Rozdział 4

80 12 5
                                    

Edward pukał bardziej z przyzwoitości niż obowiązku, a więc wszedł nie czekając na odpowiedź. Wystarczyło jednak uchylić tylko drzwi i zaraz odrzuciła go gorąca fala powietrza, nasączona zapachem drewna, kominka i pieczeni świeżo wyciągniętych z pieca. Przez chwilę nawet miał wrażenie, że zapach ten złotem rozjaśnił szare, jesienne podwórze, ale to prędzej można było przypisać jego wyobraźni.

Przytułek Samael jako sam budynek zapewne projektowany był przez bogaty, brytyjski ród, albo przynajmniej tak go Edward kojarzył. Wystrój natomiast gubił gdzieś tą elegancję. Ściany okrywała ornamentowa tapeta, swoją prostotą zgrabnie pasując do zdobionych mebli różnego stylu i rodzaju. Samael od swoich podopiecznych otrzymywała czasem prezenty, w postaci tego właśnie umeblowania, a więc wszystko gryzło się ze sobą kolorem, stylem, czy nawet epoką.
Było tam też dużo roślin, głównie kwiatów w białych wazonach, albo rosnących w doniczkach na oknach. Liczne korytarze tworzyły tu istny labirynt, w którym nieliczni potrafili się odnaleźć, a przestrzeń wewnątrz wydawała się o wiele większa niż na zewnątrz.

- Nocowałem tu kilka razy. Ale zresztą, każdy tu kiedyś nocował - odezwał się nagle Flaga z uśmiechem, gdy ruszyli w górę schodów wyłożonych zielono-złotym dywanem. - Jest tu miło... i spokojnie.

- Nieczęsta rzecz dla was, co?

- Nie, nie bardzo - zgodził się, przekrzywiając głowę na drugą stronę.

Edward szybko wyłapał, że Flaga robił tak bardzo często.
Przekrzywiał głowę z jednej strony na drugą, jakby była dla niego źródłem jakiejś niewygody. Zresztą, tak pewnie było. Demonom w piekielnych warunkach niełatwo jest zbudować sobie ciało bez żadnych uszczerbków.

- To znaczy, może i jest spokój, póki Lucyfer przejmuje ster, ale mało kto by go chciał na stałego władcę.

Edward spojrzał na niego z uniesioną brwią, gdy nareszcie wspięli się po schodach i skręcili w jeden z korytarzy.

- W sensie?

- Lucyfer jest stabilny i sprawiedliwy, ale zarazem tak straszliwie drętwy! - jęknął boleśnie, znowu przekrzywiając głowę. - Ciągle tylko „siedźcie w piekle i nie narażajcie się aniołom". To robi się już nudne.

- Może i nie jestem pierwszy do wypowiadania się na ten temat, ale tylko Lucyfer nazywa was swoimi dziećmi - zauważył. - Może po prostu o was dba.

- Boi się - stwierdził momentalnie. - Boi się aniołów i Boga, a nie dba. Żaden z nich o nas nie dba, więc nie na tym polega kwestia.

- A jakie plusy widzisz w tym, że Szatan miałby rządzić sam? - spytał, postanawiając porzucić poprzednie zagadnienie.

- Byłoby ciekawie. - Wzruszył ramionami. - Pewnie wpuściłby nas wszystkich tutaj. Pozwoliłby atakować ludzi i tak dalej.

- I zginęlibyście z rąk aniołów w przeciągu ilu sekund? Ośmiu?

- Lepsze dobre osiem sekund niż cała wieczność w jednym miejscu.

Edward zamyślił się na chwilę nad jego słowami.
W sumie to żadna opcja nie była dobra, ale tak już bywało w piekle.

Lucyfer był zbyt spokojny, Szatan, znany pod przydomkiem „biały demon", zbyt porywczy. Dwóch władców, a rządząc razem zamiast się dopełniać, tylko się ciągle żrą.
Nie mogli jednak wybrzydzać, bo pod tą kwestią nie mieli zbyt dużego wyboru.
Biały demon był pierwszym upadłym aniołem, starszym od każdego innego stworzenia, a więc przez to stał się również stworzycielem piekła. Lucyfer natomiast wszczął bunt znacznie później i upadł tam wraz ze swoją całkiem pokaźną armią.
Teraz jeden miał teren, drugi armię, a czy którykolwiek z nich ustąpił drugiemu władze absolutną?
Durne pytanie. To demony. Oczywiście, że nie.
Rządzili więc razem, tylko że „razem" w ich mniemaniu oznaczało „kto głośniej krzyczy ten ma rację".
Cóż, polityka piekieł była zarazem prostym jak i cholernie zawiłym systemem.

Strzelajmy W SzczuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz