Rozdział 32

55 9 2
                                    

Jednak dopiero w tamtej chwili naprawdę poczuł się jak w domu.

Wbijając spojrzenie w sufit, westchnął głośno do siebie.
Gdy tak leżał, ubrany, na pościelonym łóżku, jego świadomość znów cofnęła się do czasu, gdy miał może z siedem lat.
Jedyną rzeczą niszczącą tą iluzję był Asmodeus, który stał na środku pokoju, nasłuchując, zwrócony w stronę drzwi.

- Facet ma niezły słownik.

- Mhm.

Demon obejrzał się na niego przez ramię.

- Skubany ani razu nie przeklnął - zauważył. - Czy przeklinanie to jakiś grzech, o którym nie wiem?

- Nie - mruknął Edward, nareszcie podnosząc się do siadu. - Ale jest przeciwne jego „świętemu spisowi praw przyzwoitości". Jak go złamie to chyba umrze na miejscu. Nie wiem, jeszcze nigdy tego nie zrobił.

- Ale to „święte prawo" nie mówi nic o darciu się o dwudziestej?

- Najwyraźniej. - Wzruszył ramionami i wstał z łóżka. - Przynajmniej dzieci już są pewnie w pokojach...

- Nie mieliśmy przeczekać? - spytał demon widząc, jak Edward przerzuca torbę przez ramię i kieruje się w stronę drzwi.

- A no mieliśmy, ale szczerze nie mam na to siły. - Machnął ręką. - Ewentualnie dostanę w pysk. Chodź.

Asmodeus przekrzywił głowę, za maską przybierając raczej zmartwiony grymas, ale ruszył za nim.

- Tylko nie odwalaj żadnych scen - rzucił jeszcze w jego stronę ksiądz, chociaż wiedział, że było to równe ciskaniem grochem o ścianę.

Mógłby mu w końcu równie dobrze powiedzieć, żeby przepisał cały rdzeń swego charakteru i odesłał się z powrotem do Niebios.
Niestety, nie było to takie proste.

- Nic nie zrobię niesprowokowany - odparł, co było po prostu bardziej skomplikowaną wersją ,,nie".

Edward jednak jakoś nie był w nastroju do przekonywania go i chcąc już po prostu opuścić ten dom, otworzył drzwi sypialni.
Momentalnie uderzył go ten ostry zapach środków czystości i gnijących mebli, który dopiero uświadomił mu, że tamta słodka, kwiatowa woń wypełniała całą sypialnię.

Ciekawe co ją wywołało.

Edward w innym przypadku pewnie nie zaprzątałby sobie tym głowy, ale teraz pilnie potrzebował odwrócić myśli. Właśnie stanęli w jadalni, pokoju łączącym kuchnię i ganek.

Kultura nakazała mu zajrzeć do kuchni, gdzie przy stole siedziała jego matka.

- Hej, my będziemy się już zbierać - powiedział niedbale. - Zadzwonię jak będę u siebie.

Gdy już miał się jednak wycofać, powstrzymał go głośny huk szklanki odkładanej na stół.

- Nawet na tyle przyzwoitości nie masz, żeby się z ojcem przywitać?

- O. Hej - odparł bez wyrazu i wykonał bliżej nieokreślony gest dłonią w stronę swojego ojca. - Nie widziałem cię.

- Nie widziałeś? - powtórzył urażony i odsuwając od blatu, podszedł do niego. - Jak to do cholery nie widziałeś? I czemu masz na sobie torbę? Torby nie są dla mężczyzn.

- To... - Edward zmieszał się na krótki moment - nie moje.

- Ty mnie masz za debila? - spytał ze śmiertelną powagą i pchnął go w ramię. - Patrz na mnie jak do ciebie mówię!

Dopadnięcie do Edwarda jednak nie było dobrą decyzją, ponieważ przy tym jego ojciec, pan Albert, znalazł się w polu widzenia Asmodeusa, a Asmodeus znalazł się w jego.

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz