Jezioro nie było głębokie, przez co uderzenie o kamienne podłoże okazało się bardzo bolesne. Chciał się jak najprędzej wynurzyć, ale coś go go powstrzymało. Upadło na niego coś ciężkiego, kłoda jak zgadywał i Edward instynktownie zaczął panikować.
Zachłysnął się wodą, a gdy nie mógł zepchnąć z siebie pnia, jego panika zaczęła rosnąć tylko coraz bardziej.
Zaczął kaszleć, próbując pozbyć się wody, ale przez to do płuc wlewało mu się jej tylko jeszcze więcej.Dopiero po kilku, pełnych terroru sekundach, Edward poczuł jak kłoda się unosi i ktoś stanowczo łapie go za przedramię.
Momentalnie uczepił się Asmodeusa, gdy tylko stanął na nogach. Zaczął kaszleć tak gwałtownie, że jego gardło znów przeszył drapiący ból.- Tylko płuc nie wypluj.
- Spieprzaj kretynie jeden! - zawołał zachrypnięty i odepchnął go od siebie.
Chociaż demon był dużo silniejszy, przez element zaskoczenia stracił równowagę i znowu wpadł do wody. To czego Edward nie przemyślał to fakt, że Asmodeus był jego jedyną podporą.
Gdy tylko więc się przewrócił, Edward poszedł w dół razem z nim.- Ale romantycznie - stwierdził z zadowoleniem demon, gdy ksiądz znowu uczepił się go, żeby się nie podtopić.
- Jak ja ciebie nienawidzę... - syknął tylko i próbując się jakoś stabilnie oprzeć na śliskim podłożu, zaczął ostrożnie wstawać.
Sam Asmodeus zdołał jakoś zagryźć zimno, więc na razie jedynie się mu przyglądała.
- No siedem nieszczęść - zaśmiał się, gdy Edward jakoś dał radę stanąć prosto, chociaż przy tym niemal znów się przewrócił.
Edward nie odpowiedział. Zamiast tego kopnął wodę w jego stronę, a demon zaśmiał się głośno, po czym podniósł znacznie sprawniej od Edwarda.
Woda z niego spływała całymi strumieniami, a z tymi długimi, czarnymi włosami, teraz wyglądał jak jakaś zjawa.- No już kochanie - powiedział, ukrywając rozbawienie i złapał Edwarda. - Złość piękności szkodzi.
Nim ksiądz mógł coś na niego warknąć, Asmodeus podniósł go bez większego trudu i posadził z powrotem na skraju małego urwiska.
Edward był całkowicie przemoczony lodowatą wodą, a wiatr prędko przebił się szpilami przez jego mokre ubrania.
Zadrżał, zaciskając wokół siebie ręce.- Przesuń się, bo lubię ten pień.
Edward zmarszczył brwi, ale zanim mógł zapytać, przerwał mu głośny dźwięk chlupnięcia wody. W ostatniej chwili odskoczył, zanim Asmodeus mógł go znowu przygnieść, stawiając cały ogromny pień z powrotem na krańcu urwiska.
Edward czasem serio zapominał jak silne były demony.Asmodeus sprawnie wyskoczył z jeziorka i spojrzał na siebie z obrzydzeniem, gdy jego koszula zzieleniała lekko od glonów.
Niewiele mógł z tym jednak zrobić, więc zajął miejsce z powrotem na pniu i odgarnął włosy na jeden bok. Edward kuląc się z zimna usiadł koło niego, gdy demon wyciskał z nich wodę jak ze sporej szmatki.
- Zabiję cię... - mruknął z zaciśniętymi zębami.
- I sam zginiesz z tęsknoty? - Uśmiechnął się złośliwie, a Edward znów tylko syknął coś na niego.
- Lucyfer to fatalny pies obrony... - dodał, odwracając głowę. - Nawet nie zauważył, że prawie się utopiłem.
Asmodeus nie odpowiedział tym razem, przez co Edward momentalnie wyczuł kolejną durną akcję.
Już miał się obrócić w jego stronę, gdy nagle uderzył go podmuch i zacisnął jeszcze mocniej szczękę z zimna.
CZYTASZ
Strzelajmy W Szczury
Fantasy(STOPNIOWO PRZEPISYWANE: 13/50) Ksiądz Edward zawsze znany był jako miejscowy dziwak, który mimo bycia duchownym stronił od ludzi. Nie wzbudzał większych zainteresowań, kolejny antyspołeczny cudak, ot tak, nic nadzwyczajnego. Jego życie jednak wkrót...