Rozdział 31

48 10 2
                                    

Strasznie bolało i to bez przerwy.

Całe popołudnie ta cholerna obręcz nie dawała mu spokoju. Ściskała go jak jakiś wąż, odcinając resztę jakiegokolwiek dopływu krwi i zostawiając go w ciągłym poczuciu bólu i dyskomfortu.
Nie miał zamiaru się jednak skarżyć, bo choć lubił czasem podramatyzować, nie będzie przecież robił wielkiej afery wokół małego uszczerbku.
Za niedługo będzie noc, położy się, wszystko ustawi z powrotem na swoje miejsce i będzie w porządku.

Taki miał przynajmniej plan, ale wkrótce przeszkodził mu w tym pewien szkodnik. Kolejny sługus białego demona, który może sobie jedynie pomarzyć o byciu tak ważnym dla Szatana jak Asmodeus.

Mały szczur doskonale wiedział o jego... niedoskonałości.
Specjalnie celował w tą nogę i zanim Asmodeus mógł się obejrzeć, był uziemiony.

To samo w sobie było wystarczająco upokarzające, a teraz na dodatek zmuszony był zdzierżyć wzrok Edwarda. Pełen żalu i obrzydzenia.

- Asmo...

- Napatrzyłeś się? - warknął na niego. - To daj mi spokój, sam sobie ją nastawię.

- Nie wiedziałem, że masz protezę - wyrzucił tylko, szerokimi oczami nadal spoglądając na jego prawą nogę, wykonaną z podłużnych, metalowych prętów.

Był kompletnie zbity z tropu.
Owszem, Asmodeus kulał, ale to było jego cechą od... od zawsze.
W jego poprzednim ciele utykał, ponieważ posiadał kogucią łapę zamiast prawej nogi i ciężko było mu przez to złapać balans.
Edward nigdy w sumie się nie zastanawiał czemu utyka nadal, skoro ulepszył ciało.

- To teraz już wiesz - prychnął, na co Edward potrząsnął lekko głową.

- Czemu się tak unosisz? - spytał, wreszcie zbierając się w sobie i łapiąc za protezę.

Z tego co Edward mógł ocenić przez jego całkiem ciasne spodnie, proteza była nasuwana, ale przez jakieś uszkodzenie z zapięciem, lekko się obsunęła. Edward więc, będąc dużo spokojniejszym niż Asmodeus, był w stanie odpowiednio ją przyłożyć i bez trudu wsunął z powrotem na jego nogę.

Demon spojrzał na niego, z przekrzywioną głową i zmarszczonymi brwiami.

- Kręci cię to?

- Nie Asmo - odparł, przygotowany na takie pytanie. - Po prostu nie rozumiem czemu tak się tym denerwujesz. Na pewno da się ją naprawić.

- A może lubisz patrzeć jak siedzę tu tak bezbronny i żałosny, co? - ciągnął wściekły. - To ci się podoba, hm? No pochwal się, ja nie mogę oceniać.

- Asmo uspokój się do cholery - syknął wreszcie i wstając, wyciągnął rękę w jego stronę. - Próbuję tylko pomóc.

- Nie chcę pomocy.

- Nie chcesz, ale potrzebujesz - naciskał. - Dawaj łapę, bo zaraz stracę do ciebie cierpliwość.

Asmodeus spojrzał na niego, jakby o wiele bardziej wolałby mu tą rękę wyrwać. Ostatecznie jednak pozwolił, aby Edward pomógł mu wstać.

Ksiądz jakimś cudem pociągnął go na nogi, podpierając go od strony tej uszkodzonej.
Może i zdołał ją znowu ustawić, ale z zapięciem nadal było coś nie tak.

Edward wciągnął go jakoś do domu, a następnie do sypialni jego rodziców, która była jedynym pokojem z drzwiami na parterze. Po drodze rzucił tylko w stronę swojej zmartwionej matki, że wszystko z nim okej, ale tym razem demon nie potwierdził tego żadnym beztroskim żartem.
W ogóle wydawał się bardzo przybity. Nie był już zły, ale chodził ze spuszczoną głową, spięty, jakby się wstydził.

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz