Rozdział 5

69 12 4
                                    

Zbliżało się południe, gdy słowa książki zlewać się mu zaczęły w jeden niejasny ciąg liter. Znudzony schował ją z powrotem do torby, nową rozrywkę odnajdując w oglądaniu przemian scenerii znajdującej się za oknem. Przed nimi jeszcze trochę drogi, a po tym jak Sam wmusiła w niego porządne śniadanie i kubek herbaty, zrobił się strasznie senny.
Ciężko było mu się przez to skupić, czy sprawnie reagować na otoczenie, więc dopiero po kilku sekundach zwrócił uwagę na to, co działo się na siedzeniu obok.

- Flaga? - spytał niepewnie, ale demon nawet nie raczył go spojrzeniem.

Siedział nastroszony jak kocur. Wyprostowany i srogi, czujnie wzrok wbijając gdzieś przed siebie, jakby gotowy był odgryźć krtań każdemu, kto się zbliży.
Edward zaciekawiony również spojrzał w tą stronę, lecz zaraz odwrócił się, zanim mógł popełnić ogromny błąd.

Inne monstrum znajdowało się po drugiej stronie autobusu. Wyglądało jak ogromny pies, lub raczej wilk. Stał wysoko na tylnych łapach, a jego obdarte ze skóry mięśnie wyglądały, jakby ktoś przypalał je ogniem. Demon wisiał nad własną ofiarą, ale piekielne istoty we krwi miały zaciekłą potrzebę rywalizacji. Gdy tylko więc zobaczył Flagę, od razu musiał zapragnąć uczepić się również księdza.

Edward musiał przyznać, poczuł powoli nasilający się w nim strach, chociaż poniekąd powinien się już do tego przyzwyczaić. Cóż, nieważne jak długo już to znosił, bycie ofiarą o którą rywalizuje dwójka obrzydliwych abominacji zawsze przyprawiało go o te same dobijające mdłości.
Całe szczęście Flaga najwyraźniej chociaż trochę poważnie potraktował misję pilnowania Edwarda i nie pozwalał drugiemu demonowi się zbliżyć.

W zwyczaju Edward miał z nerwów drapać kostki, przed czym i tym razem nie mógł się powstrzymać, skubiąc stare już strupy. Musiał odnaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia, byle tylko nie patrzeć na tego demona...
No i punkt zaczepienia odnalazł, a były to jego ofiary.

Matka z rozwianym kokiem i w koszuli schowanej za beżowym płaszczem. Na kolanach trzymała małą dziewczynkę, która uparcie czepiała się jej płaszcza małymi piąstkami. Przestraszonymi oczami błądziła po autobusie, jakby wiedziała, że nad nimi wisi coś złego.
Ten obrazek wzbudził w nim osobliwe uczucia, jakby dyskomfortu, zmartwienia może. Coś było nie na miejscu w jego umyśle, a jednak nie mógł od nich oderwać przygaszonego spojrzenia.
Matka wyglądała na tak straszliwie przemęczoną, a jednak uśmiechała się nadal, odciągając uwagę zdenerwowanej dziewczynki jakąś miłą opowiastką.
Trudno było to oglądać z wizją przyszłego nieszczęścia. Demony co prawda, jak każde stworzenie, miały na siebie narzucone pewne ograniczenia, których przestrzegać musiały. Wśród nich leżało własnoręczne zabijanie, ale przecież każde prawo można obejść. Wystarczy odrobina nieszczęścia, odwrócenie uwagi przypadkowego kierowcy i obie skończą pod kołami rozpędzonego tira.

W pewnej chwili duże, niebieskie oczy dziewczynki zwróciły się w stronę Edwarda, a ten poczuł jakby coś fizycznego w nim pękło.

- Flaga, przestań - powiedział zrezygnowany.

Demon przekrzywił głowę, nadal wlepiając wzrok w drugiego demona.

- Co?

- Odpuść. Pozwól mu do mnie podejść.

- Ty jesteś chory na umyśle?

- Nie wiem - odparł oschle. - Nic mi nie będzie. Idź.

Flaga nareszcie zwrócił się w jego stronę, aby po raz ostatni spojrzeć na niego jak na największego głupca. Cóż, być może i miał w tym słuszność.
Podniósł się z grymasem, pod nosem pomrukując jakieś niemieckie przekleństwa i wstał, by oddalić się na tył autobusu.

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz