Rozdział 53

1.5K 76 60
                                    

Następnego ranka Shey obudziła się jako pierwsza. Fred spał jeszcze obok niej, przytulony do poduszki i faktycznie uśmiechał się przez sen. Dziewczyna spojrzała na zegarek, który wskazywał, że jest przed dziesiątą. Sprawdziła na liście czy wszystko ma i zeszła na dół by zrobić dla siebie i Freda śniadanie. Jej rodzice siedzieli przy stole pijąc kawę.

— Znów idziecie do pracy? Jest sobota. — zapytała Shey, a jej tata posłał jej smutny uśmiech.

— Dobrze wiesz kochanie, że u nas ostatnio krucho z pieniędzmi. — powiedział Joshua.

— Jak wszystko się ułoży to ja i tata też sobie weźmiemy wolne. — powiedziała mama.

Jej rodzice wyszli do pracy, a Shey wzięła się przygotowanie śniadania.

— Dzień dobry. — usłyszała za sobą.

— Dzień dobry. — powiedziała z uśmiechem.

Fred podszedł do niej i włożył sobie truskawkę do buzi.

— Nie podjadaj. — powiedziała.

— Przepraszam. — mruknął opierając się o blat — Jesteś pewna, że chcesz jechać?

— Na sto procent. — powiedziała wrzucając truskawki do owsianki.

Położyła dwie miski na stole, Fred usiadł na przeciwko niej szybko jedząc gorącą owsiankę. Shey to nieco rozbawiło.

— Co? — zapytał z pełną buzią.

— Możesz poparzyć sobie gardło. — powiedziała.

— Słuchaj, mieszkam z Ronem, albo jesz szybko ale wcale. — powiedział, a Shey się zaśmiała. Fred puścił jej oczko i wrócił do jedzenia.

Na Grimmauld Place mieli teleportować się dopiero pod wieczór, dlatego Shey znów zabrała Freda nad jezioro. Słońce prażyło, a w powietrzy unosił się zapach świeżo skoszonej trawy. Shey wzięła koc, koszyk, do którego napakowała jedzenia i ruszyli.

Otaczał ich błogi spokój, który był przerywany krzykami dzieci, które przychodziły z rodzicami. Fred gładził swoją dziewczynę bo dłoni. Wiedział, że ten spokój kiedyś minie, że zbliżają się ciężkie czasy. Kiedyś słyszał jak jej rodzice mówili o pierwszej wojnie, na której zginęli bracia jego mamy. Zbliża się druga wojna i to nieuniknione. Ludzie znów będą żyć w ciągłym strachu o swoich bliskich, dlatego Fred tak bardzo niepokoił się o Shey. Jest z rodziny migoli, nie chciał jej stracić.

Gdy Fred przysnął, Shey czytała książkę. Od początku wakacji nic nie napisała, przynajmniej nic przydatnego. Wszystko wydawało jej się nudne i niepotrzebne. Mimo, że pisała to tylko dla siebie chciała być z tego zadowolona. Miała blokadę i wena znikała za każdym razem, gdy brała do ręki pióro. Dlatego zostawało jej czytanie. Teraz czytała popularną książkę „Duma i uprzedzenie”, która bardzo przypadła jej do gustu.

Kiedy w końcu Fred się obudził wrócili do domu Shey i zjedli obiad. Gdy mieli już wychodzić przed dom by się teleportować na Grimmauld Place, rodzice Shey wrócili do domu.

— Opiekuj się nią. — poprosił cicho Joshua ściskając dłoń Freda z uśmiechem.

— Może Pan na mnie liczyć. — powiedział Fred po czym wystawił rękę w stronę Samanthy, ale ta go przytuliła. Pogładziła jego plecy gdy on dziękował za gościnę. Fred chwycił Shey za rękę i wziął kufer i teleportował ich na Grimmauld Place.

Przed domem stali jego rodzice wypatrując go. Fred wziął kufer Shey, gdy jego mama go zobaczyła.

— Shey, kochanie. — zawołała Molly chwytając w objęcia dziewczynę — Jak dobrze Cię widzieć.

One Last Laugh | Fred Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz