Rozdział 13

63 10 3
                                    

Erlik, w popularnym żarcie znany pod przydomkiem czarnego demona, prawica samego Szatana. Edward słyszał już o nim opowieści i głównie były to takie, które się cedziło przez zęby, gardło płukając piwem co dwie sekundy, by następnie kufel z hukiem odstawić i wyrzucić kolejną wiązankę przekleństw. Nie była zbyt dobra jego sława. Kąsać potrafił jak wąż, wzniecać kłótnie i wygryzać z wysoko postawionych miejsc nie tyle dla korzyści, co dla własnej rozrywki, a jakiekolwiek sojusze z nim wiecznie kończyły się upadkiem na najniższe szczeble piekielnej hierarchii. Ale cóż mu mogli zrobić? Był pod opieką. Szatan trzymał go przy sobie i ugłaskiwał jak ukochanego kota, a kto śmiał go tknąć, prędko tracił rękę.

Plotka głosiła, że stał się ulubieńcem białego demona, gdyż wytworzył sobie ciało niemal identyczne do ciała Szatana. Biały demon w końcu uwielbiał swoje podobizny, a gdy jeszcze owa podobizna usługiwała mu i zalewała pochlebstwami? Ciężko się dziwić, że go polubił.
Edward co prawda nigdy przedtem nie widział żadnego z nich osobiście, ale ciężko było zadawać się z demonami i nie otrzeć się o żaden opis. Szatan był podobno niezdrowo chudy i z dziwnie ostrymi kośćmi, które wydawały się niemal przebijać przez jego skórę. Jego charakterystyczną cechą była jednak dobitna biel jego postaci. Jego skóra, paznokcie, usta i włosy lokami sięgające za pas, to wszystko było w kolorze kredowej bieli, czym zarobił sobie swój przydomek. Jedynym wyjątkiem były oczy. Czerwone, karmazynowe i ponoć niebywale jaskrawe.
Erlik pasował do tego opisu, tylko z drobnymi zmianami. Jego karnacja była ciemniejsza, popielata bardziej, włosy czarne, a oczy białe jak u reszty demonów i przemęczone niemniej od tych Lucyfera.

Erlik zbliżył się do nich bez pośpiechu i zerkając tylko przelotnie na schowanego za Asmodeusem Edwarda, skupił się całkowicie na księciu pożądania.

- Asmoday - odezwał się spokojne.

- Lord Asmoday tak właściwie - poprawił, a Erlik skinął głową.

- Jasne, lord Asmoday, tak czy inaczej, masz wracać do piekieł - rozkazał nadal bez większego wyrazu. - Biały demon chce ciebie z powrotem.

- Przecież nie było mnie tylko kilka dni.

- A czy ja o to pytałem? - Uniósł wysoko brwi. - Asmoday, sprawa jest prosta. Ja ci coś mówię, ty się słuchasz, a teraz mówię, że masz wracać do piekieł, zanim nas obu rozszarpie twój ukochany mąż.

- Waż lepiej słowa - prychnął, a jego oczy wydawały się niemalże iskrzyć. - Jesteś niżej rangą ode mnie.

- A co takiego mi zrobisz? - zapytał, przekrzywiając lekko głowę. - Zabijesz mnie?

- Cóż, Szatan z pewnością mnie bardziej kocha od ciebie - odparł kąśliwie. - Pogniewa się, ale mi wybaczy.

- Spróbuj szczęścia - rzucił już tylko beznamiętnie, po czym jego uwaga wreszcie skupiła się na nieco bardziej niecodziennym elemencie. Przechylił się w bok, by spojrzeć za Asmodeusa. - Kto to jest?

Edward zacisnął mocno szczęki, czując jak od nowa żołądek mu się wywraca na lewą stronę i przysunął lucyfera bliżej nogi. Do końca z jakiegoś powodu nie tracił nadziei, że się jednak wyliże...

- To, kochanie ty moje, nie jest twój interes - odparł z szerokim uśmiechem Asmodeus, znów chowając go za sobą.

- To... - Zmrużył oczy. - To człowiek? Jakim cudem może-

- Nie twój interes - powtórzył z większą mocą. - Tobie się nie spieszy przypadkiem?

Erlik spojrzał na niego, potem znowu na Edwarda, powoli i z dokładnością, po czym ostatecznie cofnął się o pół kroku.

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz