Rozdział 25

63 10 3
                                    

Przy każdej odprawionej przez siebie mszy Edward dowodził, że sprawdziłby się w karierze rapera. Ale cóż, był zajętym człowiekiem i musiał znajdować się w dziesiątkach innych miejsc poza kościołem.

Na przykład na głównej plebani, gdzie proboszcz po mszy wmusił w niego tiramisu kompletnie nasiąknięte whisky, które Edward z grzeczności połykał jak jakiś antybiotyk.
Musiał jednak zdobyć następne dwa dni wolnego i chociaż proboszcz nie był do końca przychylny, wystarczyło jedno „chodzi o rodzinę" i mógł opuścić plebanię zwycięsko.

Szybko został jednak sprowadzony z powrotem na ziemię, gdy złapała go Daria, nim mógł czmychnąć z powrotem do swoich bezpiecznych ścian.

- W tym roku chyba naprawdę się nie wyrobimy na ten festiwal - mówiła nerwowo, gdy stali na zimnie zaraz obok kościoła. - Widziałeś przecież jak zorganizowana jest schola. Nie zdążę tego ogarnąć...

Tak powtarzała w kółko od jakiś dziesięciu minut, na co Edward cały czas przygotowaną miał tylko jedną odpowiedź:

- Mówisz tak co rok i co rok idzie wam świetnie.

- Ale co rok jest coraz gorzej czasowo!

I tak w kółko.

Daria zawsze miała w zwyczaju przejmować się wszystkim i wszystkimi. Absolutnie każdy aspekt musiał być perfekcyjnie i na czas, a swój plan dnia miała zapisany na nadgarstku markerem.
Nic dziwnego więc, że czasem potrzebowała lekkiego klepnięcia w ramię.

Ta rozmowa pewnie toczyłaby się dużo dłużej, gdyby nagle Edwardowi w oddali nie mignęła bujna czupryna czerwonych loków, którą posiadać mogła tylko jedna osoba.

Raziel był widocznie zdenerwowany, więc bez chwili namysłu dopadł do Edwarda, nie zwracając nawet uwagi na Darię.
Z tego powodu szybko zdołali wplątać się w sieć kłamstw, odpowiadając na jej pytania kim w ogóle jest Raziel.

Ostatecznie anioł w jej oczach nazywał się Radek i był kuzynem Edwarda z Brazylii, a biegle mówił po polsku, ponieważ studiuje polonistykę w wieku szesnastu lat. No a Edward musiał wczoraj urwać się z próby, aby przyjechać po niego na lotnisko, chociaż nie posiadał nawet prawa jazdy.

Całe szczęście zdążyli się ewakuować nim mogli pogrążyć się bardziej, a Daria jeszcze przez długą chwilę stała w miejscu kompletnie oszołomiona, gdy wreszcie odeszli w pośpiechu.

Edward z początku chciał zaprowadzić Raziela do się, ale że tam najpewniej przesiadywał Asmodeus, możliwie bez ubrań, ostatecznie zrobił ostry zakręt i odciągnął go za ścianę kościoła.

- Serio muszę ci wykładać czemu nie możesz ze mną rozmawiać przy ludziach? - syknął na niego, po upewnieniu się, że nikogo nie ma w pobliżu.

- Dobra, dobra. Przepraszam, mój błąd, niech ci będzie - pyrzucił, po czym nagle wbił w Edwarda spojrzenie pełne zmartwienia. - Ale posłuchaj mnie teraz, bo sprawy się skomplikowały.

Edward słysząc to już nawet nie miał siły się przestraszyć.
Przymknął tylko oczy i westchnął.

- Wiesz co Raziel? Zapomnij, nie musisz mi pomagać - oznajmił gorzko. - Po prostu się zabiję.

- Nawet tak nie żartuj - fuknął na niego, ale Edward machnął tylko ręką.

- Mniejsza. Mów co tym razem poszło nie tak.

- Mikael się mną zainteresował - Powiedział i szczerze, to zdanie zmroziło krew w żyłach Edwarda bardziej niż „Szatan na ciebie poluje".

- Tak szybko? - wydukał nareszcie, cicho, jakby bał się, że archanioł jakimś cudem mógłby ich usłyszeć.

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz