Rozdział 6

91 11 6
                                    

Ni jednego zerknięcia przez ramię Flaga mu nie oszczędził, ciągawszy go po zapyziałych zaułkach Grozna. Edward natomiast ciągnął się za nim jak przez mgłę, w pejzażu rozmazanych śmietników i szarego chodnika widząc jego dogłębnie czarną postać jak światło w tunelu. Liczył, że uda mu się te mdłości rozchodzić, ale widocznie znów popełnił fatalny błąd przecenienia swojego ciała. Z każdym krokiem czuł się coraz gorzej, chwiejąc się na boki jak chorągwia na wietrze. Prędko zdecydował się na postawienie kołnierza kurtki, by za nim skryć koloratkę. Z nią zapewne ktoś by się nim zainteresował, zaproponował zaprowadzenie go do szpitala, ale on nie miał na to czasu. Teraz natomiast zapewne przypominał im tylko zwykłą pijaczynę, a ekscytowanie się pijakiem na ulicy, to jak ekscytowanie się drzewem w lesie.

Toczył się więc niepewnie za Flagą, zipiąc ciężko pod nosem, póki wreszcie demon się nie zatrzymał.
Postój zezwolił mu przetrzeć oczy i znów ujrzeć go w miarę wyraźnie. Patrzył na niego z jakimś wyczekiwaniem, którego Edward naprawdę nie miał ochoty rozszyfrowywać.

- Czego chcesz? - syknął więc zniecierpliwiony.

Odpowiedzią był mu uśmiech, gdy demon jedną dłoń skrył za plecami, a drugą ogólnym gestem wskazał na okolicę.
Musieli znaleźć się już w rzadziej uczęszczanej części miasta. Widocznie jednak ta dzielnica była za to bogata w prawdziwie wrażliwych artystów, wyrażających swoje uczucia na ścianach za pomocą wielu niecenzuralnych malunków. Panował tam ogólny brud i zapach szamba wyciekający ze szpar brukowej kostki, lecz o dziwo zaraz obok ujrzeć mogli również całkiem malowniczy park, otoczony czarnymi kratami w stalowe kwiaty.

- No? I gdzie ten twój Kalma?

Znów nie racząc go słowem, Flaga uniósł tą samą dłoń gdzieś ku górze. Z niepokojem Edward podążył za nią wzrokiem, by ujrzeć obdartą kolumnę ogrodzenia, a na niej kamienny pomnik.
Cóż, przynajmniej to Edward z początku tą szarą postać uznał za pomnik. Tak było do czasu, aż ten nie drgnął, po czym nagle otworzył białe oczy.

Edward cofnął się prędko od niego, gdy okręcił głową, prostując kark, a tynk z jego stawów zsypał się chmurą pyłu na chodnik. Jego kształty na jednej połowie były ludzkie, z umięśnioną sylwetką i delikatną, dziewczęcą niemal twarzą. Druga połowa była natomiast demoniczna. Przedstawiała zdartą, lub oparzoną skórę, odsłonięte kły i mocno zaznaczony, rozwścieczony wyraz twarzy.
Edward przełknął jakoś przez zdarte gardło i wyciągnął wyłączony telefon, przykładając do ucha. Miał nadzieję, że wtedy będzie wyglądać choć trochę zwyczajniej, rozmawiając ze sobą samym na środku chodnika.

- Flaga - powitał go krótko kamienny demon, usadawiając się wygodniej na filarze. - Mój drogi.

- Mów co widziałeś - rozkazał bez przedłużeń.

Kalma przyłożył dłoń do piersi urażony.

- A kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać?

Flaga zacisnął pięści i wymówił coś niemo, lecz w tej samej chwili uwaga Kalmy padła na Edwarda.
Uchylił z początku usta, ale ostatecznie posłał mu tylko zaciekawiony uśmiech.

- A ten to kto?

- Nikt ważny. - Flaga odwzajemnił uśmiech, ale nie miał on w sobie za grosz życzliwości. - Zignoruj go i skupmy się na naszej umowie.

- Ależ to by było skrajnie niegrzeczne - sprzeciwił się Kalma i zeskoczył z filaru, lądując zaraz przed księdzem.

Edward cofnął się o krok, ale nadal zachował lodowaty wyraz twarzy, gdy demon oglądnął go dokładnie od stóp do głów.

- Słodki jest - stwierdził Kalma, a Edward westchnął męczeńsko.

Spotkał się kiedyś z opiniami, że anioły i inne rozkoszne istotny z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu uwielbiają blond kolor włosów. Cóż, Edward nie zadawał się z wystarczającą ilością aniołów by to potwierdzić, ale był za to całkowicie pewny innego faktu. Demony miały jakieś dziwne upodobanie do rudych...

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz