Rozdział 9

71 12 4
                                    

- Jeśli zginiemy to winię ciebie - rzucił Flaga, gdy tylko ksiądz go dogonił.

Edward jednak uniósł jedynie brwi i wstrzymał sprzeciwy. Naprawdę nie miał już siły się z nim przepychać.

Szybkim krokiem dobiegli do wskazanego miejsca, gdzie w murze faktycznie było całkiem szerokie pęknięcie. Z umiarkowanym trudem przecisnęli się na drugę stronę, by tam nieco dokładniej się rozejrzeć. Tak jak zapowiadał Kalma, ujrzeli łysy plac pełen starych rusztowań i fundamentów, a wokół nich ani jednej maszyny budowlanej.

Edward spojrzał krótko na lucyfera. Nie chciał w końcu, aby się tu zgubił. Dawno już pewnie nikt nie sprawdzał bezpieczeństwa tych konstrukcji. Całe szczęście pies lojalnie trzymał się zaraz przy jego nodze. To aż dziwne, że bezdomny pies jest tak dobrze wychowany.

Flaga stanął koło niego i rozejrzał się czujnie, nim nie ruszył ostrożnym krokiem z miejsca.

- Kalma chyba nie kłamał - mruknął Edward, nie widząc nic wychodzącego poza normę.

- Najwyraźniej. - Flaga obejrzał się na niego. - Powiedz, po co ty to w ogóle robisz?

Edward zmarszczył brwi.

- Co?

- Pytałeś się mnie, czy Lucyfer mi płaci. Ja ciebie teraz pytam o to samo.

Edward zawahał się na moment, ale tylko po sekundzie skinął głową.

- Płaci mi. Przysługami.

Flaga uniósł brew i zwolnił kroku, aby móc spojrzeć Edwardowi w twarz.

- Ah tak? A jaką przysługę teraz ci wyświadczy?

Edward milczał jednak, zerkając na niego z dodatkową nutą goryczy, smętnie nawet, po czym prychnął zirytowany.

- To nie twoja sprawa.

Flaga przyglądał mu się przez chwilę, przekrzywiając głowę, ale tym razem Edward nic sobie z tego niepokojącego widoku nie robił.

- Jak chcesz - zdecydował nareszcie i ponownie zapadła cisza, gdy błądzili po tym ogromnym placu budowy.

Ubity piach trzeszczał pod podeszwami Edwarda, demon poruszał się bez dźwięku, a lucyfer dyszał tylko cicho, łeb trzymając spuszczony. W trójkę tak posuwali się do przodu, póki Flaga nagle nie zatrzymał się. Uniósł wysoko głowę, przynosząc na myśl to jak prostują się zaalarmowane węże.

- Czuję coś - szepnął i ugiął nogi. - Trzymaj się z tyłu.

Edward skinął głową, a dłonią sięgnął powoli do bocznej kieszeni torby. Wcześniej miał tam przygotowany inny woreczek, z którego wydobył garść drobnego pyłu, trzymając go przy boku w pogotowiu.
Było tam bardzo cicho. Nikt nie kręcił się w pobliżu, nawet dzieciaki szukające ciekawych miejsc, a wiatr od wdarcia się do środka zatrzymywały wysokie kamienice. Edward wstrzymał oddech, aby więcej słyszeć, ale niewiele to dało. Lucyfer pisnął cicho, szturchając nosem jego nogę.

- Tam jest! - wrzasnął Flaga, widząc przemykający po murze cień.

Nie czekając na nic, puścił się za nim w pogoń.
Ksiądz potrzebował chwili, aby się otrząsnąć i ruszyć za nim. Flaga był szybki, bardzo szybki, a gdy tak zwinnie przedzierał się przez labirynt nieskończonych konstrukcji, ciężko było utrzymać wzrok na jego plecach. Lucyfer biegł zaraz koło niego, szczekając radośnie, a Edward wypuścił przypadkiem jego smycz, przez co pies wkrótce zniknął za którymś murkiem.

Plac wydawał się ciągnąć w nieskończoności, a ostre powietrze darło jego płuca coraz bardziej z każdą kolejnym krokiem. Rozważał zostawienie Flagi samego, ale z jakiegoś powodu nie mógł się do tego zmusić. Biegł więc dalej, aż nareszcie nie skręcił w kolejny zaułek, gdzie spotkała go bójka roznosząca się wściekłymi sykami i chmurą pyłu.
Był tam Flaga, próbujący pazurami zerwać z siebie jakiegoś obcego demona, a pod ich nogami leżała jeszcze jedna kreatura, utrzymywana przez Flagę na ziemi.
Edward zareagował instynktownie.

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz