Rozdział 50

88 11 6
                                    

Wiatr przemykał wzdłuż gęstego lasu, szeleszcząc w wysokiej trawie, gdy pewien pomniejszy demon biegł zaraz obok niego.

Zmęczenie zaczęło już przeszywać jego ciało, a oddech okazywał się coraz cięższy do złapania. Nie ważył się jednak zwolnić. Niósł zbyt ważną wiadomość, by pozwolić sobie na opóźnienia.

Wkrótce więc, śledząc dokładnie znajomą mu ścieżkę, wbiegł prosto w gęstą ścianę zarośli, aby wypaść po drugiej stronie, na skrytą między nimi polanę.
Tam skrywały się „największe ścierwa" wszystkich światów, jak mawiały o nich demony. Anioły za to pomijały ich egzystencję milczeniem.

Demon nie zwolnił nawet na sekundę i łapiąc płytkie wdechy przez usta, przedarł się przez tłum demonów, świętujących kolejny dzień. Przeskoczył nad ogniskiem po środku i skierował się wprost do ogromnego namiotu za nim.
Dopiero tam zatrzymał się, poprawił okrywające go, zwierzęce skóry i wszedł do środka.

Momentalnie otulił go zapach stęchlizny i dymu ze świec, ale do gorszych rzeczy był zmuszony się przyzwyczaić.

- Parek. - Usłyszał władczy, kobiecy głos i ukłonił na moment głowę mimo goryczy.

Prostując się, spojrzał prosto w stronę tronu ze zwierzęcych kości.

- Pani.

- Już wróciłeś? - Uniosła brew, popijając z drewnianej butli czerwonawą ciecz, która wolnymi strumieniami spłynęła w dół jej brody.

- Tak, pani - odparł z pokorą. - Przychodzę z...nieciekawą wieścią.

- Nie niszcz mojego humoru tak wcześnie - jęknęła, odrzucając do tyłu głowę. - Nie stać mnie na to, żeby jeszcze ktoś z naszych zginął.

Mimo niezadowolenia, nie odebrała mu prawa głosu. Demon przygryzł więc język i wyprostował się.

- Szatan zawiódł i został przegnany - wyrzucił wreszcie, gotowy na jej najgorszy gniew.

I faktycznie, jej oczy zaiskrzyły w ciemności i podniosła się z tronu tak gwałtownie, że demon instynktownie odskoczył.

- Kiedy? - spytała, swoją furię zaciskając za szczękami.

- Wczoraj.

Królowa zaczęła pomrukiwać coś do siebie, zaciskając dłonie w pięści i krążąc dookoła.

- Chcesz... - demon zawahał się na moment, gdy spojrzała na niego jak dzikie zwierzę - pragniesz ukarać winowajców, pani?

- Pozwolę ci zgadnąć. - Uśmiechnęła się, a jej białe zęby błysnęły w ciemności. Prędko jednak jej twarz wygięła się z powrotem we wściekły grymas. - JAK ONI ŚMIĄ!? - wrzasnęła, uderzając pięścią w tron i odrzucając go kilka metrów dalej.

Demon ledwo co go uniknął i niepewnie znów spojrzał na swoją panią, która chwyciła garść swoich włosów i znów ryknęła przeraźliwie. Odgłos, który okropnym świstem odbił się od ziemi.

- NĘDZNE ROBAKI! - Znów zamachnęła się, tym razem za siebie, pazurami rozdzierając materiał namiotu. - Znów nie mamy nic! Zabiję ich!

Przez szpary do środka wpadły strugi światła, błyszcząc delikatnie w jej ciemnych włosach i oślepiając ją na krótki moment.
Królowa uniosła twarz w ich stronę i choć nadal oddychała szybko, przymknęła oczy, pozwalając rozsądkowi dojść do głosu.

- Ale jeszcze nie teraz - postanowiła i nagle jej ton stał się spokojny, miły, niektórzy powiedzieliby, że wręcz anielski. Zwróciła się w stronę Pareka. - Na razie Lucyfer będzie ich obserwował. Musimy zaczekać, aż opadnie ich ostrożność.

Parek wyprostował się niepewnie, gdy jej furia przeminęła i skinął głową.

- Jakie mam przekazać rozkazy, pani?

- Nic im nie przekazuj - zdecydowała po chwili i uniosła dumnie brodę. - To moja wojna. Róbcie mi za wierną widownię.

Chociaż wojna wcale nie była tu odpowiednim określeniem.
Po raz kolejny, zabrali jej wszystko co posiadała, więc nie zasługiwali nawet na walkę.
Więc nie, nie planowała wojny.

Planowała istną rzeź.



KONIEC

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz