Nie pamiętał kiedy ostatnim razem odczuwał taki stres.
Szkoła, rodzinne święta, siedzenie samemu w domu, będąc celem białego demona, żadne z tych przeżyć nie równało się z tym co doświadczał teraz.Siedział wyprostowany na krzesełku po jednej stronie stronie łóżka szpitalnego, a strach ściskał jego żołądek ciasnymi więzami. Nie ruszył się jednak, a jedyne oparcie znalazł w cichym tykaniu zegara wiszącego na ścianie naprzeciwko.
Czuł na sobie jego spojrzenie, jak wwiercało się prosto w jego duszę, wprowadzając w niej kompletny chaos. A on siedział spokojny, chociaż wewnętrznie krzyczał z przerażenia od jakiś pięciu minut. Jeszcze kilka sekund i zemdleje.
Panowała cisza, a sugerując się jego zmęczonymi, podkrążonymi oczami, Edward kilka razy pomyślał, że być może zasnął.
Węże w końcu nie posiadają powiek, więc być może śpi z otwartymi...Za każdym razem, gdy jednak odważył się na niego spojrzeć, Szatan unosił delikatnie brwi, jakby chciał go poinformować, że nadal jest czujny i owszem, nadal go obserwuje.
Najgorszy był jednak ten uśmiech.
Biały demon wydawał się absolutnie wyczerpany. Zmęczony wzrok, sińce pod oczami, a jednak siedział dumnie wyprostowany, a na jego usta naklejony był szeroki uśmiech, który nie drgnął ani razu.
Przyprawiało to Edwarda o niebywały dyskomfort.- Szósta.
Edward wzdrygnął się, słysząc jego głos.
- S...słucham?
- Szósta - powtórzył spokojnie. - Widzę odbicie zegara w twoich oczach.
Jezus Maria co za absolutny pomyleniec.
Instynkt samozachowawczy Edwarda zaczął już wariować i po raz kolejny odczuł potrzebę po prostu rzucić się na białego demona, nim ten mógł uczynić to jako pierwszy.
Przez chwilę wydawało mu się nawet, że dałby sobie z nim radę w walce.
Szatan w końcu, mimo swego przerażającego wręcz piękna, był również bardzo wątły i chyba nawet odrobinę niższy od Edwarda.
Gdyby nie był drugą najpotężniejszą istotą w całym uniwersum, zapewne połamałby się wchodząc w ścianę.- Przyjaciel? - zadał kolejne pytanie, a Edward musiał sam domyślić się o co mu chodzi.
- Znajomy - poprawił wreszcie. - Poznaliśmy się na tamtym festiwalu, ale od razu go polubiłem. Straszny wypadek...
- Straszny - zgodził się, ale jego ton kompletnie się nie zmienił.
Teraz to zamieniło się w grę kto pierwszy odpuści, tylko że szanse były lekko mówiąc nierówne. W końcu gra rozstrzygała się między istotą, która spędziła miliony lat w kompletnej nicości, a jakimś zwykłym księdzem, który niecierpliwił się odgrzewając danie z mikrofalówki.
Edward zacisnął usta, na krótką chwilę spoglądając na kleryka.
Był owinięty bandażami i nieprzytomny, pewnie nadal spał po tym jak nafaszerowali go środkami na ból i temu podobnymi. Tworzył strasznie tragiczny obrazek, który jeszcze ciaśniej zaciskał pętlę winy na gardle Edwarda.
Nie mógł jednak okazywać tego jak bardzo się tym przejmuje. Ba, nawet nie mógł za specjalnie o tym myśleć.
W końcu naprzeciw niego siedział sam Szatan, biały demon, który po samym węchu potrafił wkraść się w czyiś umysł.
Tym razem srebrny krzyżyk, który otrzymał od Raziela może nie wystarczyć.Spojrzał na swoje kostki.
Ostatnio jakoś ich nie rozdrapywał i zdążyły się częściowo zagoić. Teraz jednak resztkami woli powstrzymywał się od ponownego otworzenia ran.- Blado wyglądasz - zauważył biały demon. - Może powinieneś wyjść na zewnątrz.
- Nie. Dziękuję, ale nic mi nie jest - odparł, wymuszając grzeczny uśmiech. - Tylko tu trochę gorąco...
CZYTASZ
Strzelajmy W Szczury
Fantasy(STOPNIOWO PRZEPISYWANE: 13/50) Ksiądz Edward zawsze znany był jako miejscowy dziwak, który mimo bycia duchownym stronił od ludzi. Nie wzbudzał większych zainteresowań, kolejny antyspołeczny cudak, ot tak, nic nadzwyczajnego. Jego życie jednak wkrót...