Lata mijały za latami, a mijały w ciągłej potędze, rozpuście i zabawie, gdy strącał kolejne dusze do piekieł niczym bezwzględny potwór, którym był.
Cywilizacja rozwijała się na jego oczach, budynki z drewnianych przemieniały się w murowane, ulice przestały być ubitym pasmem ziemi, a wozy zmieniły się w blaszane maszyny z silnikami.Trzy rzeczy, tylko trzy na miliony pozostałych, nigdy się nie zmieniły.
Jedną z nich był kościół, a przynajmniej jego zmiana nigdy nie była na tyle duża, aby zwrócić jego uwagę. Zawsze był ciemny, drewniany i ogromny, robiący zarazem jeszcze większe wrażenie.
Drugą rzeczą byli ludzie. Rodzili się, dorastali, przemijali, ale zawsze byli. Z bliska tutaj oglądał tylko jedną wojnę, która faktycznie pogroziła obmarciem okolicy, ale ludzie jak jakaś najgorsza zaraza znowu wrócili. No i osiedlili się ponownie w domach, kolejne pokolenia zaczęły je odbudowywać, tworzyć coraz to nowsze społeczeństwa, aż w końcu osiedli w chwilach teraźniejszości.
Rok był dwa tysiące osiemnasty i mimo wielu setek lat, wielu księży i świętych, którzy zamieszkali to miejsce, istniała jeszcze jedna rzecz, która się nie zmieniła.
Była to łapa potężnego demona wisząca nad mieszkańcami wsi chyba od samego momentu jej powstania.
Nie byli tego może świadomi, ale demon zawsze tu był wraz ze swoimi pomagierami i chociaż był tu, by wypocząć i pobiesiadować, polował na nich bez ustanku.
Ileż nienawiści on zasiał w tym małym społeczeństwie. Ile kłótni wszczął, ile walk, ile tragedii, tego nikt zliczyć nie potrafił.
Jedno było tylko pewne, ten demon, zaraza mieszkańców, przybył tu, aby tu zostać i żadna siła nie da rady szarlatana przegonić.
Cóż, przynajmniej takie były pozory...To było lato, gorące lato, gdy demon przysiadając w swoim zwyczajnym miejscu przy pomniku na cmentarzu, oddawał się swoim rozmyślaniom. Chociaż panowało mu się tu bezproblemowo i nowych dusz nigdy nie brakowało, doskwierała mu ogromna nuda. Oh ile on razy posuwał się do rzeczy naprawdę durnych, aby poczuć chociaż delikatne uszczypnięcie adrenaliny.
Kiedyś zwyzywał serafina, ale o tamtym wypadku wolał nie mówić...Wtedy właśnie, jakby jego modlitwy zostały jakimś cudem wysłuchane, nowy zapach pojawił się w powietrzu.
Nowy, młody kleryk przyjechał tu na szkolenie, a plotki mówiły, że ma tu zostać też po święceniach.
Demon w jego zielonych oczach ujrzał wyzwanie i obiecał sobie, że nie minie tydzień, a zamieni tego człowieka w najgorszego jakiego widziała ta wieś.Miał wiele planów przed oczami, każdy kolejny gorszy, ale zarazem bardziej zabawny od drugiego.
Przesiadywał wtedy na całkiem niskiej części dachu kościoła, a na jego ustach ukrytych za maską rozciągał się szeroki, chory do cna uśmiech, gdy pod jego stopami przyszły duchowny był witany przez parafian.
Czas zawsze szybko mu schodził na przemyśleniach, więc gdy znowu skupił się na tym co tu i teraz, nikogo już nie było.
Poza jednym wyjątkiem.Demon spuścił wzrok, aby spojrzeć właśnie na nowego kleryka, który stał przed nim na ziemi, wpatrując się prosto w niego.
Powiedzieć, że demon był zdezorientowany to naprawdę mało, a to miał być dopiero początek.Gdy nareszcie zdobył jego uwagę, człowiek schylił pokornie głowę przed demonem, po czym podniósł na niego wzrok, uśmiechnął się i odszedł w swoją stronę.
Demon po tym siedział tam jeszcze przez naprawdę długą chwilę, niepewny czy to co przed chwilą się stało było prawdziwe.
Cóż, za niedługo miał się przekonać, a człowiek, który pozornie wydawał się tylko nowym, świeżym mięsem, wkrótce miał porządnie namieszać w życiu ich obojga i nie tylko.Nastał czas, aby w życiu tego demona nareszcie zapanował chaos, a panować będzie przez parę dobrych lat...

CZYTASZ
Strzelajmy W Szczury
Fantasy(STOPNIOWO PRZEPISYWANE: 13/50) Ksiądz Edward zawsze znany był jako miejscowy dziwak, który mimo bycia duchownym stronił od ludzi. Nie wzbudzał większych zainteresowań, kolejny antyspołeczny cudak, ot tak, nic nadzwyczajnego. Jego życie jednak wkrót...