Chłopak leży w kałuży swojej krwi i ledwo oddycha. Z brzucha sterczy mu rękojeść sztyletu. Do moich oczu momentalnie napływają łzy.
- Tylko go nie wyciągaj, a będzie dobrze. Nie możesz stracić więcej krwi- mówię drżącym głosem.
- Podejdź do mnie- prosi, a ja to robię.
Klękam przy nim i rozwiązuję mu nogi. Kaen nagle chwyta mnie za rękę. Patrzy na mnie ze łzami w oczach.
- Dla mnie nie ma już szansy. Uciekaj stąd, zostaw mnie.
- Nie zostawię cię już nigdy więcej! I wyjdziesz z tego!
- Umrę i wiesz o tym. Straciłem już za dużo krwi, nie mogę się nawet stąd ruszyć o centymetr. Proszę, zrób to dla mnie i ratuj się. To ja cię w to wplątałem, to wszystko moja wina.
- Nie mów tak! Nie mogę cię znów stracić- rozpacz coraz bardziej ściska mi gardło.
Szybko wyciągam wodę i zaczynam leczenie chłopaka. Rana się zasklepia, jednak ostrze nadal pozostaje w środku. Nie mogłabym zatamować takiego krwotoku, gdybym wyjęła sztylet. Mam tylko nadzieję, że żadne ważne narządy wewnętrzne nie zostały uszkodzone. Pomimo tego, że z rany już nie leci krew, Kaen wygląda okropnie. Stracił już zdecydowanie za dużo krwi.
- Sprowadzę pomoc, obiecuję. Tylko jakoś się trzymaj, dobrze?
- Nie mogę ci tego obiecać. Ale pamiętaj, że cię kocham.
- Ja też cię kocham, dlatego nie możesz umrzeć, rozumiesz?- udaje mi się jakoś wykrztusić te słowa.
Całuję go w czoło i zaczynam rozglądać się za jakąś drogą ucieczki. Teraz każda sekunda zwłoki może być tragiczna w skutkach. Patrzę na drzwi. Formuję z wody spory sopel lodu i rzucam. Drewno roztrzaskuje się i ukazuje drogę do wyjścia. Odwracam się ostatni raz, aby spojrzeć na ukochanego. Ku mojej rozpaczy, gaśnie w oczach.
- Spróbuj nie zasnąć, dobrze?
- Dobrze- odpowiada. Widzę w jego oczach strach.
Wiele silnej woli kosztuje mnie zostawienie go tam, jednak wiem, że muszę iść po kogoś doświadczonego, aby przeżył. Oczywiście jestem w środku lasu, więc nie wiem, gdzie iść. Przez kilka minut po prostu biegnę przed siebie i płaczę, jestem zagubiona. W końcu słyszę jakieś głosy nieopodal. Kieruję się w tamtą stronę i widzę kilka namiotów. Taki widok na odludziu jest zarazem powodem do radości, ale i strachu. Widzę, że przy ognisku siedzi dwóch mężczyzn. Wiem, że to ryzykowne, ale idę w ich kierunku.
- Hej, co ty tam robisz?- jeden z nich mnie dostrzega.
- Błagam, pomocy! Macie tu jakiegoś medyka?
- Czy my wyglądamy jak wolontariusze? Wynoś się stąd, albo pożałujesz!
- Proszę, pomóżcie mi...
- Ty jesteś głucha?- drugi mężczyzna wstaje z miejsca i kieruje się w moją stronę. Nie mam nawet siły już uciekać. Padam na kolana i wpadam w histerię.
- Co tam się dzieje?- słyszę kobiecy głos.
Widzę, że z jednego namiotu wychodzi czarnowłosa kobieta. Przede mną staje Azula i chwyta mnie za włosy.
- Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś się spotkamy, kochanie.
- Możemy ją sprzątnąć, szefowo. Nikt tu nie znajdzie jej ciała- wtrąca się jeden facet.
- Zostawcie ją, najpierw dowiemy się, co ją sprowadza.
- Szukam lekarza- udaje mi się wykrztusić.
CZYTASZ
Ognista krew// ATLA fanfiction
FanfictionWszyscy przyjaciele Avatara Aanga założyli już własne rodziny. Wiodąc spokojne życie w Mieście Republiki wychowywali swoje dzieci w przyjaźni. Wszystko układało się dobrze do momentu, w którym stary znajomy żony Sokki nie przypomniał im o sobie. Męż...