Rozdział 27

51 10 1
                                    

Chociaż niekomfortowy, poniekąd nawet odrzucający, ten widok nigdy nie zawodził jeśli chodzi o wzbudzenie w nim osobliwej fascynacji.

Asmodeus w końcu, tak jak każdy z siedmiu książąt, był wprawdzie niezwykłą kreaturą. Przynajmniej pod kątem samej natury.
A tą naturą było zradzać grzech, pożądanie, ale zarazem tym samym grzechem również się żywił.
Można to porównać do sadzenia nasion, aby następnie zebrać wyhodowany w duszy plon.

Edward usiłował udawać obojętność, ale nie mógł się powstrzymać od zerknięcia kątem oka na to co wyprawiał Asmodeus.

Ekspedientka kwiaciarni właśnie kończyła ostatnie wiązanie na bukiecie, gdy nagle demon nieznacznie uniósł maskę, spod której uniosła się chmura gęstego dymu.
Była o wiele większa niż ta, którą użył by uspokoić Edwarda, a jej kolor był głęboko różowy.

Dziewczyna nagle stanęła prosto, jak zwierzę wyczuwające drapieżnika, ale dym zdążył się już wedrzeć w jej płuca i przeniknąć wprost do umysłu.

Jej oddech przyspieszył i chociaż próbowała się otrząsnąć, nie mogła pozbyć się nagłych zawrotów głowy.
Jej twarz nabrała również czerwonego koloru, a na czole pojawiły się krople potu.

Asmodeus zerknął wtedy taktownie na Edwarda i chociaż ksiądz przewrócił na to oczami, zamknął drzwi kwiaciarni i zasłonił roletę.

Nie był może zbytnio zachwycony, szczególnie że ich następny autobus był już za kilka minut, ale niestety nie mógł odmówić Asmodeusowi jego natury.
Potrzebuje tego tak, jak ludzie potrzebują wody.

Zadowolony, demon przeskoczył zwinnie nad ladą i rzucił się na kompletnie oszołomioną dziewczynę, jakby chciał jej odgryźć gardło.

Zamiast tego jednak jedną ręką złapał za jej szczękę, a drugą uniósł maskę na tyle, aby zębami porwać jej usta.
Nie była to czynność zbyt piękna, a już na pewno nie wzbudzająca pożądania.

Asmodeus zachowywał się jak jakieś wygłodniałe zwierzę, warcząc nawet, nim nie odsunął się po zaledwie kilku sekundach.
Z ust ekspedientki również uleciał wtedy dym i zamroczona osunęła się na podłogę.

- Od razu lepiej! - oznajmił szczęśliwie Asmodeus i znów przeskoczył nad ladą, po drodze porywając bukiet goździków. - Możemy iść lisie.

Edward jednak nie mógł powstrzymać dziwnego ukłucia w piersi i zaciskając dłonie, wyminął demona, udając się za ladę.

Dziewczyna leżała płasko na ziemi, jej oczy były otwarte szeroko, lecz kompletnie puste, a usta drgały delikatnie, jakby usiłowała coś powiedzieć.
Edward złapał ją za ramiona i posadził tak, aby oparła się o ścianę. Wtedy zauważył również, że niebieski kolor jej tęczówek wydawał się wyblaknąć, jakby przeszły dymem.
Zacisnął mocno usta i przycisnął dwa palce pod jej żuchwę, uspokajając własny oddech.

- Jeny, ale z ciebie empata kochanie - zachichotał demon, który opierał się na ladzie, spoglądając na niego.

- Zamknij się - syknął wściekły. - Musisz się lepiej kontrolować. A gdybyś ją zabił?

Asmodeus prychnął tylko, przewracając oczami, które teraz wydawały się lekko błyszczeć.
Cóż, przynajmniej bardziej niż zazwyczaj.

- Nikogo bym nie zabił. Ja wiem co robię litenov - odparł tonem skarconego nastolatka. - Nie chcę w końcu sprowadzać na siebie uwagi Mikaela, prawda?

Edward przyglądał mu się przez moment, po czym zerknął na kompletnie wyssaną z energii dziewczynę.
Czy Mikael był jedynym powodem dla którego Asmodeus nie zabijał swoich ofiar?

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz