49

1K 37 8
                                    

- Nie twoja sprawa ! - uniósł się nagle chłopak po czym gwałtownie wstał i wybiegł z pokoju wspólnego.

- Ja tylko zapytałam... - powiedziała dziewczyna patrząc za odbiegającym chłopakiem. Spodziewała się że, "książę pół-krwi" przyniesie problemy.  Nie spodziewała się jednak jak wielkie. 


Tego dnia, dziewczyna postanowiła "odreagować" stres. Czyli po prostu wywinąć kawał woźnemu. Oczywiście bez bliźniaków nie było to to samo. Ale puki ONA jest w tej szkole nikt o nich nie zapomni. 

Susan pobiegła do woźnego i z udawanym przerażeniem powiedziała że uczniowie 3 roku ćwiczą transmutację na pani Noris. 

Zadziałało i po chwili Filch gnał na drugi koniec szkoły. W tym czasie Rosalind podłożyła, do jego biura jeden z nowych wynalazków. - czekoladki. Całą paczkę. Po zjedzeniu jednej zmieniało się płeć na 24 h. 

Biedny woźny przez następny tydzień biegał po szkole, jako "koszmarnie mordoszpetna" kobita. 

Jednak nie długo trwała passa żartów, bowiem zbliżały się, Owutemy. Co prawda miała do nich jeszcze rok. Jednak bardzo zależało jej na wysokim wyniku. 

Niemalże zmieniła się w Percy'ego. Całe dnie siedziała w bibliotece, na lekcjach słuchała. Nauczyciele przyglądali się temu osobliwemu zjawisku ze zdumieniem.

Odkąd, profesor Slughorn, uczył eliksirów, Rose stała sie z tego przedmiotu prymuską. Była lepsza nawet od Hermiony. Na zajęciach szła z Harrym łeb, w łeb. 

- Panienko Black, Panie Potter. - zaczepił ich pewnego dnia profesor. - Wydaję bal świąteczny, dla członków, klubu ślimaka. Mam nadzieje was oboje tam zobaczyć.

- Oczywiście Panie profesorze. - odpowiedziała. A w jej głowie pojawił się problem nie do rozwiązania. Z kim ma pójść. W końcu Fred już nie uczy się w szkole...

Nie chciała iść, z nikim. Najchętniej poszłaby sama. Ale później doszła do wniosku, iż może z kimś pójść jako "przyjaciele".

Pognała do Harrego i przedstawiła mu swój plan. Chłopak ochoczo się zgodził, gdyż sam również nie miał z kim iść.

Nadszedł dzień, balu. Uczniowie powoli schodzili się, w wyznaczone miejsce. W sowich pięknych strojach. Rose rozejrzała się dookoła. I ujrzała przepięknie przyozdobioną salę. Sufit i ściany obwieszone były szmaragdowymi, szkarłatnymi i złotymi tkaninami, więc pokój wyglądał jak wnętrze wielkiego namiotu, skąpane w czerwonym świetle ozdobnej złotej lampy zwisającej ze środka sufitu, w której trzepotały prawdziwe żywe elfy. Było tłoczno i duszno. Z odległego kąta dochodził głośny śpiew przy akompaniamencie mandolin. Nad kilkoma starszymi czarodziejami, pogrążonymi w rozmowie, wisiał obłok dymu z fajek. Spora liczba skrzatów domowych przepychała się przez gąszcz łydek i kolan, dźwigając nad głowami ciężkie srebrne półmiski z potrawami, tak że wyglądały jak małe stoliki na kółkach.

Profesor zaprosił na przyjęcie wiele sławnych osobistości czarodziejskich, np. popularny zespół Fatalne jędze, wampira Sanguiniego  oraz pisarza Eldreda. Kadrę nauczycielską reprezentowała nauczycielka wróżbiarstwa Sybilla Trelawney, która przez cały czas narzekała na konieczność dzielenia nauczania wróżbiarstwa z centaurem Firenzem.

Na balu pojawił się także niespodziewanie Draco. W asyście Flicha, który nakrył chłopaka na próbie wproszenia się na spotkanie. Horacy nie miał nic przeciwko, by Draco został. Jednak Snape uparł się aby porozmawiać z Draco na osobności.

- Coś mi tu śmierdzi... - powiedziała do siebie Rose. 

Lwica z Gryffindoru | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz