Rozdział 6

517 35 0
                                    


Matylda
Praca wypełniła kolejne dni. Gabriel przyjął do wiadomości, że nie mam ukrytych zamiarów i nie porzucę firmy z dnia na dzień, a przynajmniej tak oznajmił. Przyznał, że rozmowę powinniśmy przełożyć na inny czas, czym mnie zaskoczył, choć i ucieszył. Pewnie Jacek pomógł mu dojść do takich wniosków. Bracia, mają te same geny, a są tak różni.... Choć ja i Madi też jesteśmy jakby z innej gliny ulepione, a przecież bliźniaki jednojajowe.
W środę, do biura przyszedł kurier z poczty kwiatowej. Na widok gigantycznego bukiety czerwonych róż odebrało mi oddech. Ręce tak mi się trzęsły, że nie byłam w stanie potwierdzić odbioru. W jednej chwili wypełniła mnie panika i ból. Każda blizna na moim ciele paliła żywym ogniem. Pot, który skroplił się na moich plecach zaczął spływać lodowatymi stróżkami. W mojej głowie zaczęły odpalać się wspomnienia. Klatka po klatce. Jakby świat się zatrzymał. Ostatnie szesnaście lat przestało istnieć, a ja znów wpadłam w otchłanie mojego prywatnego piekła... Aziz Al-Sharif.... Mój mąż. Dusząca, obrzydliwie słodka woń kwiatów... właśnie to wspomnienie najsilniej przywołuje koszmar tamtych dni. Aziz każde przepraszam okraszał setkami czerwonych róż. Tak ciemnych i intensywnych, jak moja krew. A moją krew upuszczał nader często. Stróżki lepkiej, ciepłej cieczy wypływały z mojego rozbitego nosa... Z ucha.... Rozciętych warg. Ostatni raz, kiedy Aziz podniósł na mnie rękę, krew pokryła niemal całe moje ciało... Z okrutnych wspomnień wybija mnie radosny pisk recepcjonistek. Pełne uwielbienia i chyba zazdrości spoglądają to na kwiaty, to na mnie. Szybciutko wyciągam liścik wsunięty między pąki kwiatów. Sam bukiet chcę wcisnąć do kosza, ale jest tak wielki, że się nie mieści, więc proszę, aby zrobiły coś z nim. Przebłyski zdrowego rozsądku podpowiadają mi, że pewnie w następnej sekundzie stanę się głównym tematem biurowych plotek, ale teraz nie martwię się tym. Szybkim krokiem kieruję się na dach budynku, który został zagospodarowany jako miejsce relaksu na przerwy kawowe. Na moje szczęście nikogo poza mną tu nie ma. Staram się wyrównać oddech. Wdech - wydech. Wdech – wydech. Wdech – wydech. Całą uwagę skupiam na tej, wydawałoby się, prostej i naturalnej czynności. Skupiając uwagę na oddechu pozwalam, by wszystkie inne myśli i wspomnienia opuściły moją głowę. Minuta po minucie odzyskuję kontrolę nad własnym ciałem. Nagle, przy moim boku materializuje się Jacek.

- Mati. Co się dzieje? Wyglądasz, jakby życie z ciebie uszło. Mogę jakoś pomóc?

- Nie. Wszystko ok. Nie ma powodów do obaw. Naprawdę - ze wszystkich sił staram się przywołać beztroski uśmiech, by potwierdził moje słowa. Jacek jednak nie daje się oszukać.

- Mati? To te kwiaty? Gdybym wiedział, że tak na ten gest zareagujesz, odradziłbym Gabrielowi.

- Gabrielowi? – a co ma z tym wspólnego Gabriel?

- Zrozumiał, że przegiął. To miał być miły gest na przeprosiny. Jesteś chyba pierwszą kobietą, która nie lubi dostawać kwiatów.

- Kocham kwiaty.... Tylko czerwonych, krwisto czerwonych róż nienawidzę. Jeszcze ta szczególna odmiana... Rodos.

- Mam nie pytać? – mądry chłopak, mówi jak prawdziwy przyjaciel - Może skoczymy na lunch, albo wpadnę do ciebie z pizzą i butelką wina?

- Nie dziś Jacuś..... nie dziś. – dodaję – jest szansa, że Gabriel się o niczym nie dowie? Nie chciałabym, aby to niefortunne zdarzenie przekreśliło jakiś kolejny ludzki odruch, który mógłby skierować pod moim adresem- uśmiecham się cierpko.

- Ja mu nie powiem.

- Dziękuję.

Jacek obdarza mnie ciepłym spojrzeniem, obejmuje braterskim uściskiem, składa pocałunek na moim czole i pyta:

- Wracamy? Czy potrzebujesz jeszcze chwilki dla siebie?

Wtulam się w ramiona tego cudownego człowieka, podładowując się jego energią, wspinam się na palce i pełen wdzięczności pocałunek składam na jego policzku. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na takiego przyjaciela.

- Chodźmy.

******

Jacek jednak nie odpuścił. Z butelką mojego ulubionego trunku wieczorową porą zastukał do moich drzwi.

- Nie gniewaj się kruszynko – przybrał minę niewiniątka.

- Wchodź. – roześmiałam się i chyba nawet ucieszyłam, że jednak przyszedł.

Poszliśmy do kuchni, wręczyłam mu korkociąg, wyciągnęłam z szafki dwa kieliszki i pociągnęłam go za sobą do salonu. Jacek umościł się na kanapie. Ja, podkuliwszy nogi pod siebie, klapnęłam na fotelu.

- Tak ci mózg pracuje, że normalnie słyszę szum twoich myśli – zagaja rozmowę Jacek.

- Przepraszam. Nie powinnam była tak emocjonalnie reagować. W końcu to tylko kwiaty.

- To przez niego? – pyta i wskazuje na obrączkę, która leży na stoliku przy kanapie.

Obrączkę traktuję jako stały element biurowego stroju. Po powrocie z biura jest pierwszym, co zrzucam i kładę na stoliku, by następnego dnia wsunąć ją na palec. Pracuję w branży przesiąkniętej testosteronem. Klientami firmy są dyrektorzy, prezesi, ogólnie kadra zarządzająca. Kobiety, to promil w grupie panów w tym biznesie. Panowie, w dziewięćdziesięciu pięciu przypadkach na sto, najpierw są samcami, a dopiero potem biznesmenami. Obrączka nadaje powagi moim argumentom, kiedy zrzucam z siebie ich obślizgłe spojrzenia.

- Tak. Choć czasu upłynęło nie mało, to ja wciąż nie radzę sobie najlepiej z emocjami.

- A po co ci ta obrączka? Madi coś tam, kiedyś napomknęła, że od kilkunastu lat jesteś już po rozwodzie.

- Madi ci napomknęła? A to plotucha. – kurczę, muszę pogadać z moją siostrzyczką, żeby lepiej trzymała język za swoimi pięknymi, bieluśkimi ząbkami.

- Nie złość się na nią, to ja naciskałem – Jacek chyba stara się usprawiedliwić gadulstwo mojej Sis. – Nie możesz przed tym uciekać. Z emocjami jest tak: jeśli się z nimi nie zmierzysz i ich nie przetrawisz, to wraz z upływem czasu one ciebie strawią. Widzę, że jesteś na najlepszej drodze ku temu, by przejęły nad tobą kontrolę.

- Nie. To nie tak. Po prostu, ostatnie dni to jakiś rollercoaster. Czerwiec to miesiąc, w którym wydarzyły się straszne rzeczy w moim życiu. Choć od lat, w tym miesiącu, nic złego się nie stało, to jednak wspomnienia potrafią mnie dręczyć. Do tego ta afera z niby moim odejściem z firmy. Kwiaty dzisiaj po prostu przechyliły czarę goryczy.

- No, ten uprzejmy donos od Mayson nieźle potrząsnął moim braciszkiem. Wiesz, że on bardzo cię ceni...tylko...nie najlepiej potrafi to okazać. Dla niego czerwiec to też miesiąc trudnych wspomnień... Toście się dobrali. – Jacek dolewa nam wina i przygląda mi się z takim dziwnym, tajemniczym uśmiechem.

- Tak. Pan Franciszek coś tam mi napomknął – uśmiecham się znacząco, bo używam przecież jego słów. – Nie wdawał się w szczegóły, chciał tylko usprawiedliwić zachowanie Gabriela.

- Mati, co jest między wami? Iskrzy na kilometr, drzecie ze sobą koty, jak para licealistów, a do klienta wychodzicie jak dreamteam. Mówiłem już nieraz mojemu braciszkowi, żeby zabrał cię do łóżka, albo na ring. Ale ten idiota żartu nie skumał i obraził się na mnie.

- Dotknęło mnie do żywego, kiedy zarzucił mi brak lojalności. Przecież, ja, nawet przez sekundę nie pomyślałam, żeby odejść. Daliście mi ogromną szansę. Dzięki wam nie musiałam tak bardzo łokciami się rozpychać, by moje nazwisko coś znaczyło w branży. Kocham tę pracę. Dzięki niej moje demony przeszłości już nie atakują mnie tak często.

- Powinniście ze sobą porozmawiać, tylko najpierw trzeba by was z lekka upić. W innym przypadku to taka rozmowa, jak dotychczas, będzie przypominała pole bitwy.- Jacek uśmiecha się i dolewa wina do mojego kieliszka.

Dalej rozmowa skręciła na luźniejsze tematy. Jacek wezwał sobie taksówkę i wrócił do siebie. Ja, na leciutkim rauszu, wskoczyłam pod kołdrę. W locie na poduszkę jeszcze pomyślałam, że kochany człowiek z tego Jacka i zasnęłam jak dziecko. 

I dogoniła nas przeszłość....Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz