić sobie, że właściciel dłoni zamknął mnie w pułapce. Czułam jego obecność, słyszałam oddech. Choć jego ramiona zamykały mi drogę ucieczki, nie czułam się uwięziona.

- Przepraszam – słowo zostało wypowiedziane przyjemnym, kojącym szeptem.

Ze mną słowa nie chciały współpracować, dlatego w odpowiedzi jedynie skinęłam głową.

- Nie chciałem cię przestraszyć. Ne chciałem krzyczeć. Nie chciałem powiedzieć tego, co powiedziałem. Jezu! Jesteś taka frustrująca!

- Więc to moja wina? – w moim głosie pobrzmiewała ironia.

- Nie! Oczywiście, że nie! Po prostu – zamilkł, jakby szukał właściwych słów – poczułem zazdrość, byłem tak cholernie zazdrosny.

- Ale o co? Dlaczego? – pytam szczerze zaskoczona.

- On na początku z tobą flirtował, potem zaczął rozbierać cię wzrokiem, a na koniec spotkania to już cię w myślach pieprzył. – wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Gabe, jeśli t on ze mną flirtował, to on oczami mnie rozbierał i to on w myślach się ze mną pieprzył, to dlaczego twierdzisz, że to ja jestem frustrująca? Dlaczego to na mnie potrzebowałeś wyładować tę frustrację?

- Przeprasza.

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie.

W odpowiedzi słyszę jedynie ciszę. Nie zanosiło się, by Gabriel zaszczycił mnie komentarzem, więc postanowiłam sama pociągnąć rozmowę.

- Jeśli mamy ze sobą współpracować na takich samych zasadach, jak pracowaliśmy z Jackiem, to musisz wiedzieć, że nasi partnerzy biznesowi, w dziewięciu przypadkach na dziesięć, zachowują się podobnie, jak dziś zachował się prezes Lisowski.

- Kurwa! I Jacek na to pozwalał?

- Gabe – nie mogłam ukryć rozbawienia – przecież nikt Jacka o zgodę nie pytał. Ale musisz wiedzieć, że Jacek pozwalał mi, abym sama pacyfikowała śmiałków. To jedyny sposób, bo okazali mi szacunek i chcieli ze mną współpracować. Musisz mi zaufać, że sobie z nimi poradzę. Inaczej, to nie ma sensu.

- Ta zmiana wizerunku, to dla niego? –Gabriel nagle zmienia temat.

- Dla kogo? – nie ukrywam zdziwienia.

- Dla tego gościa z Londynu. Przyleciałaś do Londynu dla jakiegoś faceta, prawda?

- Podoba ci się? – postanowiłam odpowiedzieć pytaniem na pytanie.

- To jak dziś wyglądasz?

- Tak.

W odpowiedzi Gabriel przybliża się do mnie, tak, że czuję jego tors na plecach. Ustami muska płatek mojego ucha i szepcze:

- Kiedy cię zobaczyłam, natychmiast poczułem, że muszę cię dotknąć, chciałem poczuć, że jesteś prawdziwa. Nie widzieliśmy się kilka dni, a ja... Chyba za tobą tęskniłem.

Jego słowa, choć nie powinny, rozlały się ciepłem po moim wnętrzu. A to było bardzo przyjemne odczucie.


Gabriel
Znalazłem ją w ogródku na dachu budynku. Była tak pochłonięta myślami, że nawet nie zauważyła, kiedy do niej podszedłem. Stanąłem tuż za nią. Zacisnąłem dłonie na balustradzie, tym samym zamykając jej drogę ucieczki. Nie pozwolę jej znów uciec. Najpierw musi mnie wysłuchać. Nie dotykam jej, choć stoję tak blisko, że czuję ciepło jej ciała, jej zapach. Upajam się tą bliskością. Bardzo chciałbym ją przytulić, bo czasami gesty mówią więcej niż słowa, ale nie chcę jej spłoszyć. Dziś, rzeczywiście zachowałem się jak dupek i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Przecież nie mogę jej powiedzieć, że, kiedy ją zobaczyłem, wypełniła mnie pierwotna, samcza chęć posiadania. Naznaczenia jej, że jest moja. Sam tego nie rozumiem.

Tych kilka dni nad morzem były tak prawdziwe, normalne. Szybko przyzwyczaiłem się do tego, że jest blisko. Kiedy wróciłem do Londynu, zacząłem odczuwać jej brak. Już od jakiegoś czasu zastanawiałem się, jak by wyglądała, gdyby podkręcić ją trochę kolorami. Ale to, co dziś zobaczyłem, Jezu! Tak bardzo chciałem jej dotknąć, by poczuć, że jest prawdziwa.

Od czasu Joanny miałem wiele kobiet. Żadnej z nich nie chciałem przy sobie na dłużej zatrzymać. A teraz jest on. To takie frustrujące.

Nie zdawałem sobie sprawy, że piękna kobieta, w naszym biznesie, ma normalnie przejebane. Naprawdę musiałem się grubo powstrzymywać, żeby nie przywalić dziś Lisowskiemu. Jakoś nie widzę tego. Miałbym pogodzić się z tym, że takich Lisowskich będzie więcej? Nie ma, kurwa, takiej opcji!

Stanąłem bliżej, by plecami musiała oprzeć się na moim torsie. Nie odsunęła się. Podniosłem dłonie, by mogła spleść z nimi swoje. Chwila wahania i szczupłe, długie palce wplatają się między moje. Jezu! Jakie to jest przyjemne. Poczułem, że mam już wszystko. Wszystko, czego pragnę, trzymam właśnie w ramionach. W moim sercu, w mojej głowie otworzyła się jakaś nowa przestrzeń, którą wypełniła ona. Przez cztery lata byłem ślepy. Nie dostrzegałem, że tuż obok jest tak wspaniała kobieta.

I dogoniła nas przeszłość....Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz