Moment.
Demony miały pazury. No, w większości. A nawet jeśli nie, miały na tyle siły w dłoniach, aby jednym ściśnięciem zmiażdżyć człowiekowi głowę jak sporą pomarańcz.
Stąd w umyśle Edwarda pojawiła się wątpliwość, czemu ten demon używał jakieś szmaty, żeby go zabić?Jego zastanowienie nad tym tematem przeciągnęło się przez kilka sekund, zezwalając mu na obserwację, że wcale nie tak trudno jest mu złapać oddech.
Wystarczyło, że uniósł lekko brodę i już mógł normalnie oddychać, gdyż oderwał nos od czyjegoś ramienia.
Chociaż w sumie stwierdzenie „mógł normalnie oddychać" nie było do końca trafne, gdyż smród alkoholu wokół był tak gęsty, że można było go kroić nożem.- O nie - powiedział do siebie, po czym znowu spróbował odepchnąć od siebie kreaturę, ale ta tylko przywarła do niego mocniej.
Nad jego uchem rozbrzmiał durny, pijacki chichot.
- Ale ty jesteś słodki...
- A ty pijany - sarknął. - Wypad za drzwi!
Demon jednak znowu się tylko zaśmiał i odsunął na tyle, aby objąć jego twarz dłońmi.
- Masz takie zielone...zielone oczy. Jak rubiny. - Zmarszczył brwi i wyprostował się na moment, uciekając wzrokiem. - Czy to były rubiny...? AŁ! - wrzasnął nagle i odskoczył, gdy Edward ugryzł go w dłoń.
Asmodeus spojrzał najpierw na swoją dłoń, po czym podniósł oczy z wyrazem zbitego psa na Edwarda.
- Ale za co...? - burknął smutno.
-Za straszenie mnie kretynie jeden! - wrzasnął wściekły, w ostatniej chwili powstrzymując się od ośmieszenia przez próbę uderzenia demona.
- Nie jestem kretynem... - mruknął. - Obraziłeś mnie.
Edward jednak kompletnie go zignorował i dopadł do drzwi, aby je otworzyć.
- Wyjdź - rozkazał. - Nie będę się powtarzał.
- Ale tam jest zimno - poskarżył się jak dziecko, ale uśmiech zaraz wrócił na jego usta, gdy zatrzasnął drzwi. Niemal się potykając, podszedł do Edwarda, aby go objąć w pasie. - Tu jest znacznie cieplej...
- Ciepło to ci będzie jak odeślę twój prostacki tyłek tam skąd wylazłeś - syknął. - Łapy precz kretynie!
Asmodeus jednak bawił się zbyt wybornie, by go słuchać.
Całe szczęście po krótkiej chwili przynajmniej przesunął dłonie z okolicy pod pasem Edwarda i zamiast tego wsunął palce w jego włosy.- Masz włosy jak...jak jeż. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, wtulając w nie zamaskowaną twarz. - Jak ja ciebie kocham lisie...
- Dotknij mnie jeszcze raz i znowu cię ugryzę - sarknął, gdy demon zaczął głaskać go jak jakiegoś psa.
Właśnie, będąc przy psach.
Asmodeus nagle wyprostował się, otworzył szerzej oczy, a cała jego postać wydawała się utracić swe kolory.
Odwrócił się powoli i spojrzał w dół, aby zobaczył lucyfera wąchającego jego buty.Szczerze, Edward spodziewał się, że demon krzyknie przestraszony i odskoczy, ale nie.
Stanął sparaliżowany, patrząc na psa ogromnymi oczami, a jego pierś nagle zaczęła unosić się i opadać w o wiele za szybkim tempie.- Asmo...? - spytał niepewnie, czując jak demon ściska go mocniej, a jego oddechy stały się płytkie i paniczne. Edward złapał cichy wdech. - Już, już Asmo. Spokojnie - powiedział, chociaż nie mógł powstrzymać niechęci w głosie. - Już go zabieram.
CZYTASZ
Strzelajmy W Szczury
Fantasy(STOPNIOWO PRZEPISYWANE: 13/50) Ksiądz Edward zawsze znany był jako miejscowy dziwak, który mimo bycia duchownym stronił od ludzi. Nie wzbudzał większych zainteresowań, kolejny antyspołeczny cudak, ot tak, nic nadzwyczajnego. Jego życie jednak wkrót...