Rozdział 30

46 9 3
                                    

Edward swoją walkę z pralką prowadził jeszcze przez pewien czas, aż w końcu zastał ich tam wieczór i wywiesił białą flagę.
Był zażenowany sobą bardziej niż kiedykolwiek, gdy cały brudny powlókł się do kuchni, jakby wracał z prawdziwego pola bitwy.

Panią Teresę zastał jak zwykle w kuchni. Właśnie zajęta była ubijaniem ciasta, czarną sukienkę chroniąc pod niebieskim fartuchem.

- Gdzie jest Amadeusz? - spytał nagle, przez co kobieta niemal wyskoczyła z własnej skóry ze strachu.

Zwróciła się w jego stronę i wtedy na jej ustach znów zawitał uśmiech. Odetchnęła, przykładając dłoń do piersi.

- Przestraszyłeś mnie. - Pokręciła głową.

- Przepraszam - odparł krótko i bez wyrazu.

- Nie szkodzi, nie szkodzi - powiedziała i wróciła do ciastka, które najwidoczniej nie do końca chciało się lepić. - A twój przyjaciel jest na dworze z dziećmi.

O nie.
Edward był już wystarczająco spanikowany, gdy Asmodeus zdołał jakimś cudem stoczyć się niepewnie ze schodów, zamiast siedzieć z nim na piętrze.
A teraz dodatkowo demon był poza domem.

Szczerze, przez moment Edward miał ochotę wybiec ratować to co nie stoi jeszcze w płomieniach, ale ostatecznie się powstrzymał.
Asmodeus powinien zachować na tyle taktowności, żeby nie pakować się w kłopoty akurat tu.

Nie wiedząc co ze sobą począć w tej niezwykle gęstej ciszy, przekradł się do stojącego w rogu taboretu i zajął miejsce. W jego dłonie szybko wpadło małe radyjko dotąd stojące na półce obok. Był już z nim bardzo dobrze zaznajomiony.

Tamtego dnia miał może z osiem lat, gdy jego mama pewnego dnia z tajemniczym uśmiechem odciągnęła go za rękaw do innego pokoju. Tam w sekrecie przed ich ojcem dała mu właśnie to małe urządzenie, które znalazła gdzieś w rowie w drodze do domu.

Z początku było w istnie opłakanym stanie, a w każdą szparę wciśnięte było błoto i Bóg wie co jeszcze, ale Edward nawet teraz pamiętał jak wniebowzięty był w tamtej chwili.
Prawie każdą wolną chwilę spędzał rozkręcając i skręcając radio, aż w końcu jakimś cholernym cudem zaskoczyło i mógł usłyszeć niebywale irytujący szum, który wtedy jednak brzmiał jak najcudowniejsza melodia.

- Stare przyzwyczajenia się odzywają? - zaśmiała się beztrosko pani Teresa, gdy Edward włączył radio i zaczął próbować nastawić jakąś stację.

Nie był pewny co mógłby odpowiedzieć, więc milczał, a pani Teresa westchnęła do siebie.

- Pamiętam jak się bunkrowałeś u siebie z tym radyjkiem - ciągnęła. - O, a jak wujek Marcin się o tym dowiedział to zaczął ci przynosić od siebie z warsztatu takie małe narzędzia. Pamiętasz?

- Pamiętam - burknął oschle.

- Jezu, on was tak wszystkich kochał - powiedziała i potrząsnęła lekko głową, jakby chciała wyprzeć jakąś myśl. - Czemu Bóg musiał go zabrać tak wcześnie?

- Jasne - odparł i wyłączył radio, odstawiając je na półkę. - Trzeba kupić nową pralkę, z tej już nic nie będzie - rzucił, ale gdy już chciał się skierować w stronę wyjścia, jego mama zatrzymała go w samym przejściu.

- Powiedz mi jeszcze co u Klary - poprosiła szybko, jakby lekko spanikowana.

Edward zmarszczył brwi, niechętnie znowu obracając się w jej stronę.

- A co ma być? Ojciec jej nienawidzi i tkwi w małżeństwie z jakimś obrzydliwym gościem. - Wzruszył ramionami. - Całkiem nieźle.

- Wcale nie jest znienawidzona - sprzeciwiła się, odwracając się w stronę umywalki, aby opłukać dłonie. - Tata ją kocha tak jak was wszystkich. Po prostu... nie popiera jej decyzji.

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz