2

16K 836 176
                                    

-Leah! Wstawaj!- zawołała mama poirytowanym tonem, wsadzając głowę do mojego pokoju. Jęknęłam i schowałam głowę pod poduszką. Rodzicielka podeszła do mojego łóżka i stanowczym gestem ściągnęła ze mnie kołdrę. Wydałam z siebie dziwny dźwięk, który ani trochę nie przypominał zamierzonej prośby o litość, wręcz przeciwnie, brzmiałam jak napuszona kotka.

Poszłam w ślady swojej matki, dokładniej do kuchni. Wzięłam miskę płatków z mlekiem i usiadłam przy stole w salonie, obok brata.

-Hej, Ow- mruknęłam, przeżuwając posiłek.

-Hej- mruknął dwudziestolatek, patrząc w telewizor.

Niewyspany, pomyślałam i chyba od razu znalazłam powód. Tak, to przeze mnie. No bo kto normalny gra na gitarze i śpiewa za pięć dwunasta?

Dokończyłam posiłek i pognałam do łazienki. Po wykonaniu porannych czynności dokładnie przyjrzałam się swojemu odbiciu w dużym lustrze.

Nie uważam się za jakąś szczególnie piękną, czy wyróżniającą się urodą dziewczynę. Jestem drobna i przysięgam, że gdyby nie moja rozpoznawalność, kiedyś zostałabym zgnieciona przez tłum nie zauważających mnie ludzi. Mam długie, ciemne włosy, które lekko opadają na moje ramiona. Mogłabym nawet powiedzieć, że moim atutem są brązowe oczy. Przyznam, że to właśnie je lubię w swoim ciele. Ale urodą i tak nie grzeszę.

Przygładziłam bluzkę z batmanem, ostatecznie podciągnęłam kremowe spodnie i musnęłam oczy maskarą, nie zapominając o pomalowaniu ust ochronnym balsamem.

Po wyjściu z łazienki chwyciłam w biegu plecak i telefon i krzyknęłam do Owena, zakładając buty:

-Podwieziesz mnie?

-Nie- ta krótka odpowiedź wystarczyła, bym się zdenerwowała. Tak, wiem. Jestem dziwna, ale co jest złego w złoszczeniu się na brata, który w najlepsze ogląda sobie jakieś seriale na MTV, podczas gdy już dawno powinien być w drodze do twojej szkoły?

-Dlaczego?- zapytałam, w myślach licząc do dziesięciu.

-Bo jestem zajęty- burknął.

-Właśnie widzę- mruknęłam. -Pa, mamuś!- krzyknęłam jeszcze i wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami.

Była siódma trzydzieści pięć, czyli zdążę, pomyślałam, biegnąc na przystanek autobusowy. W międzyczasie zdążyłam potknąć się o jakiegoś jamnika, na co jego właścicielka zgromiła mnie wzrokiem, i kucnęła, idealnie zagradzając mi drogę, by zacząć głaskać swojego biednego Fafika. Super, jestem terrorystką!

W ostatnim momencie wskoczyłam do autobusu, wpadając na jakiegoś chłopaka. Wspominałam już, jaka ze mnie niezdara?

-Przepraszam- mruknęłam, odpychając się od niego. Ten zaśmiał się, ale później jego śmiech zamienił się na szczere zdumienie.

-Czy ty jesteś...?- zapytał, ale ktoś inny za niego dokończył.

-To LLeah!- mój pseudonim w ustach kogoś innego brzmiał tak dziwnie, niczym abstrakcja. Ale powróćmy do rzeczywistości. Właśnie dlatego nie lubię jeździć autobusem numer sześć o siódmej trzydzieści sześć. Ponieważ jest on wtedy przepełniony nastolatkami z innych szkół. Nie z mojej, oczywiście, bo uczę się na innym osiedlu!

Młodsza część pasażerów zaczęła szybko do mnie podbiegać, wyciągając kartki i telefony. Zrezygnowana wyjęłam z plecaka marker i poczęłam podpisywać się na kartkach i pozować do zdjęć. Naprawdę, uwielbiam swoich fanów, ale nie o siódmej trzydzieści siedem, nie w autobusie numer sześć i nie po wskoczeniu na jamnika. Przeklęty Owen.

Youtube Memories ✔ODŚWIEŻANE || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz