Rozdział 12Obudziła mnie poranna bryza. Nie wiem ile spałem, ale byłem średnio zmęczony.
~Dość zimno~ pomyślałem po czym przykryłem Gogy'ego.
Wyszedłem z bagażnika i rozejrzałem się dookoła. Troche nabałaganiliśmy. Resztki jedzenia były porozrzucane.
~Pewnie jakieś zwierze się tym zajęło~Najchętniej wracałbym już do domu ale może być przypał gdy policja mnie zatrzyma, a z bagażnika wyjdzie George. W sumie zabawnie...
Odrzuciłem od siebie te śmieszną myśl i zabrałem się do sprzątania. Zdecydowałem przenieść George'a na tylne siedzenia chociaż może być mu mniej wygodnie. Chłopak nawet palcem nie kiwnął. Ogarnąłem bagażnik.
Zegar w telefonie wskazywał 5:00. Obserwowałem wschód słońca i budzącą się do życia przyrode. Po paru minutach dołączył do mnie Gogy. Niski, zaspany chłopiec w za dużej na niego bluzie, która była moja. Chłopak przetarł oczy po czym się do mnie przytulił. Mocno go objąłem i tak przez 15 minut razem podziwialiśmy widoki.
Około 6:00 wyruszyliśmy w kierunku domu. Niegłośna muzyka zagłuszała cisze między nami. Położyłem swoją dłoń na udach Gogy'ego, tak jak to zrobiłem poprzednio a chłopak przykrył nią swoimi rękoma.
- Jesteś głodny? - zapytałem
- No może trochę - powiedział Gogy przyglądając mi się
- Możemy wjechać do McDonald's - zaproponowałem wiedząc, że się zgodzi
- Dobry pomysł - uśmiechnął się do mnie
- Wolisz zjeść: - zacząłem wymieniać -
A w środku
B w samochodzie
Czy może C na zewnątrz?
- hmm... wybieram B albo C. W środku jakoś nie chce jeść
Pokiwałem głową po czym skupiłem się na prowadzeniu. Chwilę później dotarliśmy do restauracji.
- To może zamówimy w McDrive? - powiedział George
- No w sumie to dobry pomysł, co byś chciał?
- Big Mac'a z frytkami - podał mi zamównienie mój chłopak a ja przekazałem je panu z okienka, dołączając przy tym swoje.
Zapłaciłem za wszystko po czym przejechałem na parking.
- Nie oparz się - wskazałem na dwie kawy, znajdujące się tuż obok George'a
- Nie martw się "mamusiu" - sprowokował mnie Gogy
- Chyba chciałeś powiedzieć "tatusiu..."- uniosłem brew i uśmiechnąłem się
- yeees Daddy... - zaśmiał się Gogy a ja pokręciłem głową, również się śmiejąc
- Jesteś głupi - powiedziałem wkładając do ust kolejną frytkę, która była George'a...
- Ej to moje! ODDAWAJ - zorientował się...
30 minut później kontynuowaliśmy powrót.
Zaparkowałem na podjeździe i wypakowałem walizki z samochodu. Staraliśmy się nie obudzić chłopaków, ale oczywiście George musiał zrzucić kubek z blatu. Wiedziałem że tak się stanie...
Sapnap wyjrzał zza drzwi pokoju, ledwo żywy a ja tylko pomachałem na znak, że wszystko jest okej.
- Zostaw walizki tutaj, potem je wniose - pokazałem na róg obok schodów.
Gogy pokiwał głową, niechcąc wydawać z siebie żadnych odgłosów a ja poszedłem po zmiotke.
Był już poranek ale u nas w domu nadal ciemno. Posprzątawszy resztki kubka, usiadłem obok Gogy'ego na kanapie.
- Co teraz robimy? - zapytałem
- Sam nie wiem
- Poczekaj! - olśniło mnie, mam gdzieś w sypialni stare szachy. Pobiegłem ich poszukać
- Umiesz w to grać? - zapytałem prezentując chłopakowi zakurzone pudełko
- No pewnie! Kiedyś dziadek mnie nauczył. Graliśmy dzień w dzień! - na jego twarzy ukazała się radość
- Nie masz szans, pokonam Cię!
- No to jeszcze zobaczymy - poprawił włosy Gogy, gotowy do rozgrywki.
Włączyłem telewizor i lampke żeby móc cokolwiek widzieć. Gogy'emu na prawdę dobrze szło. Nie pokazywałem tego ale zacząłem wątpić w swoją wygraną...
Gogy był bardzo skupiony. Postanowiłem go trochę rozproszyć...
- Ten kto przegra... sprząta basen...
- e... co? - popatrzył na mnie Gogy
- Musimy umyć basen na wakacje, jeśli chcemy się w nim kąpać. Po zimie jest cały brudny i jakieś zielone gówna się tam pojawiają - sprostowałem
- Nie ma opcji! A wygrany co dostanie? - zapytał zaciekawiony George
- Hmm... może... dożywotni zapas buziaków? - powiedziałem przybliżając się do mojego chłopaka po czym dałem mu buziaka w czoło
- Niech ci będzie...
Gra potoczyła się dalej. Niestety przegrałem... Z jednej strony słabo bo w końcu to przegrana, ale z drugiej, chyba było warto ze względu na widok radości George'a.
- Mówiłem że jesteś słabiak! - powiedział podekscytowanie
- Ja słabiak? JA SŁABIAK? ODWOŁASZ TO - zacząłem go łaskotać a Gogy śmiał się, aż nie mógł złapać tlenu.
Usiadłem na nim żeby nie mógł się ruszać a on tylko próbował mnie powstrzymać
- Dream przestań! - wydusił pomiędzy śmiechem
- Oho i kto tu jest słabiak? - drzaźniłem go bardziej
- Ty jesteś! - podobało mu się to
Po chwili do salonu wszedł Tubbo. Zakrył dłonią oczy...
- Czy ja wszedłem w nieodpowiednim momencie? - zapytał - chciałem tylko szklanke wody...
- Nie musisz zakrywać oczu Tubbo, ja tylko próbuje dowiedzieć się kto tu jest słabiakiem! - wyjaśniłem po czym kontynuowałem łaskotanie.
Tubbo popatrzył na nas po czym dotarło do niego, że nic takiego nie robimy. Nalał wody i usiadł przy barku, patrząc na nas i się śmiejąc.
CZYTASZ
You Make Me... /DNF18+
FanfictionOpowieść dotyczy Dream'a, George'a oraz reszty przyjaciół, którzy będą przeżywać razem różne chwile. Głównie skupiam się na dirty momentach DNF