Rozdział 62

1.1K 65 44
                                    

Nachodził pierwszy mecz sezonu. Angelina Johnson, która została kapitanem drużyny gryfonów, nalegała na codziennie treningu, dlatego Shey i Fred nie mogli spędzali ze sobą aż tyle czasu. Shey nie była wielką fanką Quidditcha, ale jej chłopak grał w drużynie więc chciała go jak najmocniej wesprzeć. Ona, Aidan i Annie zeszli do Wielkiej Sali, wszyscy w czerwono-złotych szalikach. Fred uśmiechnął się do niej, a on a ona pocałowała go w policzek.

— Wszystko w porządku, Phoebe? — zapytała Shey.

— To jej pierwszy mecz. Jest zdenerwowana. — wyjaśnił za dziewczynę Lee.

— Jestem pewna, że świetnie ci pójdzie. — powiedziała Annie.

— Musimy już iść żeby nie narazić się na krzyki Angeliny. — powiedział George.

— Powodzenia. — powiedziała Shey całując jego policzek Freda.

Lee też pocałował Phoebe w policzek, a ona się do niego uśmiechnęła. Chłopak po chwili poszedł zająć miejsce komentatora meczu. Shey zauważyła, że George'a podchodzi Heather Gregory, wymieniła z nim parę zdań i pocałowała w policzek.

Aidan, Annie, Asher i Hudson (oboje nie patrzyli na siebie przyjaźnie) i Shey poszli zająć miejsca. Wkrótce drużyna wymaszerowała z szatni. Angelina i Montague, kapitam domu węża, podeszli do siebie i uściśnęli sobie dłonie. Wzbili się na miotłach w powietrze, a Shey poczuła jak serce dudni jej w piersi. Fred, gdy zajął miejsce, mrugnął do swojej dziewczyny jednym okiem. Rozległ się gwizdek i uwolniono piłki.

— Teraz, kafla ma Johnson, tak, Johnson, cóż za gracz z tej dziewczyny. Chociaż osobiście uważam, że najlepsza to jest Black...

— JORDAN! — ryknęła profesor McGonagall, a Shey się zaśmiała kręcąc głową.

— To fakt, pani profesor. Teraz ominęła Warringtona, ograła Montague'a... Oj! Crabbe trafił ją od tyłu tłuczkiem... Montague przejmuje kafla, nabiera wysokości iiii... tak to George Weasley odbił celnie tłuczka, który trafił Montague'a... Wypuszcza kafla, chwyta go Phoebe Black, świetnie Phoebe! Podaje do Alicji Spinnet, Spinnet już z nim ucieka...

Głos Lee toczył się gromko po stadionie, ale Ślizgoni go trochę zagłuszyli śpiewając piosenkę. Na zielono-srebrnym sektorze osobnicy domu węża śpiewali:

Weasley wciąż puszcza gole,
Oczy ma pełne łez,
Kapelusz zjadły mu mole,
On naszych królem jest!

Weasleya ród ze śmietnika,
I tak jest jego kres,
Przed kaflem zawsze umyka,
On naszym królem jest!

Lee starał się ich zagłuszyć nadal komentując mecz, ale nic to nie dało. Shey słyszała jedynie piosenkę i Annie wrzeszcząco przekleństwa na slizgonów, grożąc, że ona ich już dorwie.

— Ale oni są okropni! — warknęła Shey.

— Chcą rozproszyć ich tą straszną piosenką! — powiedziała Annie — Nie uda wam się to! To zbyt silna dużyna!

Lee wrzeszczał coraz głośniej starając się ich zagłuszyć. Ron puszczał gole. W końcu Angelina trafiła parę razy, tak samo jak Phoebe, ale Ślizgoni mieli przewagę.

— Pucey podaje do Warringtona, Warrington do Montague'a, Montague z powrotem do Puceya, bardzo dobra interwencja Angeliny Johnson, Johnson ma kafla, podaje do Black, to wygląda źle... to znaczy źle... Goyle trafia Black tłuczkiem i Pucey znów przejmuje kafla...

One Last Laugh | Fred Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz