Edward ciężką ręką zapłacił za taksówkę z powrotem do Rajlejk.
W końcu okłamał Mammona, że nie miał portfela. Ktoś z piekielnej strony musiał mu przecież zapłacić jakiekolwiek odszkodowanie za to co przeżywał ostatnimi czasy. A to, że padło na Mammona nie było już jego zmartwieniem.Gdy kierował się w stronę plebanii, ciężko było mu przeoczyć to, jak lucyfer grzecznie chodzi zaraz przy jego nodze. Smycz między nimi wisiała luźno, tak jak tego dnia, gdy Edward go znalazł. Wtedy lucyferowi chciało się jeszcze chociaż sprawiać pozory dobrego psa.
Jego łapy były również dziwnie sztywne, a łeb trzymał uniżony.
Edward jego zachowanie zwalił jednak na bliskość lasu pełnego ogarów.
Jego nerwy nie zniosłyby kolejnego powodu do zmartwień. A przynajmniej takie miał wtedy wrażenie.Gdy więc stanął wreszcie przed drzwiami drugiej plebanii, na tym małym placyku za kościołem znalazł się sam, a wiatr szumiał cicho na trawie i krzewach wokół. Panował tam całkowity spokój, a jednak Edward zatrzymał się, gdy coś specyficznego pochwyciło jego uwagę.
Na moment, bardzo krótki, w drzwiach pojawiła się mała szparka, po czym znów zniknęła przez kolejny powiew. Ta sekunda jednak wystarczyła, aby Edward mógł wysunąć prosty, lecz przerażający wniosek.
Frontowe drzwi były uchylone. Nieznacznie, ale jednak.
Był pewny, że je zamykał.
Z przyzwyczajenia przekręcił nawet na klucz, choć nie trzymał tam nic cennego.
W tej chwili przez jego głowę przeszło wiele możliwości, jedna gorsza od drugiej. Ratował się tylko myślą, że być może to Daria, ale i tą nadzieję szybko obalił. Ona w końcu już raczej nie chciała go widzieć.
I tyle z ich rozmowy o przyjaźni.
On to jednak był fatalny w relacjach...- A mogłem się zabić jak miałem okazję - szepnął do siebie i łapiąc lucyfera krócej, zaczął się cofać małymi krokami.
Wtedy jednak, jego uwagę zaś przyciągnęły głosy.
Nie, nie głosy, wrzaski, tak głośne, że Edward słyszał je przez ściany.
No cóż, Lucyfer pozostawał tak oszczędny jak tylko mógł stawiając mu dom, wliczając w to grubość ścian...Głównym powodem, przez który Edward odważył się zbliżyć, był lucyfer.
Pies uniósł łebek słysząc głosy, przekrzywił go i wkrótce jego język zawisł radośnie, jakby śmiertelne zagrożenia nie otaczały ich z każdej strony.
Słowa Asmodeusa, że zwierzęta wyczuwają demoniczną obecność, ugrzęzły jednak na dobre w umyśle Edwarda i postanowił dać się pociągnąć w stronę domu.Nim mógł jednak chociażby złapać za klamkę, znajoma sylwetka wyślizgnęła się zwinnie ze szpary w drzwiach i niemal na niego wpadła.
Edward potrząsnął głową, gdy demon spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.
- Gomory?
- Lepiej uciekaj, póki masz na czym - mruknął tylko, a jego mina zrzedła.- Przypomina mi się Laichzeit... - dodał jeszcze demon, po czym wyminął go, odchodząc w swoją stronę.
Choć sytuacja stała się nieco jaśniejsza, Edward nadal pozostał bez słowa wyjaśnień. Pozostało mu więc przekonać się samemu i wejść do środka.
W końcu skoro prawa ręka Asmodeusa tu jest, nie może być aż tak źle. Chyba.Otworzył wreszcie drzwi i przekroczył próg, gdzie powitał go widok istnego pobojowiska. Zamknął za sobą drzwi, z niedowierzaniem wodząc wzrokiem po otaczającym go chaosie.
Nic nie zostało na swoim miejscu. Szafki były pootwierane, a ich wnętrze wywalone na środek, meble zostały poodsuwane, krzesła przewrócone, a to wszystko było jedynie tym, co mógł dostrzec z ganku.
CZYTASZ
Strzelajmy W Szczury
Fantasy(STOPNIOWO PRZEPISYWANE: 13/50) Ksiądz Edward zawsze znany był jako miejscowy dziwak, który mimo bycia duchownym stronił od ludzi. Nie wzbudzał większych zainteresowań, kolejny antyspołeczny cudak, ot tak, nic nadzwyczajnego. Jego życie jednak wkrót...