58

2.4K 100 12
                                    

Ivan

Lecieliśmy samolotem Vlada Perringtona do Włoch. Miejsce obok mnie zajmował Parker, który z precyzją szachisty wklepywał jakieś niezrozumiałe dla mnie cięgi znaków do swojego laptopa. Dalej siedział Hiroki, który nie odpuściłby sobie odbicia Flair z rąk jej kata. Obok niego zajmował miejsce Vlad, a w tyle siedział Aleksiej, Grigorij oraz nasz najważniejszy pionek w grze - Bradley.

Wystukiwałem nerwowo palcami jakiś nieznajomy mi rytm na kolanie. Bębniłem palcami o swoją nogę, wpatrując się w okno, a co chwila podpatrując Parkera w tym, na czym znał się najlepiej.

- Wylądujemy we Włoszech za czterdzieści dwie minuty. Niedługo powinniśmy zacząć podchodzić do lądowania. W posiadłości Vitiosisa pojawimy się za niespełna dwie godziny. Jeśli Vlad przyciśnie pedał gazu, będziemy tam szybciej.

Kiwałem nieprzytomnie głową, gdy Parker do mnie mówił. Z transu wyrwała mnie dłoń mojego chuderlawego przyjaciela, który mimo, że leciał do ciepłego kraju, miał na sobie obszerną bluzę, która miała dodawać mu kilogramów i pewności siebie.

- Ivan, mówi się do ciebie. Nie martw się. Ten włoski kutas nie zdąży zranić twojej damy. 

- Skąd to wiesz? 

Nie chciałem być dla Parkera nieprzyjemny, jednak ton mojego głosu zabrzmiał jednoznacznie. 

- Nie mogę mieć pewności, ale wierzę, że uda się nam ją znaleźć, zanim stanie jej się coś złego. Poza tym, gdyby Vitiosis chciał ją skrzywdzić, zrobiłby to już w Rosji. Nie fatygowałby się z uprowadzeniem. Ivan, twoja kobieta żyje i na ciebie czeka. Samolotu nie pospieszymy, ale wierzę, że nam się uda.

Pokiwałem głową. W myślach dziękowałem Parkerowi za jego entuzjazm, choć nie potrafiłem powiedzieć tego na głos.

Kiedy zniżaliśmy się do lądowania, zacząłem się modlić. 

Nie byłem osobą wierzącą. Uważałem, że skoro Bóg opuścił mnie i moją rodzinę w naszych najgorszych chwilach, nie mógł istnieć. Jak Bóg miał być obecny, skoro skazał niewinnego chłopca, jakim był Anton, na tak bolesną śmierć? Jakim cudem Bóg miał być prawdziwy, skoro przez blisko sześć lat żyłem w niewoli, ucząc się jak zostać mordercą? Jakim, kurwa, cudem Bóg miał pomagać swoim wyznawcom, skoro wielokrotnie skazywał ich na tak okrutne cierpienia?

Byłem jednak tak zdesperowany, że byłem gotów posunąć się do tego, aby się do niego pomodlić. Obiecałem mu, że jeśli odnajdę Flair i uda mi się sprowadzić ją bezpiecznie do Rosji, nigdy więcej nikogo nie zabiję. Odsunę się od mafijnego świata i choć nie pozwolę sobie na zawsze z niego zniknąć, nie będę brał już czynnego udziału w handlu narkotykami ani nie będę pośredniczył w przemycie broni. Nie będę zajmował się handlem nielegalnymi substancjami i nie będę przyczyniał się do szerzenia się w Rosji seksualnego niewolnictwa.

Kiedy wylądowaliśmy we Włoszech, wszystko działo się cholernie szybko.

Zostaliśmy zapakowani do dwóch pancernych samochodów, które miały zawieźć nas pod posesję Vitiosisa. Do jednego z pojazdów wszedł Bradley z Vladem, a w drugim znalazłem się ja, Hiroki, Parker i Aleksiej. Droga do więzienia Flair wydawała się trwać w nieskończoność. Obawiałem się, że gdy znajdziemy się na miejscu, dowiem się, że mój wysiłek poszedł na marne. Nie chciałem sobie nawet wyobrażać, co poczułbym, gdybym znalazł Flair martwą. 

Wiedziałem, że Nico Vitiosis już długo nie pożyje. Zamierzałem torturować go długo i boleśnie. Chciałem, aby facet cierpiał długo i odszedł z tego świata w bólu. Zasłużył sobie na najbardziej bolesną śmierć, jaką mogłem sobie wyobrazić. 

DeceiverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz